czwartek, 1 sierpnia 2013

33 „A to mendy… Nie dadzą się nawet nacieszyć spotkaniem z własną wnuczką”


*Oczami Roxanne*
Dobra teraz jestem mega wkurwiona. Już dwa dni nie mogę wrócić do swojego ciała. Wszystko wokół staje się już nudne. Przechodzenie przez ściany, podsłuchiwanie ludzi. Wybrałam się nawet na koncert U2, bo grali kilka ulic od szpitala. Fajnie było ale ja chcę już wrócić. Nie mogę znieść widoku Harrego. To jak zmizerniał przez ostatnie 2 dni jest smutne. Boję się o niego.
Oprócz tego meczy mnie jeszcze jedno pytanie: Czy naprawdę mu na mnie zależy, czy po prostu czuje się winny?
Musze z nim porozmawiać, ale jakaś nieznana siła uniemożliwia mi pobudkę. Nosz w mordę. Nawet tęsknię za powrotem do szkoły.

*Oczami Harrego*
Kolejny dzień i kolejne nic. Lekarze nic nie robią. Tylko spisują wyniki z tych pikających urządzeń i tyle. By się mogli jakoś bardziej postarać. Nie chcą mi nic powiedzieć, bo nie jestem z rodziny i bla bla bla. To cud, że w ogóle mogę tu spędzać całe dnie i noce.
Roxi cały czas jest taka sama. Krucha, blada. W sumie teraz jej skóra jest prawie przezroczysta. Za każdym razem gdy biorę ją za rękę, boję się, że rozleci się pod moim dotykiem na kawałki. Ale lubię czuć jej nikły puls. Dzięki temu, wiem że żyje. Dźwięk jej oddechu to muzyka dla moich uszu. Daje mi nadzieję na powrót dziewczyny. Chłopaki wpadają codziennie i sprawdzają nasz stan, ale nie zostają długo wiedząc, że nie lubię jak ktoś jeszcze jest w sali.
Przez ostatnie cztery dni opowiedziałem jej wszystko co mi leży na sercu. Miałem wystarczająco czasu aby streścić całą karierę One Direction, wszystkie swoje występki, zabawne sytuacje. Powoli kończą mi się tematy.
Ostatnio mam wrażenie, jakby po sali szalał delikatny wiatr. Co jakiś czas coś chłodnego owiewa moją rękę, policzek czy muska moje włosy. To dziwne, ale tak szczerze mówiąc nie przejmuję się tym. Nie przejmuję się niczym oprócz Roxi. Teraz myślę tylko o niej.

*Oczami Roxanne *
Dzisiaj Harry zrobił postęp. Zjadł połowę lunchu, który przywieźli mu chłopcy z Roxi. Była też z nimi Danielle, laska Liama. Widać, że już powoli opuszcza ich nadzieja. Tak samo jak mnie. Cały czas próbuję połączyć się ze swoim ciałem, ale wciąż mi się nie udaje. Chciałabym dostać jakąś wskazówkę, co robić.
Noc, cały szpital już śpi, tylko kilka pielęgniarek zostało na dyżurach. Harry znów leży zwinięty na fotelu i kurczowo trzyma moją dłoń.  Przechadzam się po swojej sali, myśląc co powinnam zrobić. Gdzie poszukać odpowiedzi na swoje pytania; „Jak wrócić do tego przeklętego ciała?”. Niestety w moim umyśle panuje pustka. Boże takie rzeczy to czasem widziałam w filmach, a nie przytrafiały mi się naprawdę. Dziwne to wszystko.
Nagle widzę jasną poświatę wpadającą przez zaciągnięte żaluzje. Podchodzę powoli do okna, lekko przestraszona. Księżyc nie świeci aż tak jasno, latarni po drugiej stronie też nie ma, więc skąd to światło? Powoli podnoszę żaluzje i z każdym centymetrem światło coraz bardziej mnie oślepia. W końcu słabo widzę i muszę mrugnąć kilkanaście razy, aby przyzwyczaić oczy do jasności. Za oknem widzę ścieżkę ułożoną ze światła. Nie wiem dokładnie co to znaczy, no ale przecież sama jestem duchem więc temu nie mogę się dziwić. Jakaś siła każe mi otworzyć okno i iść tą ścieżką. Waham się ale myślę, że i tak nic lepszego mi się nie przytrafi, więc mogę zaryzykować. Powoli opuszczam salę i przeskakuję z parapetu na rażącą ścieżkę. Sunę po niej kilka sekund, a światło przygasa. Mrugam, a gdy otwieram oczy znajduję się na polanie. Dookoła mnie, we wszystkie strony ciągną się zielone połacie pól i łąk.
- Hmm, cześć – słyszę wesoły głos za mną. O nie, to nie może być prawda. Tak dawno nie słyszałam tego dźwięku. Obracam się szybko i widzę przed sobą mamę, tatę i babcię. Trzy najważniejsze osoby w moim życiu, no nie licząc Harrego.
- Mama?! Tata?! Babcia?! – krzyczę niedowierzając. Podchodzę wolno w ich stronę i nieśmiało wyciągam rękę, bojąc się, że gdy ich dotknę znikną. Silne ramiona natychmiast obejmują mnie i zamykają w niedźwiedzim uścisku.
- Tak to my – słyszę tatę.
- Mamy dla ciebie trochę czasu – mówi babcia.
- Więc pytaj o co chcesz – dodaje mama.
Zaczynam cicho płakać ze szczęścia, że miałam szansę spotkać ich po raz kolejny.
- Nie płacz głuptasie tylko pytaj. Nie mamy niestety wieczności, musisz wrócić do siebie – mama ociera moje łzy. Jeszcze lekko pociągam nosem, ale uśmiecham się promiennie. Siadamy na trawie, tuląc się całą czwórką.
- Więc, jak to się stało? – pytam ciekawa.
- Niby co? – zagaduje babcia.
- No czemu was spotkałam?
- Wiesz, trochę długo nie mogłaś wrócić do swojego ciała, więc zostaliśmy poproszeni, aby przywrócić cię do porządku – śmieje się tata.
- A czemu nie mogłam wrócić? – pytam jeszcze bardziej zaciekawiona.
- Bo musisz zrozumieć naprawdę ważną rzecz. Wciąż jesteś co do tego niepewna, ale my wiemy.  Harremu naprawdę na tobie zależy. Uwierz w końcu, że nie jesteś już sama. Tak samo możesz liczyć na resztę chłopaków i Corny. Naprawdę możesz im zaufać – tłumaczy im babcia.
- Wydostałaś się z ciała abyś miała szansę zobaczyć, ze ci ludzie się o ciebie martwią. Miałaś zauważyć, że jesteś kochana i że oni cię potrzebują – dorzuca mama.
- Czyli wy widzicie całe moje życie, tam z góry? – pytam lekko zażenowana.
- Tak młoda damo i nie bardzo podobało nam się twoje zachowanie z tym całym zamykaniem się w domu, piciem i cięciem – beszta mnie tata – A i masz szczęście że zabezpieczyliście się z tym chłopcem, bo inaczej zszedłbym tam do ciebie i zrobił ci kilkudniowe kazanie – dodaje. Moje policzki oblewają się purpura, a cała trójka śmieje się beztrosko wyraźnie ze mnie.
- No już, już. My w młodości też nie byliśmy najgrzeczniejsi, ale z tym cięciem przesadziłaś – babcia grozi mi palcem.
- Przepraszam, ja nie wiedziałam co robić. Nie mogłam się w tym wszystkim odnaleźć ale teraz postaram się nic nie odwalić. Będę mieć na uwadze to, że mnie obserwujecie – odpowiadam – Tak tęskniłam – mówię, obejmując ich mocno.
- A teraz opowiadaj co tam u ciebie? – pyta mama z ciekawością wymalowaną na twarzy.
- U mnie? Przecież wszystko wiecie. Bardziej ciekawi mnie co się z wami stało?
- Nie możemy ci za dużo zdradzić ale nie nudzimy się. Nie możemy ci powiedzieć co robimy, jak żyjemy i gdzie żyjemy ale jest naprawdę świetnie – rzucił tata.
- Noo, a szczególnie nie zwracają uwagi na wiek. Czaisz kochanie, że umawiam się z 40 latkiem? – powiedziała babcia.
- Babciu! Nieźle! Musisz mieć tam branie!  - wykrzyknęłam śmiejąc się. Milczeliśmy przez chwilę, aż w końcu się odezwałam – Nie chcę wracać. Chciałabym zostać z wami.
- Nie możesz kochanie. Na ziemi masz wielu ludzi, którzy szczerze cię kochają. Nie możesz ich zostawić.
- Poza tym musisz już chyba wracać. Nie dano nam zbyt dużo czasu – tata wskazuje na pojawiającą się świetlaną ścieżkę.
- A to mendy – rzuca nadąsana babcia – Nawet się nie dadzą nacieszyć spotkaniem z własną wnuczką.
- Kochanie nie martw się więc nami i żyj pełnią życia – mam podnosi się z trawy i pomaga mi wstać. Babcia i tata powoli też wstają.
- Chciałam wam zadać tyle pytań , ale teraz gdy już się spotkaliśmy mam pustkę w głowie – mówię.
- Ja mam nadzieję, że skończysz z głupstwami i zaczniesz się zachowywać odpowiedzialnie – mówi babcia i mocno mnie tuli – I powodzenia z tym chłopcem. Tym w lokach. Widać że cię mocno kocha – szepcze mi do ucha.
- Serio babciu?  Z tym chłopcem? Przecież go znasz, to Harry – też odpowiadam jej na ucho.
- Naprawdę? Nie miałam pojęcia! Wiesz, moja pamięć już nie jest tak dobra jak kiedyś, a poza tym zmienił się. Nie wiedziałam, że zostanie gwiazdorem.
- To teraz już wiesz. Musisz kiedyś obejrzeć z góry któryś koncert jego zespołu, uśmiejesz się – odpowiadam zadowolona.
- Na pewno tak zrobię – mówi i puszcza mnie. Tym razem to tata przechwytuje mnie w swoje objęcia.
- Jeszcze raz zobaczę cię nadużywającą alkoholu czy tnąca się to osobiście ci nakopę w tyłek – ostrzega mnie – I bądź ostrożna córciu. Kochamy cię.
- Luke! Przestań ją straszyć! – krzyczy moja mama, po czym wyrywa mnie tacie i przytula – Nie bój się, ja mu nie pozwolę.
Śmieję się na jej reakcję, wiedząc, ze tata nigdy by mnie nie uderzył. Miał za dobre serce.
- Spokojnie mamuś. Tata nie skrzywdziłby nawet muchy – uspokajam ją, po czym też mocno przytulam. Po chwili prowadzą mnie do jasno świecącej ścieżki.
- Pamiętaj o zabezpieczeniu. Nie chce cię widzieć latającą tak wcześnie z brzuchem – poucza mnie po raz kolejny ojciec.
- Oj uspokój się już. Przecież nasza Roxi ma trochę rozumu – babcia zdziela go w głowę, na co wszyscy się śmiejemy.
- Ała! – jęczy mój tata udając, że go to zabolało.
- Idź już i pamiętaj, że im naprawdę na tobie zależy – po ostatnim uścisku mama lekko popycha mnie na ścieżkę. Odwracam się do nich i szepczę:
- Kocham was. I wiem, że musze wrócić, bo na ziemi jest ktoś kto kocha mnie.
Po tych słowach otacza mnie światło i jedyne co jeszcze widzę, to ich uśmiechnięte twarze. Staram się zakodować ten obraz w pamięci na zawsze.
Nagle znów nic nie widzę i czuję jakbym pędziła w przestrzeni. Po trzech sekundach zostaję wyrzucona prosto na moje szpitalne łóżko.
- Wiem, że naprawdę ci na mnie zależy – szepczę i wracam do swojego ciała.


*Oczami Harrego*
Kolejny dzień w szpitalu. Robię to co zwykle, czyli siedzę przy łóżku Roxi i trzymam ją za rękę. Minął już miesiąc odkąd zapadła w śpiączkę. Nagle coś się zmienia. Czegoś brakuję. Dopiero po chwili zdaję sobie sprawę, że jej oddech ucichł. W momencie gdy to sobie uświadamiam, wszystkie maszyny leżące wokół jej łóżka zaczynają głośno wyć. Do sali wpadają lekarze i odsuwają mnie w drugi koniec. Zaczynam krzyczeć, że muszę być przy niej ale wyprowadzają mnie na korytarz. Drzwi zostają zamknięte przed moim nosem i nie mogę dostać się do środka. Przez malutkie okienko widzę, jak uwijają się przy jej łóżku, próbują przywrócić akcję serca. Trzymam się jakoś, próbując wierzyć w moc służby zdrowia, ale i tak się boję. Prawdę mówiąc jeszcze nigdy nie byłem tak przerażony. Po kilkunastu minutach zobaczyłem jak lekarze odchodzą od łóżka i rozkładają bezradnie ręce. Wiedziałem co to znaczy.
- Nie! Nie, nie, nie, nie! – zacząłem krzyczeć.

Obudziłem się z krzykiem. Przerażony i cały spocony. Mocniej ścisnąłem rękę dziewczyny, której nie puściłem nawet przez sen. Spojrzałem na jej twarz i krzyknąłem ze zdziwienia:
- Boże!
- Miło mi, ja Roxi jestem! – usłyszałem chrapliwy i słaby śmiech przyjaciółki. Doskoczyłem natychmiast do jej łóżka i lekko przytuliłem, nie chcąc jej połamać. Poczułem jak objęła mnie swoimi ramionami i przycisnęła bliżej siebie.
- Nawet nie wiesz co ja tu bez ciebie przeżywałem – powiedziałem, chowając twarz w zagłębieniu jej szyi.
- Oj wiem – uśmiechnęła się tajemniczo – I nie jestem zadowolona, że się głodziłeś – zerknęła na torebkę z niedojedzonym lunchem. Podrapałem się po głowie, lekko zażenowany.
- Nie miałem jakoś ochoty na jedzenie – odparłem.
- Myślę, że mogę ci to wybaczyć ale dzisiaj masz coś zjeść.
- Może pójdę po pielęgniarkę – zaproponowałem i pobiegłem do recepcji. Po chwili wróciłem z jakąś babką, która akurat miała dyżur. Nazywała się chyba Jonson z tego co pamiętam.
- Witaj Roxanne – odezwała się łagodnie do mojej przyjaciółki?, dziewczyny? – Jak się czujesz?
- Dobrze – dziewczyna mówiła z lekką chrypką, ale to nic dziwnego po prawie tygodniu nie używania głosu – W każdym razie nic oprócz brzucha mnie nie boli.
- To zrozumiałe – odparła pielęgniarka i zaczęła coś notować.
- Co mi się stało? – zapytała Roxi.
- Jutro lekarz odpowie na wszystkie twoje pytania. Na razie wyśpij się – rzuciła i skierowała się do drzwi – I ty też – spojrzała na mnie.  Gdy wyszła z sali spojrzałem na Rox.
- Co się tak gapisz? – zapytała.
- Nic po prostu cieszę się, że do mnie wróciłaś – rzuciłem szybko po czym usiadłem w fotelu – Idź spać, pogadamy rano.
- No chyba żartujesz jeśli myślisz, że pozwolę ci kolejną noc przespać w tym fotelu – skąd wiedziała, że wcześniej też tam spałem? – Chodź, łóżko jest na tyle duże, że jak się lekko skompresujemy, to się zmieścimy – powiedziała, przesuwając się i robiąc mi miejsce – No długo jeszcze mam czekać? Śpiąca jestem – uniosła zniecierpliwiona brwi. Szybko potrząsnąłem głową, zdjąłem buty i położyłem się obok niej. Wtuliłem się w jej kruche ciało i zaciągnąłem jej zapachem.
- Ładnie pachniesz.
- Taa, szczególnie że nie kąpałam się od kilku dni.
 Na ten komentarz zaśmialiśmy się oboje.
- Dobranoc – pocałowałem ją w policzek i zmęczony zamknąłem oczy.
- Harry, ja też cię kocham – powiedziała dziewczyna zanim zasnąłem – Słyszałam wszystko co do mnie mówiłeś przez ten czas i chciałabym żebyś wiedział, że naprawdę mi na tobie zależy.

*Oczami Roxanne*
Rano obudziły mnie czyjeś krzyki.
- Rany Harry! Pociąga cię nekrofilia?! – usłyszałam głos Tomlinsona i poczułam, że leżący obok mnie Loczek się spina.
- Ciszej bądź, Roxi śpi – syknął lokers.
- Wiemy, ze śpi. Już od jakiś 6 dni – rozpoznałam smutny głos Corny.
- Ahh! Nie o to mi chodzi! Roxi się wczoraj obudziła! – wykrzyknął zirytowany Harry.
- Jak to się obudziła? I nic nie powiedziałeś? Nie mogłeś zadzwonić?! – zaczęły się pytania. Skoro że nie mogłam już spać, postanowiłam otworzyć oczy i ich uciszyć.
- Tak obudziłam się, ale jak słyszę wasze krzyki to znów mam ochotę zapaść w śpiączkę – powiedziałam, na co wszyscy zamilkli. A potem rzucili się na mnie jak wilki na świeże mięso i zaczęli, ściskać, przytulać, wypytywać i wgl. Uspokoili się dopiero po kilkunastu minutach gdy wszedł lekarz.
- Dzień dobry panno Maxwell – odezwał się do mnie – Z tego co widzę, dobrze się pani czuje, więc przejdźmy do szczegółów. Czy możemy porozmawiać o przyczynach pani śpiączki? – zapytał lekarz. Pokiwałam głową, a on zwrócił się do reszty – Czy moglibyście zostawić nas samych?
- Nie ma takiej potrzeby doktorze, wyrażam zgodę na to, aby zostali na sali – rzuciłam szybko.
- Wedle życzenia – wzruszył ramionami po czym usiadł na fotelu obok łóżka. Harry opuścił mnie i poszedł stanąć za lekarzem, koło reszty bandy.
- No więc czy przed dniem, w którym zapadła pani w śpiączkę, przeżywała pani jakieś ekstremalne wrażenia, brała pani jakieś tabletki, czy jakieś używki?
Wymieniłam porozumiewawcze spojrzenie z Harrym, na wspomnienie naszej nocy. Louis na szczęście odpowiedział zanim ja zdążyłam wypalić coś głupiego:
- Tak, byliśmy na imprezie.
- I rano pamiętam, że wzięłam jakieś tabletki na kaca – dodałam.
- To właśnie spowodowało pani śpiączkę. Organizm jest wyniszczony i potrzebował dłuższej przerwy aby choć trochę się zregenerować.  Sądzę, że wcześniej tez nadużywała pani alkoholu, prawda? – zapytał lekarz.
- Tak, niestety – odparłam zawstydzona.
- Jak długo?
- Około 4 miesiące codziennie piłam. Raz z tego powodu wylądowałam w szpitalu. Czasem zdarzało się, że zapaliłam papierosa – wyznałam szczerze.
- To doprowadziło do zniszczenia wątroby, nerek, wielu komórek nerwowych, zmniejszenia wydolności serca. W przyszłości czekają panią problemy z dwunastnicą i nadciśnieniem krwi, które szczerze mówiąc już teraz jest lekko powyżej normy, ale jeszcze do przeżycia.
- C-co? N-naprawdę? – zapytałam niedowierzając.
- Tak. I jeżeli nie zacznie pani ograniczać używek do zera to stan pani zdrowia jeszcze się pogorszy. Organizm jest już i tak bardzo słaby, dlatego zalecam zrezygnowanie z alkoholu, papierosów, narkotyków, napojów wyskokowych, a nawet kawy.  Przez pierwszy tydzień warto by też odpuścić sobie silne stresy czy mocne wrażenia. To naprawdę poważna sprawa. Żeby choć trochę poprawić swoje zdrowie zalecałbym codzienne ćwiczenia. Na początek może po dwadzieścia minut dziennie, aby nie przemęczyć organizmu. I proszę nie przesadzać z ćwiczeniami. Przez pierwszy tydzień od wyjścia ze szpitala wystarczą nawet same spacery. Później można podnieść poziom. W najlepszym razie można skontaktować się z trenerem personalnym. I najważniejsze jest przestrzeganie diety. Nie będzie pani mogła jeść hamburgerów, chipsów. Należy ogólnie unikać tłustych rzeczy, słonych, mięs, słodyczy mających dużą ilość tłuszczu.*
No super, czyli nie pojem sobie hot dogów, pomyślałam.
- Wow, dużo tego – powiedziałam zdziwiona taką ilością informacji.
- Niestety. Ale najlepiej byłoby udać się do dietetyka i trenera aby wszystko dokładnie ustalić i dopasować do pani potrzeb. Przez następny miesiąc będzie się pani musiała szczególnie kontrolować ponieważ następny miesiąc jest najważniejszy przy rekonwalescencji.
- Mam nadzieję, że sobie poradzę.
- My ci pomożemy – odparła grupa stojąca za lekarzem. Posyłali mi pokrzepiające uśmiechy. Też się do nich uśmiechnęłam.
- Myślę, że zostawię panią na razie, a badania zrobimy za jakąś godziną, dobrze? – lekarz wstał i skierował się do wyjścia zanim zdążyłam odpowiedzieć.
- Panie doktorze? – zapytałam gdy był przy drzwiach.
- Tak?
 - Kiedy będę mogła wrócić do domu?
- Myślę, że już dzisiaj, jeśli wszystkie wyniki będą w normie. Przez ostatni tydzień pani organizm nie szalał zbytnio więc nie widzę przeszkód w powrocie do domu.
- A czy będę mogła iść do szkoły? – zapytałam jeszcze i wszyscy spojrzeli się na mnie jak na wariatkę – Tak wiem, głupie pytanie, ale ja naprawdę chcę wrócić do normalnego życia.
- Już koniec roku, a z pani wieku wnioskuję, że to jeszcze nie klasa maturalna czyli ominą panią stresy związane z egzaminami, więc nie widzę przeszkód – uśmiechnął się doktor i wyszedł, zostawiając nas samych. I wtedy się zaczęło. Znów zaczęli mnie wypytywać o wszystko. Właściwie nie wiem po co skoro już wiedzieli. Zastanawiałam się czy oznajmić wszystkim, że słyszałam i widziałam ich wizyty. Postanowiłam zostawić to jednak dla siebie. Uważnie słuchałam o wszystkim co mnie ominęło. Śmiałam się w duchu gdy opowiadali o niesamowitym koncercie U2. Przecież nie mogłam im powiedzieć, że przez cały czas krążyłam po scenie jako niewidzialna istota i że mogłam wejść za kulisy i podejrzeć wszystkie przygotowania. Ale udawałam zaciekawioną, a przynajmniej próbowałam, dopóki ziewnięcie samo mi się wyrwało.  Chłopcy opuścili salę i ciągnęli za sobą Harrego, ale ten nie chciał wrócić do domu.
- Dajcie nam chwilę – poprosiłam – On zaraz do was dołączy.
- Nie idę z nimi, poczekam aż dostaniesz wypis i zabiorę cię do domu – rzucił chłopak krzyżując ręce na piersi.
- Nie Harry. Spędziłeś tu już zbyt dużo czasu i nie mogę patrzeć na twój stan. Siedzisz tu od 6 dni. Masz natychmiast jechać do domu, wykąpać się, przebrać, zjeść coś porządnego i wrócić dopiero za dwie godziny – nakazałam.
- A-ale… - zaczął ale bezczelnie mu przerwałam:
- Żadnych ale. I tak będę miała robione te wszystkie badanie więc trochę czasu na to zejdzie, a ty byś tu tylko bezczynnie siedział. Idź – pokazałam na drzwi.
- Tak jest pani – zasalutował z uśmiechem.
- A i jeszcze jedno – zatrzymałam go przy drzwiach – Jeśli wrócisz wcześniej niż za dwie godziny, to strzelę focha i przeprowadzę się do Corny.
- No chyba nie. Żartujesz? – zapytał ale widząc moją poważną minę zbladł lekko – Roxi… nie możesz mnie zostawić… Ja…
- Jeszcze jedno słowo i przestanę się do ciebie odzywać – ponownie wskazałam na drzwi. Tym razem Harry posłuchał i wyszedł a przez drzwi ukazała się głowa Louisa, który był wyraźnie zdziwiony.
- Jak ty to zrobiłaś? – zapytał, unosząc wysoko brwi.
- Ah no wiesz. Ma się tę siłę przekonywania – uśmiechnęłam się, a chłopak pokręcił głową i zamknął drzwi.
- No nareszcie spokój – rzuciłam do siebie i zakopałam się w łóżku próbując usnąć. Jakieś piętnaście minut później gdy już prawie mi się to udało przyszła pielęgniarka, aby zabrać mnie na badania. No chyba mnie szlag trafi. Czy człowiek nie może mieć nawet chwili wytchnienia?


*Oczami Harrego*
Pojechałem do domu tylko dlatego, że jej groźba wydawała mi się nawet realna, a nie chcę, żeby Roxi się od nas wyprowadzała. Nie po tym jak powiedziała, że mnie kocha. A może tylko mi się to śniło? Sam nie wiem. Rano nie dawała nic po sobie poznać. Ale koniec myślenia o tym. Muszę się szybko ogarnąć i wrócić.
Gdy tylko wróciliśmy z całą bandą do domu, od razu szybko pobiegłem na górę. Wszedłem pod prysznic. Ciepły strumień wody działał odprężająco na moje ciało. Czułem jaku całe emocje ostatnich dni mnie opuściły. Boskie uczucie. Po jakiś 15 minutach owinąłem się ręcznikiem i zacząłem szukać jakiś fajnych ubrań. W końcu trzeba się jakoś zaprezentować dziewczynie swoich marzeń, nie?
Szybko wziąłem czarne, obcisłe spodnie z suwakami, białą koszulkę z dekoltem w serek, czarną połyskującą marynarkę. Do tego szare conversy, złoty zegarek i złoty wisiorek. Myślę, że jest okej.
(http://www.polyvore.com/cgi/set?id=91395266&.locale=pl)
Zbiegam na dół, do kuchni gdzie wszyscy siedzą. Liam stoi przy kuchence i robi nam obiad. Mmm, naleśniki. Jestem mega głodny. Żarcie z maka to nie to samo co domowe naleśniki. Przyłączam się do luźnej rozmowy i w końcu dostaję swoją porcję obiadu. Patrzą się na mnie dziwnie gdy dosłownie wciągam naleśniki, jeden po drugim, a później proszę o dokładkę. Gdy już mam odhaczone wszystkie punkty z lisy rzeczy, które kazała mi zrobić Roxi, chcę się zbierać do wyjścia ale patrzę na zegarek pamiętając, że miałem się nie pojawiać wcześniej niż za dwie godziny. Wzdycham ciężko widząc, że będę mógł jechać dopiero za godzinę. I co ja mam teraz robić?
- Jedziecie później do Roxi? – pytam się bandy zgromadzonej przy stole.
- Tak, ale wiesz teraz miała mieć te badania, więc nie ma sensu się spieszyć – odpowiada rzeczowo Liam.
- A może ja sam po nią pojadę i spotkamy się w domu? – pytam, chcąc spędzić z dziewczyną trochę czasu na osobności – Spoko poczekam jeszcze godzinę zanim wyjadę.
- No dobra – wzdycha Zayn.
- Ale ty wariujesz na jej punkcie – uśmiecha się Corny. Próbuje nieudolnie się bronić ale moje wytłumaczenia nie mają sensu więc śmiejemy się wszyscy. Idę się położyć i nastawiam budzik, aby wstać na czas.
Jest 13:40 gdy wychodzę z domu i wsiadam do auta. Trochę zaspałem ale Roxi się nie wkurzy. Przynajmniej się nie wyprowadzi, myślę na pocieszenie. Dojeżdżam do szpitala 20 minut później i od razu kieruję się do dobrze mi znanego pomieszczenia. Otwieram drzwi i widzę jak dziewczyna stoi przy łóżku i zakłada swoją koszulkę zamiast tej szpitalnej. Osz kurde, mogłem jej wziąć jakieś ciuchy na przebranie.
- Ekhem – odkasłuję i czekam aż obróci się w moją stronę.
- Co Styles, widok moich boskich nagich pleców sprawił, że się zakrztusiłeś? – słyszę jej wesoły głos. Nie odwróciła się. Podchodzę więc bliżej, tak, że ręce kładę na jej talii, a brodę opieram o bark.
- Od kiedy się obudziłaś jesteś bardziej sarkastyczna niż zwykle – mówię cicho – Masz już wypis, czy jeszcze trzeba iść coś załatwiać?
- Nie już wszystko okej. Możemy wracać do domu – obraca się i całuje mnie delikatnie. Pogłębiam pocałunek, mocniej chwytając jej biodra i przysuwając ją bliżej. Przygryzam jej wargę po czym delikatnie ją ssę. Dziewczyna wplata ręce w moje loki i delikatnie ciągnie za końcówki. Warczę cicho na co ona się dosuwa.
-  Pierwszy tydzień miał być bez mocnych wrażeń – słyszę jej śmiech, gdy przypomina mi o zaleceniach lekarza.
- Tylko testowałem twoją pamięć skarbie – odpowiadam i obejmuję ją w talii.
- Skarbie? – pyta zaskoczona.
- Tak – odpowiadam uśmiechnięty i wychodzimy ze szpitala.

Jechaliśmy w milczeniu aż w końcu postanowiłem przerwać tę ciszę.
- Wiesz, co do tego co wczoraj powiedziałaś… - zacząłem niepewnie a dziewczyna spojrzała na mnie pytająco – No wiesz, to że mnie kochasz i że ci na mnie zależy. To prawda?
- T-tak – odpowiada z wahaniem – Wiesz ja naprawdę tak myślę i nie widzę sensu aby temu teraz zaprzeczać – teraz jest już pewniejsza.
- To dobrze, bo ja też się w tobie zakochałem. Kiedy byłaś w śpiączce, zrozumiałem, że nie poradziłbym sobie gdybyś odeszła. Rano twoja groźba naprawdę mnie przestraszyła.
- I miała cię wystraszyć. Co ty myślisz, że możesz się głodzić? Człowieku co ci strzeliło do tej pustej łepetyny, że nie chciałeś nic jeść?!
- S-skąd o tym wiesz? – pytam zaskoczony. Zachowuje się tak jakby wiedziała wszystko co się działo gdy „spała”.
- N-no wiesz… - patrzy na mnie zaniepokojona – Harry, musisz mi coś obiecać – mówi.
- Co tylko chcesz – uśmiecham się do niej.
- B-bo ja, ja tak jakby wyszłam ze swojego ciała w czasie tej śpiączki i, i wszystko widziałam. Dlatego wiem dokładnie co robiłeś. I musze przyznać, że to jak spałeś trzymając mnie za rękę było słodkie.
- Ale ten fotel był dość niewygodny – odpowiadam ze śmiechem i dopiero po chwili w pełni docierają do mnie jej słowa – Zaraz! Jak to wyszłaś z ciała?! Co?!
- Proszę nie krzycz – widzę jak Roxi kuli się w fotelu, lekko przestraszona moim wybuchem.
 - Przepraszam, po prostu jestem mega zdziwiony. Pierwszy raz coś takiego słyszę.
- No więc tak. Przez 4 dni byłam tak jakby duchem. Wiem, że to dziwne ale naprawdę nie mogłam wrócić do ciała chociaż próbowałam – zaczęła opowiadać – I to było straszne. Mimo, że mogłam przechodzić przez ściany, wędrować sobie gdzie tylko chcę to byłam sama. To było straszne. Bałam się, że zostanę taka na zawsze – po jej policzkach zaczęły spływać łzy, więc zjechałem na bok, zatrzymałem samochód i wziąłem ją w ramiona. Wtuliła się w moją klatę, rękoma ściskając kawałek koszulki.
- I wtedy, przed tym jak się obudziłam spotkałam rodziców. Nawet nie wiesz jak cudownie było ich znów zobaczyć. Babcia też była. Nie powiedzieli mi gdzie się znajdują ani jak tam jest, ale wyglądali na szczęśliwych. Poza tym, powiedzieli mi, że nie mogłam wrócić bo nie uwierzyłam, że jestem wam potrzebna, że ktoś mnie kocha – dokończyła cicho szlochając. Wziąłem jej twarz w dłonie i zmusiłem, aby spojrzała mi w oczy.
- Ja cię kocham – powiedziałem i zacząłem scałowywać jej łzy. Jeden policzek, drugi, aż w końcu przeniosłem się na usta – Wiesz o tym prawda? – pytam puszczając ją.
- Teraz już tak, ale trudno było mi w to uwierzyć – słyszę jej słaby głos, ale mimo łez Roxi się uśmiecha – A i nie dręcz się, że musiałeś tamtego ranka jechać do studia. Na początku byłam zła, ale już ci wybaczyłam.
Roxi dostaje ode mnie jeszcze szybkiego całusa, po czym odpalam silnik i wracam na drogę.
- Więc jutro do szkoły? – pytam się jej.
- Tak i szczerze to nie mogę się doczekać – odpowiada rozpromieniona. Pod dom podjeżdżamy 10 minut później. Gdy stoimy pod drzwiami ze środka słychać krzyki i śmiechy. Rox rzuca mi pytające spojrzenie na co wzruszam ramionami. Otwieram przed nią drzwi teatralnym gestem i z uśmiechem mówię:
- Witaj w domu skarbie.

__________________________________________________________________________________
*Wszystkie zasady wypowiedziane przez lekarza są wymysłem autora i niekoniecznie mają odzwierciedlenie w prawdziwej medycynie :D 



No i następuje własnie odwieszenie. Masakra jakaś z tymi moimi wakacjami w tym roku. W lipcu mnie nie było 2 tyg, a teraz wyjeżdżam 9 sierpnia i wracam dopiero 1 września. Także kolejny rozdział mam już napisany i ustawiłam aby opublikował się automatycznie 18.08. :D

W nagrodę za wasze czekanie, odwdzięczyłam się najdłuższym jak do tej pory postem - 4280 słów (8 pełnych stron worda). Ale jak się rozpisałam to mnie wciągnęło.

Komu rozdział się podoba - komentuje. 
Boże, ale za wami tęskniłam <333333333333
xoxo Annie

sobota, 6 lipca 2013

Zawieszenie

Długo się nad tym zastanawiałam ale w koncu postanowiłam, że zawieszę bloga na ten miesiąc. I tak już dawno nic nie dodawałam a teraz dodatkowo wyjeżdżam na obóz harcerski, gdzie nie będę miała jak pisać kolejne rozdziały. Przepraszam, że nawaliłam w tak kluczowym momencie, bo w koncu zdobyłam nowych czytelników i od razu na samym początku ich zawiodłam. Naprawdę jest mi przykro.
Mam juz pomysł na dalszą część historii wiec opowiadanie na 10000000% zostanie dokończone.
Zdradzę wam jak na razie, że Roxanne przeżyje (ale tego się chyba domyśliliście), ale będzie miała skomplikowane życie. błędy przeszłości dadzą o sobie znać. 
Ta przeszłość się cały czas za nią ciągnie i nie da o sobie zapomnieć. 
Tak więc kolejny rozdział pojawi się 1 sierpnia.
Do wtedy! (o ile jeszcze będziecie chcieli czytać moje wypociny).
love ya all!
xoxo Annie

niedziela, 9 czerwca 2013

32 "Trzymasz zło tego świata zdala ode mnie i każdy dzień spędzony z tobą wnosi do mojego popieprzonego życia trochę słońca."

Tym razem rozdział dla NEM :D
Wiem, że nie było mnie ponad miesiąc ale wracam na dobre! ♥
_________________________________________________________________________________

*Oczami Harrego*
To już drugi dzień. Drugi dzień, gdy nie mogę z nią porozmawiać. Lekarze nie mogą jeszcze dokładnie powiedzieć dlaczego tak się stało. Podobno jej organizm był zbyt przeciążony. Ale czym? Co takiego się stało? Martwię się, czy czegoś nie łyknęła. Jakiś tabletek czy innego świństwa, ale pan doktor to wyklucza. Od dwóch dni nie byłem w domu. Cały czas siedzę przy Roxi i trzymam ja za rękę. Chłopaki przywieźli mi trochę ciuchów na zmianę ale nie chcę od niej odchodzić nawet na chwilę. Zadręczam się tym, że nie było mnie przy niej tamtego ranka. Może wtedy inaczej to by się potoczyło. Może nie byłaby w śpiączce. Miałem dużo czasu na przemyślenia. Cisza, przerywana jedynie cichym odgłosem jej słabego oddechu dała mi czas na refleksje. Mogłem się nad wszystkim dokładnie zastanowić. Dlaczego to musiało się stać akurat teraz? Gdy już wszystko było dobrze? Dlaczego nie mogłem się nią nacieszyć choć trochę dłużej? Czy zawsze tak będzie, że gdy znajdę względne szczęście, to ono ucieknie? Nigdy nie będę się uśmiechał dłużej niż przez kilka godzin? Nie będę miał chwili na relaks?
Zastanawiam się co by było gdyby…
gdybym nie pojechał na ten casting.
gdyby jej rodzice nie mieli wypadku.
gdyby jej babcia nadal żyła.
gdyby nie roztrzaskała telefonu.
gdyby mi powiedziała.
gdybym nalegał na spotkanie.
gdybym próbował odnowić z nią kontakt?
Co by wtedy było?
Te myśli cały czas siedzą w moim umyśle. To przeze mnie to wszystko się wydarzyło. Powinienem dać sobie z nią spokój, bo ściągnę na nią tylko kolejne problemy, ale nie mogę. Jestem cholernym egoistom i przeze mnie jest narażona na fanów, paparazzo i hejterów. Jestem popieprzony, że nie pozwalam jej odejść.
- Beze mnie byłoby ci lepiej – mówię do śpiącej dziewczyny. Pewnie mnie nie słyszy ale robi mi się lżej na sercu – Przepraszam, że jestem takim egoistom i nie pozwolę ci odejść ale nie przeżyłbym bez ciebie. Trzymasz zło tego świata zdala ode mnie i każdy dzień spędzony z tobą wnosi do mojego popieprzonego życia trochę słońca.
- Przepraszam za to wszystko – mówię ponownie i słyszę kroki na korytarzu. To pewnie chłopcy – Kocham cię Roxanne – całuję dziewczynę w czoło i siadam z powrotem na krześle czekając na ich przyjście. Po chwili rozlega się ciche stukanie i Liam zagląda do środka. Pozostali wchodzą za nim.
- Nadal bez zmian? – pyta smutno Louis.
- Bez zmian. Cały czas śpi. Nawet się nie poruszyła – kończę łamiącym się głosem i chowam twarz w dłoniach.
- Shhh Harry, obudzi się – podchodzi do mnie Corny i przytula mnie, a chłopcy robią to samo. Przez ostatnie dni bardzo się do siebie zbliżyliśmy. Połączyła nas wspólna tragedia i znów jest tak jak na początku kariery. Jesteśmy najlepszymi kumplami.
- Przynieśliśmy ci lunch – mówi Zayn i wyciąga torbę z McDonalds.
- Nie jestem głodny – mamroczę, ale mój żołądek głośno burczy i wydaje mnie. Zarabiam sceptyczne spojrzenia od wszystkich i niechętnie biorę burgera do ręki. Odgryzam mały kawałek i jakimś cudem przełykam. Ostatni raz jadłem chyba w dzień wypadku Roxi. Sam już nie wiem.
- Harry musisz jeść – poucza mnie Horan. No tak, blondyn nie wie jak można nie być głodnym. Sam chyba nigdy nie najadł się do syta. Jego żołądek to czarna dziura a nie narząd ludzki.
- Jem – mówię, połykając kolejny kęs burgera.
- Taaa właśnie widzę – Liam podnosi mój wczorajszy lunch. Nietknięty.
- Nie miałem ochoty. Poza tym nie jestem dzieckiem. Wiem, kiedy mam ochotę na jedzenie a kiedy nie! Nie jestem dzieckiem i nie musicie mnie tak pilnować! – wybucham nagle i wstaję z fotela, na którym spędziłem ostatnie dwa dni. Po tym jak stwierdziłem, że nigdzie się nie rusze, przynieśli go dla mnie, abym nie spał na niewygodnym taborecie.
- Harry, Roxi z tego wyjdzie. Słyszysz mnie? Słyszysz? – Niall łapie mnie za ramiona i potrząsa mną, a ja siadam z powrotem, zrezygnowany.
- A co jeżeli nie? Co jeśli się nie obudzi i zostanie taka na zawsze? Co wtedy?! – załamuję się i ocieram rękawem marynarki łzy zbierające mi się w kącikach oczu.
- Harry musisz być silny. Nie możesz tak myśleć! Musisz zawalczyć o jej powrót do nas i uwierzyć, ze jest na tyle silna, żeby to zrobić!
*Oczami Roxanne*
Boże, czy oni muszą być aż tacy głośni? Głowa mi pęka od tych krzyków.
Siedzę na łóżku i patrzę na scenę rozgrywającą się na wprost mnie: Harry ma dłonie ściśnięte w pięści i oddycha ciężko. Niall próbuje go uspokoić a zarazem pocieszyć. Liam ze zmartwioną miną sprząta stare torby z McDonalds i Nandos, bo Harry nawet nie ruszył jedzenia, które mu przynosili, Corny patrzy na mnie i ma łzy w oczach. Louis i Zayn także są smutni.
Hej, dlaczego płaczecie? – chcę się odezwać ale nie mogę nic powiedzieć. Podchodzę wiec do przyjaciółki i przytulam ja mocno ale nie reaguje. Próbuję jakoś zwrócić na siebie ich uwagę i zaczynam skakać po pomieszczeniu ale nie reagują. Jakby mnie nie widzieli. Wszyscy wpatrują się w coś za mną. No hej, czemu nie zwracacie na mnie uwagi?
Obracam się i widzę łóżko, a na nim leżącą postać. To dziewczyna. Z daleka mogę zobaczyć bladą, prawie białą rękę, które zwisa z łóżka.  Jest podpięta do kilku wenflonów, od których ciągną się jakieś kable. Podchodzę bliżej i patrzę na jej twarz.
To ja.
O Boże! Ale co ja tam robię?! Przecież jestem tutaj! Co, jak… Jak to możliwe? Dlaczego?
Nie pamiętam jak się tu znalazłam. Siadam na łóżku obok drugiej mnie i biorę ją za rękę. Jej palce prześlizgują się przez moją dłoń i nie mogę jej złapać. Próbuję ponownie ale przechodzę przez jej rękę na wylot. Wystraszona zabieram swoją dłoń i tylko się patrzę.
Już rozumiem dlaczego tu są. Ale czy naprawdę aż tak się przejęli? Wątpię.
Komu by na mnie zależało?
Chciałabym wrócić, ale tylko dlatego, że chcę usłyszeć co ma mi do powiedzenia Harry.
O, chłopcy już wychodzą. To dobrze, może znów będę mogła iść spać. To oni mnie tak bezczelnie obudzili.
Harry siada na fotelu koło łóżka i łapie „leżącą mnie” za rękę. Siedzę naprzeciwko niego, dosłownie centymetry dzielą nasze twarze. Mogę poczuć jego ciepły oddech i dokładnie zobaczyć podgrążone, zaczerwienione oczy oraz co najmniej trzydniowy zarost, w którym wygląda naprawdę seksownie.
Schyla się i delikatnie całuje dłoń postaci z łóżka. Po kolei, każdą kostkę. Gdy podnosi głowę po jego policzkach spływają łzy.
- Tak wiele chciałbym ci jeszcze powiedzieć. Miałem zbyt mało czasu. Proszę cię, nie możesz mnie tutaj zostawić. Wiesz jak samotny jestem? Nawet chłopcy… nasza przyjaźń zaczyna szwankować. To przez ten cały blichtr. Wszystko się psuje i nie wiem na kogo mogę już liczyć. Ty jedyna znasz mnie od podszewki i wiem, że mogę ci bezgranicznie zaufać. Ja ci ufam. Tobie jedynej. Proszę cię wróć. Potrzebuję cię Roxi. Kocham cię – mówi szatyn, a ja, ta niewidzialna ja patrzę na niego z niedowierzaniem. Czy on to naprawdę czuje? Chyba mnie z kimś pomylił. Nie było mnie przy nim przez tyle czasu, więc skąd wie, że mi ufa, że mnie kocha, że mnie potrzebuje?
Próbuję z powrotem wrócić do snu który mi przerwano. Nie chcę patrzeć na płaczącego Loczka. Ten obraz łamie mi serce i nie mogę go pocieszyć. Nie umiem. Nie widzi mnie. Nie mogę go dotknąć. To takie popieprzone.
Kładę się na łóżku, próbując dopasować do leżącego tam ciała i czekam. Czekam na powrót do swojego snu. Nic jednak się nie dzieje i leżę zrezygnowana.
*Oczami Harrego*
To już trzeci dzień gdy nie ma jej przy mnie. Coraz bardziej się załamuję. Wczoraj płakałem pół nocy, zanim nie zasnąłem z wyczerpania. Nie wiem jak zniosę kolejne 24 godziny patrząc na nią, tak spokojną, cichą, tak niepodobną do Roxanne. Już powoli zapominam jak brzmi jej śmiech. Idę na chwilę do łazienki, aby załatwić potrzeby fizjologiczne. Nie chcę zostawiać mej damy choćby na chwilę.
Zaczynam żałować że z nią spałem. Boję się, że zemdlała po tym seksie czy coś. Sam już nie wiem. Lekarze nie chcą nic powiedzieć dopóki się nie wybudzi. O ile to zrobi.
- Baby ile mam jeszcze czekać? – pytam się jej, a raczej mówię do jej ciała – Smutno mi tu samemu – uśmiecham się lekko na pewne wspomnienie z dzieciństwa.

Dwunastoletnia dziewczyna ucieka przez las. Jest z nią kilka innych dzieciaków. Bawią się w chowanego. Chłopak z lokami na głowie stoi przy jednym z drzew z zamkniętymi oczami i iliczy:
- Raz…
- Dwa…

- Dziesięć! – wykrzykuje w końcu i odwraca się z wielkim uśmiechem na twarzy – Znajdę was wszystkich – mówi. Zabawa trwa w najlepsze. Wszyscy zostali już znalezieni oprócz tej dziewczynki. Zaczyna robić się ciemno i młodsi powoli rozchodzą się do domów, uznając zabawę za skończoną.
Loczek jednak się nie poddaje i zawzięcie szuka dziewczynki. Po jakimś czasie słyszy ciche szlochanie.
Podchodzi i znajduje przyjaciółkę.
- Co się stało? – pyta przytulając ją.
- Bałam się, że sobie poszedłeś. No i ile można na ciebie czekać? Smutno mi tu samej było – uśmiecha się ocierając łzy.
- Oj Roxi, Roxi. Chodź już do domu, rodzice zaczną się martwić – mówi chłopczyk i ciągnie przyjaciółkę w stronę osiedla.
Wracam i znów siadam w fotelu. Łapię dziewczynę za rękę i patrzę jak spokojnie oddycha.
Przynajmniej żyje, pocieszam się.
Jest już wieczór a chłopcy jeszcze nie przyszli. Pewnie mieli coś do załatwienia. Musieli spotkać się z fanami czy coś. Odwołaliśmy wszystkie koncerty na najbliższy tydzień, bo nie byłbym w stanie wyjść i zaśpiewać. Tak samo jak reszta. Każdy załamałby się prędzej czy później.
Patrzę na jej piękną twarz. Teraz jest blada i ma wory pod oczami ale jest spokojna i nadal piękna. Ten spokój jakim emanuje jej postać jest wręcz przerażający.
Pochylam się i całuję każdą kostkę na jej szczupłej dłoni. Codziennie przed snem tak robię.
Układam się w miarę wygodnie w fotelu i idę spać nadal trzymając Roxi za rękę.
*Oczami Roxanne*
Dzisiaj nic nie zjadł. Martwię się o niego. Cały czas siedzi przy tym łóżku, gdzie leży moje ciało. By chłopak wyszedł, poszedł do klubu, zapomniał o problemach, ale nie ten uparciuch siedzi i czeka Az się obudzę. Wczoraj spędziłam kilka godzin na tym, żeby wrócić do swojego ciała, jednak wszystkie próby poszły na marne. W końcu poddałam się i skuliłam na fotelu obok Harrego. Spał niespokojnie. Cały czas marszczył nos lub szeptał przez sen. Był spięty i w środku nocy obudził się z krzykiem. Naprawdę chciałabym aby mógł poczuć mój dotyk. Dziwne jest to, że potrafię przechodzić tylko przez swoje ciało, a Corny czy Haz … nie mogę przez nich przeniknąć. Ściany też nie stanowią problemu i bawiłam się świetnie gdy przez nie przechodziłam, jednak to już się staje nudne. Chciałabym wrócić, pocałować Lockersa i powiedzieć że już go nie zostawię. Niby takie proste ale nie potrafię wrócić. Coś mi nie pozwala.
Nadal zastanawiam się, czemu on tu siedzi. Naprawdę aż tak mu na mnie zależy?
Wczoraj powiedział, że mnie kocha ale ja nie mam pewności. Nikomu na mnie nie zależy, więc czemu jemu niby tak?
Nie mogę na niego patrzeć  gdy jest taki, rozbity. Aż mnie serce ściska. Chciałabym zanurzyć palce w jego włosach i mocno się przytulić do jego ciepłego torsu.
Do pokoju wchodzi pielęgniarka, żeby sprawdzić moje pikawki. Znaczy te urządzenia co co chwilę pikają i doprowadzają mnie tym do szału. No bo ile można? Hę?
Gdy już wszystko obejrzała, zapisuje wyniki na karcie powieszonej w nogach łóżka. Ma właśnie wychodzić ale jeszcze raz rzuca okiem na pomieszczenie. Jej wzrok zatrzymuje się na śpiącym Hazzie. Uśmiecha się ciepło na jego widok i podchodzi do półki. Po chwili wraca z kocem i przykrywa bruneta. Patrzy na nasze złączone dłonie i mówi:
- Bądź silny, na pewno się wybudzi.
To i mnie dodaje otuchy. Chcę aby ten koszmar się już skończył. Pragnę tego jak jeszcze niczego w życiu. Chcę znów być wśród żywych. I móc być przez nich widzaną.

*Oczami Harrego*
Obudziłem się w środku nocy, cały spocony. Jestem przykryty kocem ale nie to spowodowało moje „przegrzanie”. Znów miałem ten sen o wiecznej śpiączce Rox. Gdy patrzę na jej łózku robi mi się jeszcze bardziej smutno. Od dwóch nocy śni mi się to samo. Próbuję obudzić Roxi do szkoły ale ona nie chce wstać. W ogóle nie reaguje na moje próby. Gdy obracam ją, tak żebym mógł zobaczyć jej twarz, ma otwarte oczy i puste spojrzenie.
Nie chciałbym jej takiej zastać. To naprawdę przerażające.
Mój wzrok automatycznie kieruje się w stronę łóżka. Brunetka spokojnie oddycha. Patrzę na nią przez chwilę i mówię:
- Szkoda, że nie wiesz jak cholernie mi na tobie zależy.
______________________________________________________________________________
Spierdoliłam tą końcówkę, przepraszam.
I przepraszam także za to, że nie było mnie przez cały miesiąc. Opuściła mnie wena, a szkoła pochłonęła za to całkowicie. Teraz wracam już na dobre i kolejny rozdział pojawi się za tydzień.
Miałam mnóstwo zaliczania (jeszcze trochę mi zostało) i ogólnie mało czasu, bo teraz nauczycielom się zebrało na sprawdzanie naszej wiedzy. Już się nie mogę doczekać wakacji! :D
dziękuje za wszystkie komentarze pod poprzednim postem KOCHAM WAS ♥

sobota, 18 maja 2013

31 „Ale dlaczego mam ich nie zamykać? Przecież wtedy się zdrzemnę, a po śnie zawsze czuję się lepiej.”

Rozdział ze specjalną dedykacją dla Dżastki94 (mam nadzieję, że matura dobrze poszła) i Miki :D ♥
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
[muzyka Blue Stahli - Metamorphosis Life theory remix]


- Nawet nie wiesz jak bardzo cię kocham.
Otworzyłam szybko oczy i usiadłam na łóżku. Zakołowało mi się w głowie, więc szybko zaczęłam masować skroń dłonią. Przypomniałam sobie mój sen, w którym uprawiałam z Harrym seks. Zaraz, zaraz... Aż się uszczypnęłam.
- Czyli jednak naprawdę ze sobą spaliśmy - sapnęłam, a moją głowę zalały wyrzuty sumienia.
Nie chcę, aby udawał, że czuje do mnie cokolwiek innego niż przyjaźń. "Nawet nie wiesz jak bardzo cię kocham" zabrzmiało ponownie w mojej głowie. Niee, to już na pewno mi się przyśniło.
Nagle poczułam mocny uścisk w żołądku i odruch wymiotny. Jak najszybciej popędziłam do łazienki i oddałam do muszli całe wczorajsze jedzenie. Po jakiś piętnastu minutach byłam na tyle uspokojona aby wstać. Bolała mnie głowa i pomyślałabym, że to tylko normalny kac gdyby nie ten uścisk w żołądku. Wróciłam do pokoju i ostatkiem sił walnęłam się na łóżko, z powrotem zagrzebując w mięciutkiej pościeli. Zobaczyłam że na szafce nocnej leży jakaś kartka, wzięłam ją do ręki i przeczytałam:
Rox,
Naprawd
ę nie chciałem cię zostawiać, szczególnie po ostatniej cudownej nocy, ale obowiązki wzywały ;[. Ugh! Czasem mam dość tej „sławy”. :/
Gdy tylko wróc
ę to pogadamy o tym co się wczoraj stało.
Harry
PS. Chcia
łbym, żebyś wiedziała, że nie żałuję ż
adnej z tamtych chwil.

W szoku potrząsnęłam głową i ponownie spojrzałam na koślawe pismo loczka.
Serio? Po prostu uciekł? Chociaż w sumie to nawet poszedł mi na rękę. Mam trochę czasu aby to dokładnie przemyśleć.
Dlaczego tego nie przerwałam? Czemu ja nigdy nie pomyślę o konsekwencjach? Teraz mogę stracić także jego. A jest jedyną osobą, która mi pozostała. Wszystko potrafię spieprzyć. Po prostu jestem beznadziejna.
Jeżeli nie będzie chciał teraz nawet na mnie spojrzeć, to nie wiem co zrobię. Nie wiem, czy będę w stanie to znieść. Czy będzie chciał o tym pogadać? Ale po co? Może chce mi powiedzieć, jaka jestem beznadziejna i że się zeszmaciłam przez wczorajszą akcję. Aż się boję. Naprawdę boję się rozmowy z nim.
Co jeżeli każe mi spadać do Holmes Chapel?  No bo, po co miałby mnie tu jeszcze trzymać?
A może od początku chciał się tylko ze mną przespać? W końcu teraz jest gwiazdą i nie ma powodu żeby nadal się ze mną zadawać. Może chciał tylko sprawdzić jaka jestem w łóżku. Krąży przecież tyle historyjek z kim to on nie spał, z kim się nie spotkał.  Dupek!
Nie mogę się w nim zakochać. Nie mogę czegoś do niego czuć! – rozkazałam sobie. Po moim policzku spłynęła samotna łza. Nie wiedziałam co zrobić, byłam całkowicie zagubiona w nowej sytuacji.
 Zegarek wskazywał już 13, a mój brzuch odstawiał koncert, domagając się pożywienia, więc wstałam powoli i zeszłam do kuchni. Wciąż lekko kręciło mi się w głowie.
Stanęłam przed otwartą lodówką, patrząc na jej zawartość, która była dość uboga. Pewnie Nialler zjadł większe śniadanie. W końcu zrezygnowana, wyciągnęłam karton soku pomarańczowego, chleb i dżem. Przeszukałam półki w poszukiwaniu czegoś na kaca. W końcu trafiłam na jakieś tabletki i nie zastanawiając się długo łyknęłam dwie.
Posmarowałam chleb dżemem i usiadłam na jednym z 10 drewnianych krzeseł, ustawionych wokół dużego dębowego stołu.
Czyli Harry nie żałuje, odezwało się moje sumienie.
Taak, tylko tak napisał, żeby nie było mi przykro.
A może naprawdę nie mógł zostać?.
No proszę cię, naprawdę w to wierzysz? Obudził się, zobaczył, że ma w łóżku paszteta i zwiał. Też bym na jego miejscu tak zrobiła.
Przesadzasz.
Ja przesadzam? Przecież to tylko stwierdzenie oczywistych faktów.
Czemu nie chcesz dopuścić do siebie myśli, że komuś na tobie zależy? Dlaczego odpychasz każdego kto chce się do ciebie zbliżyć? Jesteś egoistką.
Niby dlaczego?
Myślisz tylko o sobie i nie obchodzi cię, że on może naprawdę cię lubi, trochę inaczej niż jako przyjaciel.
I to ma być egoizm z mojej strony?
Tak.
Skończ już... Jesteś tylko czymś tam w mojej głowie. W ogóle, to nawet nie mam pojęcia jak się aktywowałaś. A może jesteś mężczyzną? O.0 To trochę dziwne jeżeli w mojej głowie siedzi jakiś facet. W każdym razie, spadaj. Sama potrafię o siebie zadbać.
On cię kocha...
Ten głos zaczyna mnie wkurzać. Jeszcze pojawia się tak znienacka. Wcześniej nie zdarzało mi się rozmawiać z sumieniem. Albo ta sytuacja jest naprawdę wyjątkowa, albo zaczynam świrować. Ta druga opcja wydaje się bardziej prawdopodobna. Niedługo Harry będzie miał powód, żeby zamknąć mnie w psychiatry ku i zerwać kontakt.
Na samą myśl, że ponownie mogłabym go stracić, zrobiło mi się smutno. Poczułam się samotna, wiedząc, że nie mogłabym słyszeć już jego głosu czy śmiechu. Teraz płaczę, a jeszcze niedawno byłam na niego zła.
Chyba naprawdę potrzebuję psychiatry.
W czasie jedzenia zaczęło mi się jeszcze bardziej kręcić w głowie. Miałam mroczki przed oczami i kompletnie nie wiedziałam co powinnam zrobić. Zrobiłam ostatniego gryza mojej super wypasionej, dżemorowej kanapki i wstałam, aby odnieść naczynia do zmywarki. Później się nimi zajmę. Może jak się położę, to mi przejdzie.
Wcześniej jeszcze nigdy nie zdarzały mi się takie efekty uboczne imprez, czy mojego picia po śmierci.. moich rodziców.
Na samą myśl o dniu wypadku po moim policzku spłynęła samotna łza.
I znów płaczę. Cholera! Za dużo się tu dzieje. Chciałabym wrócić do domu. Do prawdziwego domu, gdzie będę miała kogoś, kto się mną zajmie, przytuli, pociesz, a na koniec powie że „wszystko będzie dobrze”, a ja będę mu wierzyła.
Z półki wyciągnęłam szklankę i wypełniłam ją wodą. Postanowiłam wrócić do łóżka i jeszcze trochę się przespać. Gdy odwróciłam się w stronę drzwi, zakręciło mi się w głowie, ale tym razem tak mocno, że aż oparłam się o ścianę.
Zgarnęłam z blatu telefon (rzadko kiedy się z nim rozstaję), i skierowałam się na kanapę w salonie. Ostrożnie stawiałam każdy kolejny krok, uważając aby nie poruszać się zbyt gwałtownie. Do przejściu tych 5 metrów, czułam się jakbym pokonała co najmniej maraton. Na moim czole pojawiły się kropelki potu, a ręka trzymająca szklankę zaczęła drżeć. Opadłam z ulgą na skórzaną kanapę i zwinęłam się w kłębek. Patrzyłam się w szkło naczynia, które postawiłam na stole obok. Zaczęłam cała drżeć i szczękać zębami, chociaż nie było mi zimno. Przeciwnie, byłam wręcz rozpalona.
Próbowałam to opanować ale się nie dało. Zaczęłam płakać z bezsilności. Złapałam za telefon i po chwili wahania zadzwoniłam do Harrego.
Nie musiałam długo czekać zanim odbierze.
- Halo? – odezwał się zaledwie po dwóch sygnałach.
- T-tu – nie mogłam wydusić z siebie słowa. Miałam ściśnięte gardło, a głos załamywał mi się przy każdej głosce – To ja, Rox. H-Haz pro-proszę przyjedź. – zakaszlałam próbując powstrzymać drżenie – Ja, ja nie wiem, co się ze mną dzieje – wydusiłam wreszcie.
- Roxi? Roxi! Proszę tylko wytrzymaj. Będę jak najszybciej się da. Proszę cię, tylko wytrzymaj! – słyszałam jak krzyczy. Brzmiał na szczerze zmartwionego.
- Roxi, proszę cię nie zamykaj oczu… - słyszałam jego głos.
Ale dlaczego mam ich nie zamykać? Przecież wtedy się zdrzemnę, a po śnie zawsze czuję się lepiej.
- Roxanne! – wydarł się tak głośno, że odruchowo wyrzuciłam telefon na podłogę.
Ale dlaczego teraz na mnie krzyczy? Przecież nic nie zrobiłam! To nie moja wina do jasnej cholery!
Może jak zamknę oczy, to nie będzie się na mnie darł.

*Oczami Harrego*
Mieliśmy właśnie próbę, gdy z mojej kieszeni rozległ się dźwięk dzwonka. Szybko wyciągnąłem telefon i gdy zobaczyłem, że to Roxi, natychmiast odebrałem. Wiedziałem, że nie powinienem zostawiać jej rano ale nie miałem wyboru. Paul właściwie wyciągnął mnie z łóżka i wsadził pod zimny prysznic. Cały czas byłem rozkojarzony, bo o niej myślałem.
Bałem się, że zacznie na mnie krzyczeć.
- Halo? – zapytałem niepewnie, czekając na to co nieuniknione, czyli opierdziel od dziewczyny.
- T-tu – usłyszałem jej zduszony głos. Zaczęła kasłać i po chwili kontynuowała – To ja, Rox. H-Haz pro-proszę przyjedź. – W tym momencie się przeraziłem. Wiedziałem, że nie dzwoniłaby w jakiejś błahej sprawie. A to oznacza, że coś jej się stało. Oby nie zrobiła sobie krzywdy. Nie wybaczę sobie, gdy cos jej się stanie – Ja, ja nie wiem, co się ze mną dzieje – zakasłała na końcu. Mówiła jakby każda głoska sprawiała jej niesamowitą trudność.
Szybko szepnąłem do Louisa, że ma brać kluczyki, bo Roxi cos się stało. Wyminąłem zaskoczonego Paula i zacząłem biec na parking. Przez ten czas mówiłem do telefonu:
- Roxi? Roxi! Proszę tylko wytrzymaj. Będę jak najszybciej się da. Proszę cię, tylko wytrzymaj! – byłem spanikowany. Stanąłem przy aucie, ale Louis dopiero wybiegłam z budynku - Roxi, proszę cię nie zamykaj oczu… - byłem wkurzony na przyjaciela i jego wolne ruchy. Wydarłem się na Roxi, bo już nie wytrzymywałem. Gdy tylko brunet dobiegł do czarnego audi i odblokował drzwi, wpakowałem się do środka i szybko zapiąłem pas. Ruszyliśmy z piskiem opon, a ja nie przestawałem mówić:
- Rox, błagam, proszę, ja pierdole po prostu nic nie rób. Nie rób mi tego! Nie mogę cię stracić! – cały czas powtarzałem te same słowa. Nie wiedziałem co jeszcze powiedzieć, że co, że ją kocham? Że cholernie mi na niej zależy i nie chcę, żeby mnie tu zostawiała?
Louis pędził jak szalony. Przejeżdżał na wszystkich czerwonych światłach, wchodził ostro w zakręty. To cud, że cali dojechaliśmy do domu.
Wysiadłem z auta i pobiegłem w stronę drzwi. Były zamknięte i niestety musiałem jeszcze przez chwilę mocować się z kluczami, bo nie dało się ich tak po prostu „otworzyć z kopa”.
Znalazłem Rox leżącą na kanapie w salonie. Już z daleka mogłem zauważyć jaka jest blada. Ledwo co oddychała, a jej puls… nie potrafiłem go wyczuć.
- Dzwoń po karetkę! – krzyknąłem do Louisa ze łzami w oczach.
- Szybciej sami tam dotrzemy – powiedział i podszedł do Roxi. Wziął ją na ręce i zaczął iść w stronę auta. Ocknąłem się dopiero po chwili i popędziłem za nim. Nie wiem co bym zrobił gdyby tu ze mną nie przyjechał. Może na co dzień zachowuje się jak totalny dzieciuch ale w kryzysowych sytuacjach zawsze zachowuje zimną krew.
Usiadłem w aucie i położyłem blondynkę tak, aby leżała głową na moich kolanach. Złapałem ją za rękę i nie przestawałem mówić. Dziewczyna nie miała siły się odzywać ale co 2 sekundy pocierała lekko kciukiem moją dłoń, dając mi do zrozumienia, że jeszcze przy nas jest.
Droga ciągnęła mi się w nieskończoność, żałowałem, ze nie mam magicznych mocy i nie mogłem nas tak po prostu teleportować. Kompletnie nie wiedziałem co mogło się stać z moją przyjaciółką, chociaż teraz chyba już nie mogę jej tak nazywać. Sam nie wiem.
Gdy już podjechaliśmy pod kremowy budynek, Louis wbiegł do środka wołając o pomoc, a ja wyciągnąłem Roxi z auta. Na szczęście dla nas, pielęgniarki zareagowały natychmiast i przyjechały z wózkiem, na którym położyłem dziewczynę. Za drzwiami szpitala czekał już lekarz, który po samym zerknięciu na blondynkę skierował ją na OIOM. Kazali nam zostać i poczekać na korytarzu.
Wściekły zacząłem krzyczeć i bić pięściami w ścianę. Byłem bezsilny. Ona mogła umrzeć w moich ramionach. Nadal może umrzeć…
Nie obchodziło mnie, że ludzie zaczęli mi się przyglądać. Niektórzy chyba rozpoznali tą sławną buźke z pierwszych stron kolorowych gazet.
Louis złapał mnie od tyłu, blokując moje ciosy w ścianę.
- Wyjdźmy stąd, nie rób sensacji – powiedział tuż przy moim uchu.
Potulnie pokiwałem głową i dałem się pociągnąć do łazienki. Lou zaciągnął mnie pod kran i puścił zimną wodę na moje zakrwawione kostki. Czułem jak pulsowały, całe moje ciało pulsowało w nierównomiernym rytmie, a oddechy były krótkie i urywane.
- Lou – zacząłem, patrząc na bruneta – A co jeśli ona umrze?
- Nie umrze. Nie może umrzeć – odpowiedział przytulając mnie mocno. Był dla mnie naprawdę jak brat. Mogłem powiedzieć mu o wszystkim i liczyć na dobrą, szczerą radę, bez wysłuchiwania jaki to nie jestem. Trochę głupio, że ludzie brali nas za gejów. Przez to musimy trzymać się od siebie z daleka na koncertach, wywiadach, czy spotkaniach z fanami. To już nie to samo co na początku.
Znów moje myśli powróciły do czasów z przed X-Factora, co również wiąże się z Roxi. Gdy tylko zobaczyłem ją w swojej głowie, znów zacząłem płakać. Nie mogłem nic na to poradzić. To było po prostu zbyt dużo. Osunąłem się po ścianie, chcąc zostać sam. Louis jakby czytając mi w myślach wyszedł z łazienki aby zadzwonić do reszty. W końcu też powinni wiedzieć.

*Oczami Roxanne*
Biegnę, znów uciekam. Tylko ze tym razem nie jestem w lesie, a w białym korytarzu. Co też dziwne nikt mnie nie goni. Więc dlaczego nadal biegnę? Dlaczego nie mogę się zatrzymać?
Tu jest aż zbyt biało. Ściany wręcz rażą swoją czystością. Muszę mrużyć oczy, żeby dobrze widzieć kontury, które i tak po chwili ulegają zniszczeniu.
Nie mogę się zatrzymać, tylko biegnę.
Moje nogi same ustalają tempo.
Jestem już zmęczona.
Nie wiem ile jeszcze wytrzymam.
Nie wiem czy wytrzymam do końca.
Moją głowę zalewają głosy, szepty, szmery i inne dźwięki. Cała kakofonia.
Przykładam ręce do głowy i zaczynam krzyczeć ale z moich ust nie wydobywa się dźwięk. Jestem bezsilna.
- Proszę wytrzymaj dla mnie – słyszę kogoś.
- Na OIOM – mówi następna osoba. Nawet nie mam pojęcia czy to człowiek, czy może zostałam porwana przez pozaziemskie istoty.
- Jest źle – potwierdzają głosy.
- Nie wiadomo czy przeżyje – te słowa są dla mnie jak wyrok.
Jestem już zmęczona. Moim ciałem wstrząsają silne dreszcze.
Łapczywie łapię powietrze i z powrotem opadam bezwładnie na łóżko.
- Uff – słyszę kilka westchnień jednocześnie.
Gdzie jestem? Co tu robię? Dlaczego oni się na mnie patrzą? Nie obchodzi mnie to i znów zamykam oczy.
 Już nie biegnę.  Zatrzymałam się! Choć klatka piersiowa strasznie mnie kłuje, gardło mam ściśnięte i nie mogę złapać oddechu, to jestem szczęśliwa. Już nie biegnę.
- Proszę tylko nie hałasować. Niech odpocznie – mówi ktoś. Słyszę jak do pokoju wchodzą następne osoby. Ich szepty rozlegają się echem w mojej głowie. Przeszkadza mi to. Chciałabym, żeby się zamknęli. Chcę być sama.
No może Harry mógłby tu teraz ze mną być i trzymać mnie za rękę.
Ale tylko on.
Nikt inny.  
________________________________________________________________________________
Jestem na was trochę wkurzona, bo naprawdę rzadko proszę o komentarze pod rozdziałami. Pod ostatnim chciałam zobaczyć ile z was czyta moje wypociny no i trochę się zawiodłam.
Na szczęście są też osoby, które sprawiły że się uśmiechnęłam i DZIĘKUJĘ.
Następny postaram się dodać za tydzień. 
:D

czwartek, 2 maja 2013

30 „Zatknęłam czubek palca, za gumkę materiału i lekko z niej strzeliłam, powodując że warknął.”

Wiem, że długo czekaliście ale mam dla was coś specjalnego... ^ ^
***

[muzyka Hoobastank - The Reason]

*Oczami Roxanne*
Przez sen czułam, jak ktoś mi się przypatruje. Otworzyłam oczy, lecz poraziło mnie światło wpadające do pokoju przez niezasłonięte rolety. Zamrugałam kilkukrotnie, czekając aż obraz stanie się wyraźniejszy.
- Witaj piękna – zaśmiał się Harry. Leżał obok mnie wsparty na łokciu, i z zainteresowaniem przyglądał się mojej twarzy.
- Jaka tam piękna. Gdyby wprowadzić podatek za brzydotę, to bym od razu zbankrutowała – zaśmiałam się. Czułam się trochę dziwnie, bo nigdy wcześniej… no nie było takich sytuacji.
- Przestań. Jesteś naprawdę piękna – Loczek upierał się przy swoim.
- Taaaa, w którym niby miejscu?
- Tu, tu, tu i tu też – zaczął wodzić delikatnie palcem po mojej twarzy, ale po chwili zabrał go jakby speszony – Cała jesteś piękna – dodał z uśmiechem.
- Awww Hazzuś nie słodź mi już tak, bo się zarumienię.
- Chętnie popatrzę – zaśmiał się. Walłam go w ramię ale po chwili też się śmiałam.
- Idziemy zrobić śniadanie? – zapytałam i zaczęłam się podnosić.
- Spoko – Harry złapał mnie za rękę – ale Rox, jedziesz z nami do Londynu, prawda?
- Tak, nie mam już po co zostawać, po tym co zrobiliście w nocy. Miałabym przesrane – wzruszyłam ramionami i znów chciałam wstać, ale Harry przyciągnął mnie do siebie i przytulił.
- Jesteś zła? – zapytał cicho.
- Nie.
- Nie kłam. Widzę, że jesteś, ale musisz zrozumieć, że nie chcieliśmy aby przytrafiło ci się coś jeszcze.
- Masz rację, jestem wkurzona. Mieszkam tu od kiedy pamiętam, a wy każecie mi tak nagle przenosić się gdzieś indziej.
- Byłaś już przecież w Londynie.
- Ale jechać na trochę, a wyprowadzać się zupełnie, to dwie kompletnie różne rzeczy – byłam coraz bardziej wkurzona. Sam temat rozmowy mnie irytował.
- Wybaczysz nam, mi? – zapytał Hazza tuż przy moim uchu.
- Już wam wybaczyłam ale pozwól mi się choć przez chwilę powyżywać, i najlepiej nie poruszaj już tej kwestii – powiedziałam nadal spięta – I chodź robić to śniadanie, bo w życiu nie dojedziemy do Londynu przed 15, jak się będziesz tak guzdrał.
- Okej, okej – powiedział uśmiechnięty, pozwalając mi wstać.
Zeszłam na dół w piżamie, za którą robiła mi luźna koszulka piłkarska taty i krótkie spodenki. Będąc na ostatnim stopniu, poczułam smakowite zapachy dochodzące z kuchni. Weszłam tam i zobaczyłam Liama robiącego jajecznicę.
- Mmmm pysznie pachnie – powiedziałam, a chłopak podskoczył lekko na dźwięk mojego głosu.
- Mam nadzieję, ze będzie też zjadliwa – zaśmiał się pod nosem.
- A gdzie reszta?
- Pewnie jeszcze śpią.
- To może iść ich obudzić? – zapytałam.
- Niee, Niall przybiegnie jak poczuje jedzenie, Louis za nim aby dokopać blondynowi za budzenie go, Harry pewnie już wstał, w sumie to możesz skoczyć po Zayna. Tylko ostrzegam, to będzie trudne aby wyciągnąć go z łóżka przed 12 – powiedział na jednym wdechu Li. Swoją drogą, to nie wiem jak mu się to udaje. Mówi tak szybko i się nie męczy.
Spojrzałam na zegarek. Była równo 10. „To będzie wyzwanie” – pomyślałam zmierzając do pokoju, w którym tymczasowo ulokował się mulat. Przez chwilę patrzyłam jak słodko śpi. Wróciłam na sekundę do kuchni i zaczęłam grzebać w szafce. Liam patrzył się na mnie dziwnie. W odpowiedzi uniosłam tylko małą miskę. Wbiegłam na górę i weszłam do łazienki, aby napełnić ją wodą. Ostrożnie przemknęłam przez korytarz do pokoju Zayna. Zostawiłam otwarte drzwi, aby szybko uciec i wylałam na niego całą zawartość miski. Opuściłam pomieszczenie w mgnieniu oka i zbiegłam do kuchni. Położyłam miskę na suszarce, a z góry słychać było głośny krzyk:
- Ja was cholera jasna zabiję!
- Ups – wymsknęło mi się.
- Co ty żeś zrobiła? – zapytał mnie Liam z szeroko otwartymi oczami.
- No, obudziłam go.
W tym momencie z góry zbiegł mokry chłopak. Liam wskazał na mnie palcem, a Zayn przewiesił mnie sobie przez bark zanim zdążyłam zaprotestować.
- Pożałujesz tego – powiedział wchodząc po schodach. Wierciłam się i kopałam ale mnie nie puścił. Otworzył drzwi od łazienki, wsadził mnie pod prysznic i odkręcił wodę na maksa. Krzyknęłam, gdy zimny strumień zetknął się z moją skórą. Do pomieszczenia przybiegła pozostała czwórka. Po jakiś czterech minutach patrzenia jak moknę, Liam wreszcie postanowił zareagować:
- Dobra starczy, zaraz musimy wyjeżdżać więc; do kuchni, jeść śniadanie, ogarnąć dom, wziąć swoje graty i do domu!
O dziwo natychmiast go posłuchali, a może to zapach jajecznicy ich zaciągnął na dół. Już nie wnikam. Ważne, że dali mi spokój.

- Harry, a co ze szkołą? – zapytałam, gdy siedzieliśmy już w vanie chłopców.
- No załatwiliśmy ci miejsce w jednym z liceów w Londynie. Będziesz chodzić razem z Corny, przynajmniej do końca tego roku – powiedział jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
- Nigdy nie będę w stanie się wam odwdzięczyć.
- Bo nie musisz.
Reszta drogi przebiegła dość spokojnie. Rozmyślałam jak zmieni się moje życie. Chłopcy wygłupiali się, ale nie wciągali mnie w żarty. Chyba wiedzieli, żeby mnie w tym momencie nie tykać.

W Londynie zjawiliśmy się troszeczkę zbyt późno, i chłopcy tylko odstawili mnie do ich domu z bagażami. Sami musieli udać się na wywiad i rundkę po radiach. W końcu nowy singiel wymaga reklamy. Zostawili mi klucze więc mogłam wejść i pozwiedzać. Zadzwoniłam do Corny, żeby wpadła. W lodówce znalazłam lody i colę więc wzięłam je ze sobą do salonu i rozsiadłam się na kanapie. I dziś znów impreza. Tym razem na dobre rozpoczęcie tygodnia. Szkołę zaczynam dopiero w środę, sama nie wiem czemu, więc chłopcy postanowili to wykorzystać i zrobić mi małą „parapetówkę” z okazji przeprowadzki do Londynu. Corny robi sobie jutro wolne od szkoły więc idzie na szczęście z nami. Zakładam czarne spodnie z ekspresami, miętową koszulę bez rękawów i dżinsową kamizelkę z ćwiekami na ramionach i wokół kołnierzyka. Torba wyładowana najpotrzebniejszymi dziewczynie rzeczami i możemy ruszać. <STRÓJ>
Zapakowaliśmy się wszyscy do auta i pojechaliśmy do chyba największego klubu w Londynie. Bramkarze od razu nas wpuścili. Niektóre aspekty bycia sławnym są naprawdę fajne.

W środku od razu uderzył mnie zapach alkoholu, potu i dymu. Zajęliśmy stolik w rogu. Po jednej kolejce postanowiłam wyciągnąć Louisa na parkiet. Akurat leciała szybka nuta więc z Marchewkowym się nie zanudzę.
Ruszał się jakby go matka urodziła na parkiecie. Przynajmniej bawił się tym co robił, a ja razem z nim. Później podszedł Zayn i odbił mnie do jakiejś ballady. Gdy piosenka się skończyła, poszłam po kolejnego drinka. Rozejrzałam się po Sali i zobaczyłam obściskujących się Corny i Nialla, Louisa zarywającego do barmanki, Zayna flirtującego z jakąś laską, Liama nie zauważyłam, a Harry zmaterializował się obok mnie, gdy miałam zacząć się za nim rozglądać. Przestraszona jego nagłą obecnością, prawie wylałam na siebie zawartość kieliszka.
- Przestań mnie straszyć człowieku, nie chcę zejść w tak młodym wieku na zawał – powiedziałam do niego. Zaśmiał się lekko i schylił się do mojego ucha.
- Mogę panią prosić do tańca? – powiedział.
- No jasne – dopiłam drinka i ruszyliśmy na parkiet. Piosenka akurat się zmieniła na wolną balladę, więc wtuliłam się w ciepłe ciało przyjaciela i oplotłam jego szyję rękoma. Przyciągnął mnie trochę bliżej i złapał za biodra.
- Ładnie dzisiaj wyglądasz – wyszeptał blisko mojego ucha.
- Oj Styles, ale ci się na uwagi odnośnie mojego wyglądu dzisiaj zebrało – zaśmiałam się głośniej niż zamierzałam. Nigdy wcześniej nie robił mi takich uwag. Byliśmy, jesteśmy tylko przyjaciółmi. I to tylko czasami mnie smuci. Lokers podoba mi się już od dawna, ale przecież mu tego nie powiem, bo mnie wyśmieje i nie będzie chciał znać, czy coś.
- No co – oburzył się chłopak – To, że mówię prawdę, to źle?
- Czekaj, a o czym rozmawialiśmy? – alkohol już lekko dawał mi się we znaki więc nie miałam podzielności uwagi.
- Nieważne – machnął ręką na moje pytanie. Położyłam głowę na jego ramieniu, zaciągając się zapachem jego perfum. Przysunął się jeszcze bliżej. W pewnej chwili chciałam powiedzieć mu coś na ucho. Pochyliłam się nad nim ale on odwrócił szybko głowę łącząc nasze usta w nieśmiałym pocałunku. Jego wargi były takie delikatne. Na chwilę przestał, niepewny czy też tego chcę. W tym momencie wplotłam palce w jego loki i oddałam pocałunek, wkładając w niego wszystkie te uczucie, które od lat we mnie szalały. Jego dłonie przeniosły się z moich bioder na pośladki. Cicho jęknęłam w jego usta i mocniej pociągnęłam za loki. Czułam jak się uśmiecha. Przeniosłam ręce na jego koszulę, jeżdżąc po torsie, mogłam wyczuć wyrzeźbiony tors.
- Rox, naprawdę jesteś piękna – wyszeptał na chwilę odrywając się od moich ust. Nie pozwalając powiedzieć mu nic więcej, znów go do siebie przyciągnęłam.
- Haz… - zaczęłam niepewnie. W głowie szumiało mi od alkoholu i burzliwych emocji.
- Hm..? – mruknął całując linię mojej szczęki.
- A może pojedziemy do domu? – zaproponowałam cicho. Spojrzał się na mnie tymi pięknymi, zielonymi tęczówkami i zapytał:
- Sugerujesz coś?
- No Hazz, mam chcicę – wyszeptałam seksownie tuż przy jego uchu. Jęknął cicho. Po raz ostatni posłał mi pytające spojrzenie, a gdy oblizałam usta, złapał mnie za rękę i pociągnął do wyjścia.
Złapaliśmy pierwszą lepszą taksówkę i wpakowaliśmy się do środka. Harry podał kierowcy adres i znów zaczęliśmy się całować. Gościu za kierownicą na szczęście nie zwracał na nas uwagi, więc nie czułam się skrępowana.
Ręka Harrego wędrowała w dół i górę mojego uda. Przeszły mnie dreszcze przyjemności, gdy zaczął ssać i lizać, moją skórę tuż przy uchu.
- Już jesteśmy – oznajmił kierowca. Otworzyłam drzwi i wygramoliłam się na zewnątrz. Harry rzucił kierowcy kilka banknotów i dobiegł do mnie. Wziął mnie w ramiona i zaczął całować. Przygryzłam jego dolną wargę, gdy próbował trafić kluczem do zamka i otworzyć drzwi. Po piątej nieudanej próbie, odsunął się na chwile na bok i w końcu uporał się z drzwiami. Wepchnął mnie swoim ciałem do środka i zamknął dom, przekręcając zamek od wnętrza. Złapał mnie za pupę i podniósł tak, żebym mogła objąć go w pasie nogami. Zacisnęłam mocniej ręce na jego ramionach gdy wchodził po schodach. W międzyczasie zdążyłam zsunąć buty, wyrzucić torbę w kąt. Zaczęłam bawić się guzikami od koszuli Harrego, ale powstrzymał mnie. Gdy wszedł do pokoju, posadził mnie do łóżku, a koszulę bez zbędnych ceregieli rozdarł. Guziki rozprysły się po pokoju, jeden nawet trafił mnie w stopę.
Podszedł do mnie i naparł na mnie swoim ciałem, abym się położyła. Zdjął ze mnie kurtkę i rzucił ją w głąb pokoju. Zębami próbował rozpiąć guziki od koszulki w którą byłam ubrana, ale szło mu to bardzo wolno. Chcąc jak najszybciej poczuć jego nagi tors przy moim, pomogłam mu i zdjęłam z siebie materiał. Spojrzał mi w oczy, po czym zaczął całować naga skórę dekoltu. Delikatnie zsunął jedno ramiączko, gładząc opuszkami palców moje ramię. To samo zrobił z drugim. W tym momencie przekręciłam nas tak, ze teraz ja byłam na górze. Chłopak uśmiechnął się uwodzicielsko. Odpięłam stanik, po czym przytrzymałam go przez chwilę na piersiach, chcąc zniecierpliwić Loczka. Po kilku sekundach czekania, odsunął moje ręce i wyrzucił górną część mojej bielizny. Szybko oparłam dłonie po obu stronach jego głowy i nachyliłam się do jego ucha, nie pozwalając mu spojrzeć na mój biust. Jęknął niezadowolony, ale po chwili zrobił to samo z innego powodu. Zaczęłam ssać i lekko przygryzać skórę na jego obojczyku, chcąc zostawić tam malinkę. Zahaczył palcami o brzeg moich spodni, ciągnąc je lekko na dół. Wstałam i szybko się ich pozbyłam, odblokowując pasek Harrego. Na jego czole pojawiły się maleńkie kropelki potu. Odpięłam jego dżinsy, a chłopak podniósł biodra lekko do góry, umożliwiając mi ich zdjęcie. Znów usiadłam na nim okrakiem, badając palcami jego mięśnie brzucha. Pochyliłam się i polizałam jego sutka. Gdy głośno jęknął, zaczęłam go lekko przygryzać, zostawiając wokół mokre pocałunki.
Chwilę potem leżałam pod nim. Zaczął całować moją pierś, drugą biorąc do ręki. Głośno jęknęłam, wbijając paznokcie w jego plecy. Czułam jak jego penis sztywnieje, uwięziony w bokserkach. Zatknęłam czubek palca, za gumkę materiału i lekko z niej strzeliłam, powodując że warknął. Jeździłam po materiale bokserek, dotykając jego penisa. Pozbył się ich szybko, a po chwili moje figi też zostały zdjęte.
- Harry – jęknęłam, gdy zaczął całować wewnętrzną stronę moich ud. Czułam, że robię się coraz bardziej mokra. Włożył we mnie jednego palca, na co cicho sapnęłam. Zaczął powoli nim poruszać, obdarowując pocałunkami mój brzuch. Po chwili wysunął się ze mnie i znów pochylił się nad moją twarzą. Całując mnie, zaczął szukać czegoś w półce przy łóżku. Po chwili rozerwał opakowanie od gumki zębami, powodując tym samym uśmiech na mojej twarzy. Założył kondoma i spojrzał się na mnie, upewniając się, czy na pewno tego chcę. Pokiwałam głową lekko przygryzając wargę. Wszedł we mnie, z początku powoli ale z każdym kolejnym ruchem przyspieszał. Wbiłam paznokcie w jego tors i pociągnęłam nimi po skórze. Warknął głośno i uszczypnął mój sutek. Po chwili objęłam go nogami w pasie, przyciskając go do mnie nawet bliżej i zaczęłam poruszać biodrami w tym samym tempie co on. Fale przyjemności przechodziły przeze mnie jedna po drugiej. Nie kontrolowałam coraz głośniejszych jęków wychodzących z moich ust. Chłopak przeklinał pod nosem i jęczał co jakiś czas. Czułam się, jakbym odżyła na nowo. Już dawno nie czułam się tak dobrze.
- O boże Harry! – krzyknęłam.
- Poczekaj na mnie skarbie – powiedział i pchnął mnie mocniej, powodując, że doszliśmy w tym samym momencie. Mięśnie pochwy zacisnęły się wokół jego penisa, przez co czułam go dokładniej. Wyszedł ze mnie i wrzucił zużytą prezerwatywe do kosza. Po chwili znów czułam ciepło jego ciała przy moim. Objął mnie ramieniem przyciągając do siebie. Byłam zmęczona. Moja głowa rejestrowała coraz mniej. Zamknęłam oczy i tuż przed odejściem do krainy snów usłyszałam głos chłopaka:
- Nawet nie wiesz jak mocno cię kocham.
______________________________________________________________________________
No i jak się podobało?  :D 
30 rozdział miał być fajny i dlatego tak długo go pisałam. 
Dziękuję za ponad 6tys. wyświetleń i 20 obserwatorów! :D KOCHAM WAS.
Teraz taka sprawa, że zaczęłam tłumaczenie pewnego fanfiction pisanego przez @suchdirectioner więc jeśli jesteście ciekawe losów Sophie, która zostaje porwana przez chłopców, to zapraszam <klik> 
I druga sprawa liczę na wasze komentarze pod tym rozdziałem, bo chcę wiedzieć co myślicie :D
(dacie radę z 10 kom?)

niedziela, 14 kwietnia 2013

29 „Mogłam wtedy wtulić się w ciepłe ciało mamy i posłuchać bicia jej serca.”


[muzyka James Arthur - Impossible]  ps. Przepraszam za błędy ale już nie miałam czasu sprawdzić :[

Banda chłopaków w dresach i ciemnych bluzach z kapturami, przybijająca sobie piąteczki w jednej z ciemnych uliczek. Pewnie bałabyś się podejść, nie? Przecież nie skojarzysz, że to One Direction, we własnej osobie. A właściwie pięciu osobach.

*Oczami Harrego*
- I jak wam poszło? – to pierwsze słowa jakie padły z ust Zayna, gdy wrócił z chłopakami. Nie mogłem dłużej kryć uśmiechu i radości, więc z ogromnym wyszeczerzem powiedziałem:
- Udało się! Znaczy topiarka trochę była oporna ale po kilku płytach z autografami od nas wszystkich i dość niemałej sumce uległa.
- To super! – ucieszył się Niall.
- A wam jak poszło? – zapytałem. Byłem ciekawy wyglądu Chrisa, gdy z nim skończyli.
- Dobrze. Dostał palant nauczkę. Byś go widział, gdy już załatwiliśmy sprawę – zaśmiał się Louis.
- No właśnie żałuję, że mnie tam nie było, no ale cóż, musieliśmy się z Liamem zatroszczyć o inną sprawę -  powiedziałem i zaczęliśmy kierować się w stronę domu Roxi.

*Oczami Roxanne*
Kurczę boję się co zrobią. Jeżeli spieprzą cokolwiek, to zabiję własnoręcznie każdego po kolei. Super! Oni sobie stąd jutro wyjadą, a ja zostanę z bandą jeszcze bardziej rozwścieczonych „wilków” czyhających na każde moje potknięcie.
Nie jest mi do śmiechu.
Nagle usłyszałam rozmowę i piątka moich „wybawicieli”, z których się chyba uważali, weszła do mojego domu.
- Cześć Roxi – wydarł się Harry, podbiegł do mnie i zaczął mnie dusić – Pakuj się, jedziesz do domu! – trochę zalatywało od niego alkoholem ale nie był znów taki totalnie zalany.
- Em… - odepchnęłam go od siebie delikatnie i przytrzymywałam na długość wyciągniętych ramion – Ja jestem w domu.
- Oj, chodzi mi o to, że jedziesz do swojego nowego domu!
- Co wyście do cholery zrobili? – zapytałam zirytowana Liama, który chyba jako jedyny był zupełnie trzeźwy.
- No, załatwiliśmy ci życie wolne od tych hien – uśmiechnął się do mnie – Zostaw ich tu i idź na górę, spakować swoje rzeczy.
- Ale ja się nie mogę tak po prostu wyprowadzić. Jakbyś nie wiedział, to mam kuratora na głowie!
- Już nie – pomachał mi przed oczami jakimś papierem. Chwyciłam kartkę i czytałam, coraz szerzej otwierając oczy.
„Tymczasowy opiekun:  Liam Payne”
- C-co to jest? – zapytałam zdumiona.
- To jest twoja wolność – powiedział chłopak i wskazał na schody – A teraz idź się pakuj, bo jutro nie będzie na to czasu.
Zaczęłam iść po schodach, nadal oszołomiona.
- Jak będziesz potrzebowała pomocy, to krzycz – dorzucił Liam, gdy już byłam na górze. Usłyszałam jak włącza telewizor. Chłopcy siedzieli dość cicho. Może niektórzy posnęli?
Weszłam do pokoju i zamknęłam za sobą drzwi. Oparłam się o nie i zjechałam w dół, po ciemnym, chłodnym drewnie. Oparłam głowę na dłoniach i patrząc się w ciemność pokoju, zaczęłam się zastanawiać, co oni zrobili.
Na pewno musieli wydać niezłą sumę, na zgodę. Nigdy im się z tego nie wypłacę. Pewnie przekracza ona fundusze, które znajdują się na zamrożonych kontach rodziców. Już zrobili dla mnie wystarczająco dużo. Kasa od Liama, ich przyjazd tu, pocieszanie mnie, odrywania od brutalnej rzeczywistości. To mi całkowicie wystarczało. A teraz mam się do nich przeprowadzić.
Teraz moje życie znów ma się całkowicie zmienić.
Boję się tej przyszłości. Przecież chłopcy są popularni, a ich dom często oblegają tłumy dziennikarzy. Jak zareagują ich fanki na wieść, że zamieszka u nich dziewczyna.
Czy będą mnie nienawidziły? Na pewno.
Czy posypią się obraźliwe uwagi pod moim adresem? Na 1000%
Czy będą chciały mojej śmierci? W większości pewnie tak.
Nie ma co, rozmowy z moim mózgiem zawsze są takie pocieszające. Boję się ego co mnie czeka ale chyba nie mam wyboru. Nie wiem co zrobili Chrisowi, ale chłopak  będzie chciał się zemścić. Na mnie. Teraz będzie chciał mnie zabić. Jestem tego pewna.
Pomyślicie sobie, że to nastolatek, nie jest do tego zdolny. NIE PRAWDA. On jest do tego zdolny. Zapewne nawet chętnie patrzyłby na moją śmierć. Ile razy, gdy patrzyłam w jego oczy, widziałam tam tylko morze nienawiści. Nie wiem dlaczego jest ona skierowana w moja stronę. Przecież nic mu nie zrobiłam.
Niechętnie wyjęłam z dna szafy walizkę i położyłam ją otwartą na środku pokoju. Opróżniłam szafę i szafki z ciuchów, które bez problemu się w nią zmieściły. Nie miałam ich jakoś przesadnie dużo, bo większość była zbyt luźna czy za krótka. Dawno nie robiłam porządków.
Spod łóżka wyjęłam pudełko po butach i zapakowałam do niego kilka drobiazgów: parę zdjęć, książki, których jeszcze nie zdążyłam przeczytać, misia, którego kupiła mi mama na 6 urodziny, bransoletkę od taty, za wygranie pierwszych zawodów i kilka innych rzeczy.
Poszłam do łazienki i załadowałam do kosmetyczki wszystkie rzeczy, które się tam znajdowały.
Uwinęłam się w jakieś półtorej godziny. Nie miałam zbyt wiele bagażu gdy schodziłam po schodach. Do walizki schowałam jeszcze moje ulubione koturny, parę adidasów i czarne trampki.
Liam spojrzał się na mnie pytająco:
- Już skończyłaś?
- No tak, nie potrzebuje brać nie wiadomo ile walizek – wzruszyłam ramionami. Popatrzyłam na chłopaków siedzących w salonie.
- Chyba czas spać – powiedziałam.
- ja zajmuję sypialnie twoich rodziców! – krzyknął Zayn. No tak, tam jest najwygodniejsze łóżko.
- Nie, niestety tym razem ja tam śpię – powiedziałam smutno, ponieważ przypomniało mi się , jak w dzieciństwie przychodziłam do nich w nocy. Zawsze gdy miałam wrażenie, że pod moim łóżkiem czają się potwory, szłam do rodziców. Tata wielokrotnie sprawdzał, czy naprawdę się tam czają i nigdy nic nie znajdywał, ale ja i tak się bałam. Mogłam wtedy wtulić się w ciepłe ciało mamy i posłuchać bicia jej serca.
Po moim policzku spłynęła łza, którą natychmiast otarłam.
- Dobra, to ja idę do ciebie – stwierdził mulat i skierował się na schody.  Nie pierwszy raz zostawali u mnie na noc, więc znali rozkład domu.
- Ja zajmuję gościnny! – wykrzyknął Niall i szybko ruszył na górę.
- Myślałam, że będziesz spał z Zaynem jak ostatnio – powiedziałam cicho. Właściwie nie wiem czemu.
- Nie, nigdy więcej. Wiesz jak on chrapie przez te fajki?
- Dobra, to ja idę do Niallerka – powiedział Lou – Zostałbym z Hazzą, ale nie lubię kanap.
No tak, Harry zasnął już z pół godziny temu i teraz nie było sensu aby go przenosić. Liam poszedł do Zayna.
Wyjęłam koc i okryłam nim Loczka. Odgarnęłam mu włosy z twarzy, a chłopak zamruczał gardłowo przez sen. Jak kot. Pokręciłam głową i poszłam do sypialni rodziców. Skoro jutro wyjeżdżam, a nie wiem kiedy wrócę na dłużej, to chciałam się z nimi „pożegnać”. Padłam zmęczona na wielkie łóżko, na którym spokojnie zmieściłyby się trzy osoby. Zostało ono kupione, właśnie w okresie, gdy bałam się potworów, żebyśmy się z rodzicami nie „cisnęli”.
Zaczęłam przypominać sobie wszystkie chwile, które tu spędziłam; bal karnawałowy na który pomagałam mamie się ubrać, gdy tata kupił mi kolejkę, która tu rozłożyliśmy i bawiliśmy się nią przez dwa tygodnie, przygotowania do mojej pierwszej randki, egzaminów, pocieszenia po gorszych chwilach, świętowanie przejścia do następnej klasy. Naprawdę było tego dużo. Patrzyłam na ściany i wyobrażałam sobie co by było gdyby… Po mojej twarzy leciały łzy ale nie wydałam z siebie żadnego dźwięku. Mocniej przytuliłam się do pieska, który zaczął lizać mnie po twarzy.
Wyczerpana usnęłam nie wiadomo kiedy.

Obudziłam się w nocy lekko szturchana w ramię.
- Co? – wymamrotałam zaspana.
- Roxi – usłyszałam cichy szept – Roxi nooo…
- No co? – powiedziałam trochę głośniej, otwierając oczy.
- mogę z Toba spać – zapytała osoba pochylająca się nade mną.
- Taaa, tylko weź się już zamknij – odpowiedziałam i powrotem opuściłam głowę na poduszkę. Poczułam jak „osoba” podnosi kołdrę i wślizguje się pod nią. Za chwilę moją talię objęły ciepłe ręce. Rozpoznałam perfumy Harrego. Jego bliskość dawała mi poczucie bezpieczeństwa.
_____________________________________________________________________________
Hej miśki! Jak wam się podoba rozdział? piszcie koniecznie, bo jestem mega ciekawa jak wyszedł! :D
DZIĘKUJĘ za wszystkich nowych obserwatorów, wyświetlenia i komentarze!
nawet nie wiecie jaką radość sprawia mi czytanie wszystkich waszych uwag :DD
Także KOMENTUJCIE!
Następny za tydzień :D

niedziela, 7 kwietnia 2013

28 „Miejmy nadzieję, że masz dobrego przyjaciela. Masz szanse docenić, jak ważną rolę odgrywają oni w naszym życiu.”

[muzyka One Direction - I would]


*Oczami Roxanne*
- Ała! – usłyszałam gdy obróciłam się na drugi bok. Poczułam, że właśnie uderzyłam moim łokciem o czyjąś twarz. Powoli otworzyłam oczy.
- Nie wrzeszcz  - powiedziałam do tego czegoś po drugiej stronie.
- Jak mam nie wrzeszczeć, skoro twój łokieć wbija mi się w policzek? – tak, teraz mogłam poznać głos Hazzy, który z poranną chrypką brzmiał nieziemsko.
- Przepraszam… i zaraz, co ty robisz w moim łóżku?! – zapytałam szybko podnosząc się na łokciach.
- No śpię. Sama mnie do niego zaciągnęłaś – odparł wzruszając ramionami.
- A-ale jak to? Czy my… no wiesz? – zapytałam czerwieniąc się.
- Co? Aaaa, czy uprawialiśmy seks? Niee. Chociaż nie powiem, że bym nie chciał – po tych słowach uderzyłam chłopaka w ramię, na co on tylko się zaśmiał.
- Wariat – powiedziałam ale za chwilę coś innego zaprzątnęło moje myśli. Chciałam wstać z łóżka i okazało się, że nie mam na sobie ciuchów z wczoraj – Harry, a dlaczego jestem w samej bieliźnie?
- Bo jak wróciliśmy, to pomyślałem, że nie chciałabyś się obudzić w ciuchach zalanych drinkami. Wylałaś na siebie jednego gdy wychodziliśmy. No i jak wszedłem do pokoju to cię rozebrałem i wsadziłem do łóżka, a jak chciałem wyjść, to pociągnęłaś mnie za rękę i kazałaś zostać – opowiedział mi to z uśmiechem na twarzy. Gdy zobaczył moją zmieszaną winę, dodał – Nie podglądałem. Przynajmniej nie za dużo – i poruszył brwiami.
Teraz moja twarz zapewne wyglądała  jak burak, więc opuściłam głowę i zakryłam ją włosami. Loczek widząc moje zmieszania zaśmiał się tylko.
- Słodka jesteś – powiedział po chwili, gdy nie podnosiłam głowy.
- Niby czemu? – zapytałam, nadal na niego nie patrząc.
- Bo teraz się czerwienisz, a wczoraj rzuciłaś się na mnie w łazience.
- Cooo? – popatrzyłam na niego dużymi ze zdziwienia oczami.
- No byłaś dość zalana i siedziałaś w toalecie, a jak przyszedłem powiedzieć, że się zwijamy i zabrać cię do auta, to chciałaś mnie namówić na zostanie. I chyba uznałaś, że jak mnie pocałujesz, to się na to zgodzę – powiedział patrząc mi w oczy.
- Prze… - zaczęłam mówić ale nie było mi dane dokończyć, przez Loczka, który bezczelnie wtrącił się ze swoim zdaniem.
- I nie przepraszaj, bo wiem, że ludzie robią po kilku kieliszkach dziwne rzeczy. I musze powiedzieć, że wiesz, możemy to powtórzyć – poruszył brwiami – jeżeli nie będzie od ciebie waliło alkoholem – wyszczerzył się i wybiegł z pokoju, gdy zobaczył, że zamierzam w niego rzucić poduszką.
- Debil – krzyknęłam za nim, a z korytarza dobiegł mnie jego śmiech.
I co on sobie myśli? Że sobie może na wszystko pozwalać? Jeszcze się zemszczę. Jeszcze nie wiem jak, ale na wszystko nadejdzie kiedyś pora.
Wstałam z łóżka, wygrzebałam jakieś ciuchy i poszłam pod prysznic. Strumień wody obmywał moje ciało, a ja nie mogłam wyrzucić Harrego z myśli. „Czemu tak się zachowuje? Dlaczego niby cały czas sugeruje coś więcej, tak jak dzisiaj? Przecież jeszcze niedawno był normalny. Chyba, że domyślił się… niee, to niemożliwe. A jeżeli tak?”
 20 minut później usłyszałam pukanie do łazienki i głos Liama oznajmiający, że jak się ogarnę, to mam schodzić na dół.  Gdy już skończyłam poranną toaletę, stanęłam przed lustrem i przyjrzałam się sobie. Przytyłam trochę i to sprawiło, że już nie wyglądałam na przeraźliwie chudą. Związałam jeszcze wilgotne włosy w luźny kucyk i zbiegłam szybko do kuchni.
- Co ty taka radosna? – zapytał Louis, który leżał z głową na blacie, a obok stała szklanka w wodą. Popatrzyłam na resztę towarzystwa. Wszyscy oprócz Liama, Harrego i mnie mieli kaca.
- Co, kacyk męczy? – zapytałam schylając się nad Niallem.
- Weź odejdź kobieto. Ja się dziwię dlaczego ty taka radosna jesteś. Wczoraj wypiłaś więcej niż wszyscy, a dzisiaj tryskasz energią – powiedział blondyn odganiając mnie jak muchę.
Rzeczywiście, jeszcze rano trochę bolała mnie głowa, a teraz jest już wszystko w porządku. Ale może to dlatego, ze mój organizm jest przyzwyczajony do alkoholu.
- Daj mi to co brałaś, bo chcę się pozbyć tego bólu głowy – jęknął Zayn.
- Ale ja nic nie brałam. Może po prostu już jestem przyzwyczajona – wzruszyłam ramionami. Spojrzeli się na mnie w ciszy.
- No co? – odezwałam się. Nie chciałam aby wszystkie to, co robiłam kiedyś było rozdrapywane teraz – weźcie mi lepiej dajcie to śniadanko, bo umieram z głodu – zwróciłam się do Liama i Harrego. Mój żołądek jakby na potwierdzenie tych słów zaburczał lekko.
- Mam nadzieję, że jajecznica panią zadowoli? – zapytał Hazza, podając mi talerz z jedzeniem i skłaniając się lekko.
- Też mam taka nadzieję – uśmiechnęłam się i zabrałam do jedzenia. Po chwili jednak zapytałam:
- A gdzie jest Corny?
- Odwieźliśmy ją do domu, bo nie była pijana, a poza tym jej mama się martwiła – powiedział Liam.
- Okej – kiwnęłam głową i zjadłam resztę śniadania.

- Chłopaki! Chyba sobie żartujecie! NIE JEDZIECIE ZE MNĄ DO HOLMES CHAPEL! – krzyknęłam już nieco poirytowana. Miałam za pół godziny pociąg, a oni uparli się, że jadą ze mną bo mają sprawy do załatwienia. No chyba ich pogięło. Myślałam, że odpuszczą. Co za uparte dzieciaki! Usiadłam na sofie i schowałam twarz w dłoniach. Przecież jak dopuszczę ich do Chrisa to już mogę się pakować i wyjeżdżać z domu. Najlepiej jak się wtedy przeprowadzę do Włoch i zmienię imię na Pablito.
- Rox – Harry lekko szturchnął moje ramie i usiadł obok.
- Odejdź. Nie rozumiesz, że tylko pogorszycie sprawę?
- Proszę Rox, pozwól nam jechać. Załatwimy, to co musimy i wracamy. Z Tobą.
- Chyba umknął ci jeden, najważniejszy fakt. Ja nie mogę od tak sobie wrócić – pstryknęłam palcami.
- Proszę cię, zaufaj nam. Tylko ten jeden raz – objął mnie – Tylko ten jeden raz.
Wtuliłam się w ciepły tors Harrego i powiedziałam:
- Dobra, ale jeżeli coś spieprzycie, to wam tego nie daruję.
- Zaufaj nam.

*Oczami Harrego*
- Dobra, robimy tak… Louis, Zayn i Niall, idziecie załatwić sprawę z Chrisem – popatrzyłem na nich i cała trójka pokiwała głowami – A ja z Liamem idziemy załatwić formalności.
- Zadzwonimy jak skończymy – powiedział Zayn i ruszył z pozostałą dwójką w swoją stronę.
- Jak my to załatwimy? – skierowałem zdenerwowane spojrzenie na Liama.
- Tak jak ustaliliśmy – odpowiedział mi brunet.
- Denerwuję się.
- Ja też. Gorzej jak nie wyjdzie. Ale musi się udać!
Stałem z Liamem przed budynkiem opieki. Nasz plan może nie był jakiś najlepszy ale nic innego nie przyszło nam do głowy. Nie mogę zostawić Roxi na pastwę tych dupków. To dlatego jestem tu teraz. Załatwienie pozwolenia na przeprowadzkę dla Rox będzie cholernie trudne. Ale sława i pieniądze są czasem bardzo przydatne.
Chłopcy poszli dać nauczkę Chrisowi. Roxi została w domu. Pewnie się martwi.

*Oczami Zayna*
- Masz nam jeszcze coś ciekawego do powiedzenia? – spytałem kopiąc Chrisa w brzuch. Chłopak był już nieźle sponiewierany. Nawet nie czułem się źle z tym, że robię mu krzywdę. Znaleźliśmy go na mieści jakieś 20minut temu i mieliśmy zabawę. Każdy chciał choć trochę „pomścić” krzywdę Roxi.
Ten idiota myślał, że ujdzie mu to na sucho.
- Rozumiesz już dlaczego nie powinieneś się znęcać nad innymi? – Louis przykucnął przy nim i splunął na jego twarz. Chris chciał coś powiedzieć, ale zakrztusił się krwią.
- Coś mówiłeś? Wal śmiało – zaśmiał się Niall.
- Prze-przeproście ją ode mnie – wykrztusił z trudem.
- Myślę, że coś zrozumiałeś. Teraz pytanie… wolisz żebyśmy wezwali karetkę, czy któregoś z Twoich kumpli? – zapytałem. Oczywiście nie zostawilibyśmy go tu w takim stanie. Należała mu się nauczka, a nie śmierć.
- Dz-dzwoń po Jo-josha – wykrztusił, a ja wygrzebałem z kieszeni jego spodni komórkę. Wybrałem kontakt z odpowiednim imieniem i zadzwoniłem.
- halo? – usłyszałem po drugiej stronie.
- Josh mam nadzieję, że zależy ci na przyjacielu – powiedziałem groźnie i usłyszałem jak Josh przełyka ślinę.
- Co mu zrobiliście do jasnej cholery? – krzyknął mi do słuchawki.
- Grzeczniej! – ryknąłem w odpowiedzi – Jak chcesz go całego to pospiesz się i popitalaj na pocztę. Twój kolega leży w uliczce, około 4 metrów od budynku.
Po tych słowach się rozłączyłem i zwróciłem do Chrisa:
- Miejmy nadzieję, że masz dobrego przyjaciela. Masz szanse docenić, jak ważną rolę odgrywają oni w naszym życiu.
I ruszyliśmy z chłopakami  do domu. Oby tylko druga część też wypaliła. Trzymam kciuki. Louis dostał po chwili telefon od Liama.
- I jak wam poszło? – zapytał i chwilę słuchał odpowiedzi.
- Dobra będziemy tam za 7 minut – rzucił i zakończył połaczenie.
- co jest? – zaciekawił się Irlandczyk.
- Spotkanie przed powrotem do domu.
- A wiesz jak im poszło?
- Dowiemy się na miejscu.
________________________________________________________________
Takie do dupy to... Ale dziękuję za komentarze pod poprzednim postem oraz nowych obserwatorów. <333
No tak, wiem to zachowanie chłopaków pod koniec. mam nadzieję, że nie pogniewacie się za bardzo za to że są takimi bad boyami. Na co dzień zachowują się normalnie. To był tylko jednorazowy wybuch. :D
Do następnego!
I piszcie co sądzicie.