~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
[muzyka Blue Stahli - Metamorphosis Life theory remix]
- Nawet nie wiesz jak
bardzo cię kocham.
Otworzyłam szybko oczy i usiadłam na łóżku. Zakołowało mi się w głowie, więc szybko zaczęłam masować skroń dłonią. Przypomniałam sobie mój sen, w którym uprawiałam z Harrym seks. Zaraz, zaraz... Aż się uszczypnęłam.
- Czyli jednak naprawdę ze sobą spaliśmy - sapnęłam, a moją głowę zalały wyrzuty sumienia.
Nie chcę, aby udawał, że czuje do mnie cokolwiek innego niż przyjaźń. "Nawet nie wiesz jak bardzo cię kocham" zabrzmiało ponownie w mojej głowie. Niee, to już na pewno mi się przyśniło.
Nagle poczułam mocny uścisk w żołądku i odruch wymiotny. Jak najszybciej popędziłam do łazienki i oddałam do muszli całe wczorajsze jedzenie. Po jakiś piętnastu minutach byłam na tyle uspokojona aby wstać. Bolała mnie głowa i pomyślałabym, że to tylko normalny kac gdyby nie ten uścisk w żołądku. Wróciłam do pokoju i ostatkiem sił walnęłam się na łóżko, z powrotem zagrzebując w mięciutkiej pościeli. Zobaczyłam że na szafce nocnej leży jakaś kartka, wzięłam ją do ręki i przeczytałam:
Rox,
Naprawdę nie chciałem cię zostawiać, szczególnie po ostatniej cudownej nocy, ale obowiązki wzywały ;[. Ugh! Czasem mam dość tej „sławy”. :/
Gdy tylko wrócę to pogadamy o tym co się wczoraj stało.
Harry
PS. Chciałbym, żebyś wiedziała, że nie żałuję żadnej z tamtych chwil.
Otworzyłam szybko oczy i usiadłam na łóżku. Zakołowało mi się w głowie, więc szybko zaczęłam masować skroń dłonią. Przypomniałam sobie mój sen, w którym uprawiałam z Harrym seks. Zaraz, zaraz... Aż się uszczypnęłam.
- Czyli jednak naprawdę ze sobą spaliśmy - sapnęłam, a moją głowę zalały wyrzuty sumienia.
Nie chcę, aby udawał, że czuje do mnie cokolwiek innego niż przyjaźń. "Nawet nie wiesz jak bardzo cię kocham" zabrzmiało ponownie w mojej głowie. Niee, to już na pewno mi się przyśniło.
Nagle poczułam mocny uścisk w żołądku i odruch wymiotny. Jak najszybciej popędziłam do łazienki i oddałam do muszli całe wczorajsze jedzenie. Po jakiś piętnastu minutach byłam na tyle uspokojona aby wstać. Bolała mnie głowa i pomyślałabym, że to tylko normalny kac gdyby nie ten uścisk w żołądku. Wróciłam do pokoju i ostatkiem sił walnęłam się na łóżko, z powrotem zagrzebując w mięciutkiej pościeli. Zobaczyłam że na szafce nocnej leży jakaś kartka, wzięłam ją do ręki i przeczytałam:
Rox,
Naprawdę nie chciałem cię zostawiać, szczególnie po ostatniej cudownej nocy, ale obowiązki wzywały ;[. Ugh! Czasem mam dość tej „sławy”. :/
Gdy tylko wrócę to pogadamy o tym co się wczoraj stało.
Harry
PS. Chciałbym, żebyś wiedziała, że nie żałuję żadnej z tamtych chwil.
W szoku potrząsnęłam głową i ponownie spojrzałam na koślawe
pismo loczka.
Serio? Po prostu uciekł? Chociaż w sumie to nawet poszedł mi na rękę. Mam trochę czasu aby to dokładnie przemyśleć.
Dlaczego tego nie przerwałam? Czemu ja nigdy nie pomyślę o konsekwencjach? Teraz mogę stracić także jego. A jest jedyną osobą, która mi pozostała. Wszystko potrafię spieprzyć. Po prostu jestem beznadziejna.
Jeżeli nie będzie chciał teraz nawet na mnie spojrzeć, to nie wiem co zrobię. Nie wiem, czy będę w stanie to znieść. Czy będzie chciał o tym pogadać? Ale po co? Może chce mi powiedzieć, jaka jestem beznadziejna i że się zeszmaciłam przez wczorajszą akcję. Aż się boję. Naprawdę boję się rozmowy z nim.
Co jeżeli każe mi spadać do Holmes Chapel? No bo, po co miałby mnie tu jeszcze trzymać?
A może od początku chciał się tylko ze mną przespać? W końcu teraz jest gwiazdą i nie ma powodu żeby nadal się ze mną zadawać. Może chciał tylko sprawdzić jaka jestem w łóżku. Krąży przecież tyle historyjek z kim to on nie spał, z kim się nie spotkał. Dupek!
Nie mogę się w nim zakochać. Nie mogę czegoś do niego czuć! – rozkazałam sobie. Po moim policzku spłynęła samotna łza. Nie wiedziałam co zrobić, byłam całkowicie zagubiona w nowej sytuacji.
Zegarek wskazywał już 13, a mój brzuch odstawiał koncert, domagając się pożywienia, więc wstałam powoli i zeszłam do kuchni. Wciąż lekko kręciło mi się w głowie.
Stanęłam przed otwartą lodówką, patrząc na jej zawartość, która była dość uboga. Pewnie Nialler zjadł większe śniadanie. W końcu zrezygnowana, wyciągnęłam karton soku pomarańczowego, chleb i dżem. Przeszukałam półki w poszukiwaniu czegoś na kaca. W końcu trafiłam na jakieś tabletki i nie zastanawiając się długo łyknęłam dwie.
Posmarowałam chleb dżemem i usiadłam na jednym z 10 drewnianych krzeseł, ustawionych wokół dużego dębowego stołu.
Czyli Harry nie żałuje, odezwało się moje sumienie.
Taak, tylko tak napisał, żeby nie było mi przykro.
A może naprawdę nie mógł zostać?.
No proszę cię, naprawdę w to wierzysz? Obudził się, zobaczył, że ma w łóżku paszteta i zwiał. Też bym na jego miejscu tak zrobiła.
Przesadzasz.
Ja przesadzam? Przecież to tylko stwierdzenie oczywistych faktów.
Czemu nie chcesz dopuścić do siebie myśli, że komuś na tobie zależy? Dlaczego odpychasz każdego kto chce się do ciebie zbliżyć? Jesteś egoistką.
Niby dlaczego?
Myślisz tylko o sobie i nie obchodzi cię, że on może naprawdę cię lubi, trochę inaczej niż jako przyjaciel.
I to ma być egoizm z mojej strony?
Tak.
Skończ już... Jesteś tylko czymś tam w mojej głowie. W ogóle, to nawet nie mam pojęcia jak się aktywowałaś. A może jesteś mężczyzną? O.0 To trochę dziwne jeżeli w mojej głowie siedzi jakiś facet. W każdym razie, spadaj. Sama potrafię o siebie zadbać.
On cię kocha...
Ten głos zaczyna mnie wkurzać. Jeszcze pojawia się tak znienacka. Wcześniej nie zdarzało mi się rozmawiać z sumieniem. Albo ta sytuacja jest naprawdę wyjątkowa, albo zaczynam świrować. Ta druga opcja wydaje się bardziej prawdopodobna. Niedługo Harry będzie miał powód, żeby zamknąć mnie w psychiatry ku i zerwać kontakt.
Na samą myśl, że ponownie mogłabym go stracić, zrobiło mi się smutno. Poczułam się samotna, wiedząc, że nie mogłabym słyszeć już jego głosu czy śmiechu. Teraz płaczę, a jeszcze niedawno byłam na niego zła.
Chyba naprawdę potrzebuję psychiatry.
Serio? Po prostu uciekł? Chociaż w sumie to nawet poszedł mi na rękę. Mam trochę czasu aby to dokładnie przemyśleć.
Dlaczego tego nie przerwałam? Czemu ja nigdy nie pomyślę o konsekwencjach? Teraz mogę stracić także jego. A jest jedyną osobą, która mi pozostała. Wszystko potrafię spieprzyć. Po prostu jestem beznadziejna.
Jeżeli nie będzie chciał teraz nawet na mnie spojrzeć, to nie wiem co zrobię. Nie wiem, czy będę w stanie to znieść. Czy będzie chciał o tym pogadać? Ale po co? Może chce mi powiedzieć, jaka jestem beznadziejna i że się zeszmaciłam przez wczorajszą akcję. Aż się boję. Naprawdę boję się rozmowy z nim.
Co jeżeli każe mi spadać do Holmes Chapel? No bo, po co miałby mnie tu jeszcze trzymać?
A może od początku chciał się tylko ze mną przespać? W końcu teraz jest gwiazdą i nie ma powodu żeby nadal się ze mną zadawać. Może chciał tylko sprawdzić jaka jestem w łóżku. Krąży przecież tyle historyjek z kim to on nie spał, z kim się nie spotkał. Dupek!
Nie mogę się w nim zakochać. Nie mogę czegoś do niego czuć! – rozkazałam sobie. Po moim policzku spłynęła samotna łza. Nie wiedziałam co zrobić, byłam całkowicie zagubiona w nowej sytuacji.
Zegarek wskazywał już 13, a mój brzuch odstawiał koncert, domagając się pożywienia, więc wstałam powoli i zeszłam do kuchni. Wciąż lekko kręciło mi się w głowie.
Stanęłam przed otwartą lodówką, patrząc na jej zawartość, która była dość uboga. Pewnie Nialler zjadł większe śniadanie. W końcu zrezygnowana, wyciągnęłam karton soku pomarańczowego, chleb i dżem. Przeszukałam półki w poszukiwaniu czegoś na kaca. W końcu trafiłam na jakieś tabletki i nie zastanawiając się długo łyknęłam dwie.
Posmarowałam chleb dżemem i usiadłam na jednym z 10 drewnianych krzeseł, ustawionych wokół dużego dębowego stołu.
Czyli Harry nie żałuje, odezwało się moje sumienie.
Taak, tylko tak napisał, żeby nie było mi przykro.
A może naprawdę nie mógł zostać?.
No proszę cię, naprawdę w to wierzysz? Obudził się, zobaczył, że ma w łóżku paszteta i zwiał. Też bym na jego miejscu tak zrobiła.
Przesadzasz.
Ja przesadzam? Przecież to tylko stwierdzenie oczywistych faktów.
Czemu nie chcesz dopuścić do siebie myśli, że komuś na tobie zależy? Dlaczego odpychasz każdego kto chce się do ciebie zbliżyć? Jesteś egoistką.
Niby dlaczego?
Myślisz tylko o sobie i nie obchodzi cię, że on może naprawdę cię lubi, trochę inaczej niż jako przyjaciel.
I to ma być egoizm z mojej strony?
Tak.
Skończ już... Jesteś tylko czymś tam w mojej głowie. W ogóle, to nawet nie mam pojęcia jak się aktywowałaś. A może jesteś mężczyzną? O.0 To trochę dziwne jeżeli w mojej głowie siedzi jakiś facet. W każdym razie, spadaj. Sama potrafię o siebie zadbać.
On cię kocha...
Ten głos zaczyna mnie wkurzać. Jeszcze pojawia się tak znienacka. Wcześniej nie zdarzało mi się rozmawiać z sumieniem. Albo ta sytuacja jest naprawdę wyjątkowa, albo zaczynam świrować. Ta druga opcja wydaje się bardziej prawdopodobna. Niedługo Harry będzie miał powód, żeby zamknąć mnie w psychiatry ku i zerwać kontakt.
Na samą myśl, że ponownie mogłabym go stracić, zrobiło mi się smutno. Poczułam się samotna, wiedząc, że nie mogłabym słyszeć już jego głosu czy śmiechu. Teraz płaczę, a jeszcze niedawno byłam na niego zła.
Chyba naprawdę potrzebuję psychiatry.
W czasie jedzenia zaczęło mi się jeszcze bardziej kręcić w
głowie. Miałam mroczki przed oczami i kompletnie nie wiedziałam co powinnam
zrobić. Zrobiłam ostatniego gryza mojej super wypasionej, dżemorowej kanapki i
wstałam, aby odnieść naczynia do zmywarki.
Później się nimi zajmę. Może jak się położę, to mi przejdzie.
Wcześniej jeszcze nigdy nie zdarzały mi się takie efekty uboczne imprez, czy mojego picia po śmierci.. moich rodziców.
Na samą myśl o dniu wypadku po moim policzku spłynęła samotna łza.
I znów płaczę. Cholera! Za dużo się tu dzieje. Chciałabym wrócić do domu. Do prawdziwego domu, gdzie będę miała kogoś, kto się mną zajmie, przytuli, pociesz, a na koniec powie że „wszystko będzie dobrze”, a ja będę mu wierzyła.
Z półki wyciągnęłam szklankę i wypełniłam ją wodą. Postanowiłam wrócić do łóżka i jeszcze trochę się przespać. Gdy odwróciłam się w stronę drzwi, zakręciło mi się w głowie, ale tym razem tak mocno, że aż oparłam się o ścianę.
Zgarnęłam z blatu telefon (rzadko kiedy się z nim rozstaję), i skierowałam się na kanapę w salonie. Ostrożnie stawiałam każdy kolejny krok, uważając aby nie poruszać się zbyt gwałtownie. Do przejściu tych 5 metrów, czułam się jakbym pokonała co najmniej maraton. Na moim czole pojawiły się kropelki potu, a ręka trzymająca szklankę zaczęła drżeć. Opadłam z ulgą na skórzaną kanapę i zwinęłam się w kłębek. Patrzyłam się w szkło naczynia, które postawiłam na stole obok. Zaczęłam cała drżeć i szczękać zębami, chociaż nie było mi zimno. Przeciwnie, byłam wręcz rozpalona.
Próbowałam to opanować ale się nie dało. Zaczęłam płakać z bezsilności. Złapałam za telefon i po chwili wahania zadzwoniłam do Harrego.
Nie musiałam długo czekać zanim odbierze.
- Halo? – odezwał się zaledwie po dwóch sygnałach.
- T-tu – nie mogłam wydusić z siebie słowa. Miałam ściśnięte gardło, a głos załamywał mi się przy każdej głosce – To ja, Rox. H-Haz pro-proszę przyjedź. – zakaszlałam próbując powstrzymać drżenie – Ja, ja nie wiem, co się ze mną dzieje – wydusiłam wreszcie.
- Roxi? Roxi! Proszę tylko wytrzymaj. Będę jak najszybciej się da. Proszę cię, tylko wytrzymaj! – słyszałam jak krzyczy. Brzmiał na szczerze zmartwionego.
- Roxi, proszę cię nie zamykaj oczu… - słyszałam jego głos.
Ale dlaczego mam ich nie zamykać? Przecież wtedy się zdrzemnę, a po śnie zawsze czuję się lepiej.
- Roxanne! – wydarł się tak głośno, że odruchowo wyrzuciłam telefon na podłogę.
Ale dlaczego teraz na mnie krzyczy? Przecież nic nie zrobiłam! To nie moja wina do jasnej cholery!
Może jak zamknę oczy, to nie będzie się na mnie darł.
Wcześniej jeszcze nigdy nie zdarzały mi się takie efekty uboczne imprez, czy mojego picia po śmierci.. moich rodziców.
Na samą myśl o dniu wypadku po moim policzku spłynęła samotna łza.
I znów płaczę. Cholera! Za dużo się tu dzieje. Chciałabym wrócić do domu. Do prawdziwego domu, gdzie będę miała kogoś, kto się mną zajmie, przytuli, pociesz, a na koniec powie że „wszystko będzie dobrze”, a ja będę mu wierzyła.
Z półki wyciągnęłam szklankę i wypełniłam ją wodą. Postanowiłam wrócić do łóżka i jeszcze trochę się przespać. Gdy odwróciłam się w stronę drzwi, zakręciło mi się w głowie, ale tym razem tak mocno, że aż oparłam się o ścianę.
Zgarnęłam z blatu telefon (rzadko kiedy się z nim rozstaję), i skierowałam się na kanapę w salonie. Ostrożnie stawiałam każdy kolejny krok, uważając aby nie poruszać się zbyt gwałtownie. Do przejściu tych 5 metrów, czułam się jakbym pokonała co najmniej maraton. Na moim czole pojawiły się kropelki potu, a ręka trzymająca szklankę zaczęła drżeć. Opadłam z ulgą na skórzaną kanapę i zwinęłam się w kłębek. Patrzyłam się w szkło naczynia, które postawiłam na stole obok. Zaczęłam cała drżeć i szczękać zębami, chociaż nie było mi zimno. Przeciwnie, byłam wręcz rozpalona.
Próbowałam to opanować ale się nie dało. Zaczęłam płakać z bezsilności. Złapałam za telefon i po chwili wahania zadzwoniłam do Harrego.
Nie musiałam długo czekać zanim odbierze.
- Halo? – odezwał się zaledwie po dwóch sygnałach.
- T-tu – nie mogłam wydusić z siebie słowa. Miałam ściśnięte gardło, a głos załamywał mi się przy każdej głosce – To ja, Rox. H-Haz pro-proszę przyjedź. – zakaszlałam próbując powstrzymać drżenie – Ja, ja nie wiem, co się ze mną dzieje – wydusiłam wreszcie.
- Roxi? Roxi! Proszę tylko wytrzymaj. Będę jak najszybciej się da. Proszę cię, tylko wytrzymaj! – słyszałam jak krzyczy. Brzmiał na szczerze zmartwionego.
- Roxi, proszę cię nie zamykaj oczu… - słyszałam jego głos.
Ale dlaczego mam ich nie zamykać? Przecież wtedy się zdrzemnę, a po śnie zawsze czuję się lepiej.
- Roxanne! – wydarł się tak głośno, że odruchowo wyrzuciłam telefon na podłogę.
Ale dlaczego teraz na mnie krzyczy? Przecież nic nie zrobiłam! To nie moja wina do jasnej cholery!
Może jak zamknę oczy, to nie będzie się na mnie darł.
*Oczami Harrego*
Mieliśmy właśnie próbę, gdy z mojej kieszeni rozległ się dźwięk dzwonka. Szybko wyciągnąłem telefon i gdy zobaczyłem, że to Roxi, natychmiast odebrałem. Wiedziałem, że nie powinienem zostawiać jej rano ale nie miałem wyboru. Paul właściwie wyciągnął mnie z łóżka i wsadził pod zimny prysznic. Cały czas byłem rozkojarzony, bo o niej myślałem.
Bałem się, że zacznie na mnie krzyczeć.
- Halo? – zapytałem niepewnie, czekając na to co nieuniknione, czyli opierdziel od dziewczyny.
- T-tu – usłyszałem jej zduszony głos. Zaczęła kasłać i po chwili kontynuowała – To ja, Rox. H-Haz pro-proszę przyjedź. – W tym momencie się przeraziłem. Wiedziałem, że nie dzwoniłaby w jakiejś błahej sprawie. A to oznacza, że coś jej się stało. Oby nie zrobiła sobie krzywdy. Nie wybaczę sobie, gdy cos jej się stanie – Ja, ja nie wiem, co się ze mną dzieje – zakasłała na końcu. Mówiła jakby każda głoska sprawiała jej niesamowitą trudność.
Szybko szepnąłem do Louisa, że ma brać kluczyki, bo Roxi cos się stało. Wyminąłem zaskoczonego Paula i zacząłem biec na parking. Przez ten czas mówiłem do telefonu:
- Roxi? Roxi! Proszę tylko wytrzymaj. Będę jak najszybciej się da. Proszę cię, tylko wytrzymaj! – byłem spanikowany. Stanąłem przy aucie, ale Louis dopiero wybiegłam z budynku - Roxi, proszę cię nie zamykaj oczu… - byłem wkurzony na przyjaciela i jego wolne ruchy. Wydarłem się na Roxi, bo już nie wytrzymywałem. Gdy tylko brunet dobiegł do czarnego audi i odblokował drzwi, wpakowałem się do środka i szybko zapiąłem pas. Ruszyliśmy z piskiem opon, a ja nie przestawałem mówić:
- Rox, błagam, proszę, ja pierdole po prostu nic nie rób. Nie rób mi tego! Nie mogę cię stracić! – cały czas powtarzałem te same słowa. Nie wiedziałem co jeszcze powiedzieć, że co, że ją kocham? Że cholernie mi na niej zależy i nie chcę, żeby mnie tu zostawiała?
Louis pędził jak szalony. Przejeżdżał na wszystkich czerwonych światłach, wchodził ostro w zakręty. To cud, że cali dojechaliśmy do domu.
Wysiadłem z auta i pobiegłem w stronę drzwi. Były zamknięte i niestety musiałem jeszcze przez chwilę mocować się z kluczami, bo nie dało się ich tak po prostu „otworzyć z kopa”.
Znalazłem Rox leżącą na kanapie w salonie. Już z daleka mogłem zauważyć jaka jest blada. Ledwo co oddychała, a jej puls… nie potrafiłem go wyczuć.
- Dzwoń po karetkę! – krzyknąłem do Louisa ze łzami w oczach.
- Szybciej sami tam dotrzemy – powiedział i podszedł do Roxi. Wziął ją na ręce i zaczął iść w stronę auta. Ocknąłem się dopiero po chwili i popędziłem za nim. Nie wiem co bym zrobił gdyby tu ze mną nie przyjechał. Może na co dzień zachowuje się jak totalny dzieciuch ale w kryzysowych sytuacjach zawsze zachowuje zimną krew.
Usiadłem w aucie i położyłem blondynkę tak, aby leżała głową na moich kolanach. Złapałem ją za rękę i nie przestawałem mówić. Dziewczyna nie miała siły się odzywać ale co 2 sekundy pocierała lekko kciukiem moją dłoń, dając mi do zrozumienia, że jeszcze przy nas jest.
Droga ciągnęła mi się w nieskończoność, żałowałem, ze nie mam magicznych mocy i nie mogłem nas tak po prostu teleportować. Kompletnie nie wiedziałem co mogło się stać z moją przyjaciółką, chociaż teraz chyba już nie mogę jej tak nazywać. Sam nie wiem.
Gdy już podjechaliśmy pod kremowy budynek, Louis wbiegł do środka wołając o pomoc, a ja wyciągnąłem Roxi z auta. Na szczęście dla nas, pielęgniarki zareagowały natychmiast i przyjechały z wózkiem, na którym położyłem dziewczynę. Za drzwiami szpitala czekał już lekarz, który po samym zerknięciu na blondynkę skierował ją na OIOM. Kazali nam zostać i poczekać na korytarzu.
Wściekły zacząłem krzyczeć i bić pięściami w ścianę. Byłem bezsilny. Ona mogła umrzeć w moich ramionach. Nadal może umrzeć…
Nie obchodziło mnie, że ludzie zaczęli mi się przyglądać. Niektórzy chyba rozpoznali tą sławną buźke z pierwszych stron kolorowych gazet.
Louis złapał mnie od tyłu, blokując moje ciosy w ścianę.
- Wyjdźmy stąd, nie rób sensacji – powiedział tuż przy moim uchu.
Potulnie pokiwałem głową i dałem się pociągnąć do łazienki. Lou zaciągnął mnie pod kran i puścił zimną wodę na moje zakrwawione kostki. Czułem jak pulsowały, całe moje ciało pulsowało w nierównomiernym rytmie, a oddechy były krótkie i urywane.
- Lou – zacząłem, patrząc na bruneta – A co jeśli ona umrze?
- Nie umrze. Nie może umrzeć – odpowiedział przytulając mnie mocno. Był dla mnie naprawdę jak brat. Mogłem powiedzieć mu o wszystkim i liczyć na dobrą, szczerą radę, bez wysłuchiwania jaki to nie jestem. Trochę głupio, że ludzie brali nas za gejów. Przez to musimy trzymać się od siebie z daleka na koncertach, wywiadach, czy spotkaniach z fanami. To już nie to samo co na początku.
Znów moje myśli powróciły do czasów z przed X-Factora, co również wiąże się z Roxi. Gdy tylko zobaczyłem ją w swojej głowie, znów zacząłem płakać. Nie mogłem nic na to poradzić. To było po prostu zbyt dużo. Osunąłem się po ścianie, chcąc zostać sam. Louis jakby czytając mi w myślach wyszedł z łazienki aby zadzwonić do reszty. W końcu też powinni wiedzieć.
Mieliśmy właśnie próbę, gdy z mojej kieszeni rozległ się dźwięk dzwonka. Szybko wyciągnąłem telefon i gdy zobaczyłem, że to Roxi, natychmiast odebrałem. Wiedziałem, że nie powinienem zostawiać jej rano ale nie miałem wyboru. Paul właściwie wyciągnął mnie z łóżka i wsadził pod zimny prysznic. Cały czas byłem rozkojarzony, bo o niej myślałem.
Bałem się, że zacznie na mnie krzyczeć.
- Halo? – zapytałem niepewnie, czekając na to co nieuniknione, czyli opierdziel od dziewczyny.
- T-tu – usłyszałem jej zduszony głos. Zaczęła kasłać i po chwili kontynuowała – To ja, Rox. H-Haz pro-proszę przyjedź. – W tym momencie się przeraziłem. Wiedziałem, że nie dzwoniłaby w jakiejś błahej sprawie. A to oznacza, że coś jej się stało. Oby nie zrobiła sobie krzywdy. Nie wybaczę sobie, gdy cos jej się stanie – Ja, ja nie wiem, co się ze mną dzieje – zakasłała na końcu. Mówiła jakby każda głoska sprawiała jej niesamowitą trudność.
Szybko szepnąłem do Louisa, że ma brać kluczyki, bo Roxi cos się stało. Wyminąłem zaskoczonego Paula i zacząłem biec na parking. Przez ten czas mówiłem do telefonu:
- Roxi? Roxi! Proszę tylko wytrzymaj. Będę jak najszybciej się da. Proszę cię, tylko wytrzymaj! – byłem spanikowany. Stanąłem przy aucie, ale Louis dopiero wybiegłam z budynku - Roxi, proszę cię nie zamykaj oczu… - byłem wkurzony na przyjaciela i jego wolne ruchy. Wydarłem się na Roxi, bo już nie wytrzymywałem. Gdy tylko brunet dobiegł do czarnego audi i odblokował drzwi, wpakowałem się do środka i szybko zapiąłem pas. Ruszyliśmy z piskiem opon, a ja nie przestawałem mówić:
- Rox, błagam, proszę, ja pierdole po prostu nic nie rób. Nie rób mi tego! Nie mogę cię stracić! – cały czas powtarzałem te same słowa. Nie wiedziałem co jeszcze powiedzieć, że co, że ją kocham? Że cholernie mi na niej zależy i nie chcę, żeby mnie tu zostawiała?
Louis pędził jak szalony. Przejeżdżał na wszystkich czerwonych światłach, wchodził ostro w zakręty. To cud, że cali dojechaliśmy do domu.
Wysiadłem z auta i pobiegłem w stronę drzwi. Były zamknięte i niestety musiałem jeszcze przez chwilę mocować się z kluczami, bo nie dało się ich tak po prostu „otworzyć z kopa”.
Znalazłem Rox leżącą na kanapie w salonie. Już z daleka mogłem zauważyć jaka jest blada. Ledwo co oddychała, a jej puls… nie potrafiłem go wyczuć.
- Dzwoń po karetkę! – krzyknąłem do Louisa ze łzami w oczach.
- Szybciej sami tam dotrzemy – powiedział i podszedł do Roxi. Wziął ją na ręce i zaczął iść w stronę auta. Ocknąłem się dopiero po chwili i popędziłem za nim. Nie wiem co bym zrobił gdyby tu ze mną nie przyjechał. Może na co dzień zachowuje się jak totalny dzieciuch ale w kryzysowych sytuacjach zawsze zachowuje zimną krew.
Usiadłem w aucie i położyłem blondynkę tak, aby leżała głową na moich kolanach. Złapałem ją za rękę i nie przestawałem mówić. Dziewczyna nie miała siły się odzywać ale co 2 sekundy pocierała lekko kciukiem moją dłoń, dając mi do zrozumienia, że jeszcze przy nas jest.
Droga ciągnęła mi się w nieskończoność, żałowałem, ze nie mam magicznych mocy i nie mogłem nas tak po prostu teleportować. Kompletnie nie wiedziałem co mogło się stać z moją przyjaciółką, chociaż teraz chyba już nie mogę jej tak nazywać. Sam nie wiem.
Gdy już podjechaliśmy pod kremowy budynek, Louis wbiegł do środka wołając o pomoc, a ja wyciągnąłem Roxi z auta. Na szczęście dla nas, pielęgniarki zareagowały natychmiast i przyjechały z wózkiem, na którym położyłem dziewczynę. Za drzwiami szpitala czekał już lekarz, który po samym zerknięciu na blondynkę skierował ją na OIOM. Kazali nam zostać i poczekać na korytarzu.
Wściekły zacząłem krzyczeć i bić pięściami w ścianę. Byłem bezsilny. Ona mogła umrzeć w moich ramionach. Nadal może umrzeć…
Nie obchodziło mnie, że ludzie zaczęli mi się przyglądać. Niektórzy chyba rozpoznali tą sławną buźke z pierwszych stron kolorowych gazet.
Louis złapał mnie od tyłu, blokując moje ciosy w ścianę.
- Wyjdźmy stąd, nie rób sensacji – powiedział tuż przy moim uchu.
Potulnie pokiwałem głową i dałem się pociągnąć do łazienki. Lou zaciągnął mnie pod kran i puścił zimną wodę na moje zakrwawione kostki. Czułem jak pulsowały, całe moje ciało pulsowało w nierównomiernym rytmie, a oddechy były krótkie i urywane.
- Lou – zacząłem, patrząc na bruneta – A co jeśli ona umrze?
- Nie umrze. Nie może umrzeć – odpowiedział przytulając mnie mocno. Był dla mnie naprawdę jak brat. Mogłem powiedzieć mu o wszystkim i liczyć na dobrą, szczerą radę, bez wysłuchiwania jaki to nie jestem. Trochę głupio, że ludzie brali nas za gejów. Przez to musimy trzymać się od siebie z daleka na koncertach, wywiadach, czy spotkaniach z fanami. To już nie to samo co na początku.
Znów moje myśli powróciły do czasów z przed X-Factora, co również wiąże się z Roxi. Gdy tylko zobaczyłem ją w swojej głowie, znów zacząłem płakać. Nie mogłem nic na to poradzić. To było po prostu zbyt dużo. Osunąłem się po ścianie, chcąc zostać sam. Louis jakby czytając mi w myślach wyszedł z łazienki aby zadzwonić do reszty. W końcu też powinni wiedzieć.
*Oczami Roxanne*
Biegnę, znów uciekam. Tylko ze tym razem nie jestem w lesie, a w białym korytarzu. Co też dziwne nikt mnie nie goni. Więc dlaczego nadal biegnę? Dlaczego nie mogę się zatrzymać?
Tu jest aż zbyt biało. Ściany wręcz rażą swoją czystością. Muszę mrużyć oczy, żeby dobrze widzieć kontury, które i tak po chwili ulegają zniszczeniu.
Nie mogę się zatrzymać, tylko biegnę.
Moje nogi same ustalają tempo.
Jestem już zmęczona.
Nie wiem ile jeszcze wytrzymam.
Nie wiem czy wytrzymam do końca.
Moją głowę zalewają głosy, szepty, szmery i inne dźwięki. Cała kakofonia.
Przykładam ręce do głowy i zaczynam krzyczeć ale z moich ust nie wydobywa się dźwięk. Jestem bezsilna.
- Proszę wytrzymaj dla mnie – słyszę kogoś.
- Na OIOM – mówi następna osoba. Nawet nie mam pojęcia czy to człowiek, czy może zostałam porwana przez pozaziemskie istoty.
- Jest źle – potwierdzają głosy.
- Nie wiadomo czy przeżyje – te słowa są dla mnie jak wyrok.
Jestem już zmęczona. Moim ciałem wstrząsają silne dreszcze.
Łapczywie łapię powietrze i z powrotem opadam bezwładnie na łóżko.
- Uff – słyszę kilka westchnień jednocześnie.
Gdzie jestem? Co tu robię? Dlaczego oni się na mnie patrzą? Nie obchodzi mnie to i znów zamykam oczy.
Już nie biegnę. Zatrzymałam się! Choć klatka piersiowa strasznie mnie kłuje, gardło mam ściśnięte i nie mogę złapać oddechu, to jestem szczęśliwa. Już nie biegnę.
- Proszę tylko nie hałasować. Niech odpocznie – mówi ktoś. Słyszę jak do pokoju wchodzą następne osoby. Ich szepty rozlegają się echem w mojej głowie. Przeszkadza mi to. Chciałabym, żeby się zamknęli. Chcę być sama.
No może Harry mógłby tu teraz ze mną być i trzymać mnie za rękę.
Ale tylko on.
Nikt inny.
Biegnę, znów uciekam. Tylko ze tym razem nie jestem w lesie, a w białym korytarzu. Co też dziwne nikt mnie nie goni. Więc dlaczego nadal biegnę? Dlaczego nie mogę się zatrzymać?
Tu jest aż zbyt biało. Ściany wręcz rażą swoją czystością. Muszę mrużyć oczy, żeby dobrze widzieć kontury, które i tak po chwili ulegają zniszczeniu.
Nie mogę się zatrzymać, tylko biegnę.
Moje nogi same ustalają tempo.
Jestem już zmęczona.
Nie wiem ile jeszcze wytrzymam.
Nie wiem czy wytrzymam do końca.
Moją głowę zalewają głosy, szepty, szmery i inne dźwięki. Cała kakofonia.
Przykładam ręce do głowy i zaczynam krzyczeć ale z moich ust nie wydobywa się dźwięk. Jestem bezsilna.
- Proszę wytrzymaj dla mnie – słyszę kogoś.
- Na OIOM – mówi następna osoba. Nawet nie mam pojęcia czy to człowiek, czy może zostałam porwana przez pozaziemskie istoty.
- Jest źle – potwierdzają głosy.
- Nie wiadomo czy przeżyje – te słowa są dla mnie jak wyrok.
Jestem już zmęczona. Moim ciałem wstrząsają silne dreszcze.
Łapczywie łapię powietrze i z powrotem opadam bezwładnie na łóżko.
- Uff – słyszę kilka westchnień jednocześnie.
Gdzie jestem? Co tu robię? Dlaczego oni się na mnie patrzą? Nie obchodzi mnie to i znów zamykam oczy.
Już nie biegnę. Zatrzymałam się! Choć klatka piersiowa strasznie mnie kłuje, gardło mam ściśnięte i nie mogę złapać oddechu, to jestem szczęśliwa. Już nie biegnę.
- Proszę tylko nie hałasować. Niech odpocznie – mówi ktoś. Słyszę jak do pokoju wchodzą następne osoby. Ich szepty rozlegają się echem w mojej głowie. Przeszkadza mi to. Chciałabym, żeby się zamknęli. Chcę być sama.
No może Harry mógłby tu teraz ze mną być i trzymać mnie za rękę.
Ale tylko on.
Nikt inny.
________________________________________________________________________________
Jestem na was trochę wkurzona, bo naprawdę rzadko proszę o komentarze pod rozdziałami. Pod ostatnim chciałam zobaczyć ile z was czyta moje wypociny no i trochę się zawiodłam.
Na szczęście są też osoby, które sprawiły że się uśmiechnęłam i DZIĘKUJĘ.
Następny postaram się dodać za tydzień.
:D
Czy pisałam już, że twoje opowiadanie jest genialne ? Jeśli nie, piszę to teraz. TO JEST ZA-JE-BI-STE! ^^
OdpowiedzUsuńJa chcę HarRox! *.*
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział i będę bardzo zadowolona, jesli pojawiłby się wcześniej niż za tydzień . :)
Weny życzę.
Pozdrawiam. NEM . ^^
Awwww jesteś kochana ;* dziękuję za dedykację :* Jestem zaszczycona, tym bardziej że rozdział jest fantastyczny! Po prostu brak mi słów :) Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze z Roxi :) A co do matury to poszła całkiem nieźle :)
OdpowiedzUsuńP.S. Spodziewaj się w krótkim czasie nalotu na Twój blog :) Mówiłam o nim wszystkim moim znajomym Directionerkom (i nie tylko)i obiecali, że jak tylko znajdą chwilę, to wpadną i przeczytają ( a one słowa dotrzymują ). Nawet mój brat powiedział, że przeczyta ( a on raczej jest człowiekiem nieczytającym, ale ja mam dar przekonywania, więc długo się nie opierał ;p) Więc spodziewaj się że w najbliższym czasie komentarzy Ci przybędzie:))
o matko, nie wierzę w ciebie kobieto ♥ Ale dziękuję :DDDD
UsuńJa również dziękuję za dedykację :) Jesteś kochana ♥ Rozdział jest genialny :) Jestem ciekawa co się stało Roxi. Mam nadzieję, że wszystko wróci do normy (: Już niecierpliwie czekam na następny rozdział :) mam nadzieję, że w kolejnych rozdziałach planujesz kolejne pikantne sceny ;p
OdpowiedzUsuńA co do Dżastki to uwierz w tą kobietę :p Jak ona się na coś uprze to nie rezygnuje tak łatwo i nie spocznie dopóki te osoby o których wspomniała, nie przeczytają chociaż kilku rozdziałów ;p No ale na pewno na kilku rozdziałach się nie skończy i wciągną się tak samo jak my :D
Boooooooskie ! *-*
OdpowiedzUsuńDawaj mi tu kolejny, bo nie mogę się doczekać, co będzie dalje. :D
@pysia_aaw
Hej. Co jest Roxi? Mam nadzieje ze to nic strasznego i ze przezyje. Oh, Harry ją kocha. Fajna parka z nich będzie. Na początku myślałam że to ciąża ale przecież za szybko..dopiero co przespała się z Hazzą i na jakiegokolwiek objawy za wcześnie. Czekam na n.n. Mam nadzieje ze dość szybko się pojawi. Pozdrawiam Xx
OdpowiedzUsuńCo się stało Roxi ? Ona nie może umrzeć !! Rozdzial niesamowity !! Czekam na nexta <3
OdpowiedzUsuńWięc, dzisiaj przeczytałam wszystkie Twoje rozdziały i są po prostu boskie, bajka po prostu, pomysły masz fantastyczne ;) Już zakochałam się w Twoim blogu, piszesz po prostu nnooo nie wiem jak to kreślić, cudownie, zajebiście, super, świetnie i nie wiem co jeszcze XD Same pozytywy ;)
OdpowiedzUsuńP.S. Jestem tutaj z polecenia Dzastki i wiedz, że zyskałaś we mnie stałą czytelniczkę :)
Oj Dzastka to ma dar przekonywania :) Miała całkowitą rację co do bloga :) Twój blog jest naprawdę boski, właśnie przeczytałam wszystkie rozdziały i nie mogłam się oderwać od tego czytania. Jak ja nie lubię jak rozdział się kończy, mogłabym czytać dalej i dalej i... daaaaalej :) Z niecierpliwością czekam na dalszy bieg wydarzeń. Już nie mogę się doczekać następnego rozdziału :)) Życzę Ci dużo, dużo weny. Pisz, pisz i jeszcze raz pisz :p
OdpowiedzUsuńTaaaaak nasza Dzastka jest uparta jak przysłowiowy osioł :p Ale gdyby nie była tym naszym kochanym osiołkiem to nie trafiłabym na tego cudownego bloga :) Masz ogromny talent! Uwielbiam Twój styl pisania :) I chociaż nie jestem Directionerką ( ale ich lubię ) to jestem Twoim blogiem zachwycona :)) Weny życzę i czekam na następny rozdział :) xXxx
OdpowiedzUsuńJeśli byś mogła to trzymaj kciuki za naszego osiołka, bo jutro o 13.40 ma maturę ustną z polskiego :)
Mnie też przysłała tu Dzastka :) Powiem Ci (a raczej napiszę), że Twój blog jest świetny :) Genianle opowiadanie! Jest taki inne od reszty, nie do przewidzenia, cały czas czymś zaskakujesz :) Jestem ciekawa co się stało Roxi. Cekam z niecierpliwością na następny rozdział :*
OdpowiedzUsuńI tak wiem podpisałam się jak ona, żeby złożyć jej hołd w podziękowaniu za to, że wysłąła mnie pod adres tego bloga ;p Następne komentarze będę pisać jako majka :)
UsuńŚwietny! :) <3
OdpowiedzUsuńRozdział jest mega genialny, w ogóle całe opowiadanie jest mega genialne :) Jest tak cudownie nieprzewidywalne. Wszystkie rozdziały czyta się z zapartym tchem, czekając na dalszy rozwój akcji :) Już nie mogę się doczekać następnego rozdziału i życzę weny twórczej :D xxx
OdpowiedzUsuńWow! Ten rozdział jest cudowny! Z resztą tak jak wszystkie inne :) dodawaj szybko rozdział, prosze ^^ weny życzę ;)
OdpowiedzUsuń