sobota, 30 marca 2013

27 „To moja dziewczyna i byłbym wdzięczny gdybyś traktowała ją z szacunkiem.”


Już jestem! Wszystkie wyjaśnienia pod rozdziałem, a teraz życzę MIŁEGO CZYTANIA :D
Z dedykiem dla wszystkich, który nadal czytają moje wypociny.
________________________________________________________________________


*Oczami Harrego*
Nie chciało mi się już przebierać więc tylko wziąłem bluzę i zszedłem na dół. Liam już tam był.
- I co masz ten numer? – zapytał.
- Tak, zadzwonię po południu i postaram się wszystko załatwić – odpowiedziałem.
- Trzymam cię za słowo – powiedział Liam i wtedy wszyscy zaczęli się schodzić. Oczywiście Zayn musiał się spóźniać.
- Pójdę po niego – zaoferowała Roxi.
- Pewnie i tak nic nie wskórasz – stwierdził znudzony Lou.
- Zobaczymy – dziewczyna uśmiechnęła się i wesoło wbiegła po schodach. Po smutku nie było już ani śladu. Cieszę się i nie mogę się doczekać jutra. Jeżeli wszystko pójdzie dobrze, to nie będę się musiał z nią rozstawać.

*Oczami Roxanne*
Zayn oczywiście był w łazience i poprawiał fryzurę. Nawet nie zauważył jak weszłam do środka.
- Mógłbyś się pospieszyć? – zapytałam, ale chyba go przestraszyłam, bo podskoczył na dźwięk mojego głosu.
- No jeszcze chwilka, a poza tym to nie ładnie fundować komuś zawał serca. I to jeszcze w tak młodym wieku – zażartował.
- My przez ciebie nabawimy się żylaków. Czekamy już chyba z pół godziny – może jak trochę ponarzekam to się pospieszy.
- Nie, bo dopiero minęło 15 minut więc nie dramatyzuj – zaśmiał się. Po chwili jednak przejrzał się po raz ostatni i stanął ze mną twarzą w twarz.
- Dobrze jest? – zapytał.
- Perfekcyjnie, a teraz już chodź – powiedziałam i pociągnęłam go za rękaw kurtki.
- Hola, hola! Nie tak szybko. Mam do ciebie jeszcze pytanie – zatrzymał mnie.
- Cokolwiek to jest mówię tak i chodź już.
- Aaaa, spoko czyli będziesz mi robić śniadanie do łóżka przez następne pół roku?
- Ta… Nie! Chyba śnisz – zaśmiałam się – Mnie tu nie będzie przez następne pół roku więc nie rób sobie nawet nadziei – chciałam już wyjść gdy złapał mnie za ramiona i obrócił tak, że musiałam spojrzeć mu w oczy.
- Czy to Chris, ten spod sklepu, jest za to wszystko odpowiedzialny? – zapytał poważnie. Próbowałam się wykręcić, ale uparcie przeszywał mnie wzrokiem.
- Zayn to boli – powiedziałam gdy jego palce coraz mocniej zaciskały się na moich ramionach.
- Czy to on? – mulat widać nie zwrócił uwagi na to, że robi mi krzywdę.
- Tak, tak to on! A teraz daj mi już spokój – odwróciłam się, lecz znów nie mogłam zrobić nawet kroku do przodu. Poczułam jak coś, a raczej Zayn ciągnie mnie do tyłu i po chwili opierałam się o jego klatkę piersiową. Przytulił mnie i całując w czubek głowy powiedział:
- I po co ukrywałaś to przed nami tyle czasu? Wiesz ile bólu byś sobie zaoszczędziła? Widać, że blondynka z ciebie – zaśmiał się.
- A z ciebie narcyz jakich mało – dałam mu kuksańca prosto między żebra.
- Auuu! Nie musiałaś od razu mnie bić.
- Oj nie płacz, tylko się zbieraj, bo nas zabiją tam na dole – powiedziałam i zeszliśmy w końcu na dół.
- No nareszcie – stwierdził Louis gdy tylko nas zobaczył. Po chwili wszyscy ubrani wpakowaliśmy się do busa chłopaków.

Godzina 15, ciepło, słoneczko świeci, a my przemierzamy wesołe miasteczko poszukując jakiejś atrakcji, która wszystkich by zadowoliła. Chłopcy mając na głowach kaptury, a na nosach czarne Ray-bany, narzekają, że zaraz się roztopią.
- A może to? – zapytałam wskazując na rollercoastera znajdującego się nieopodal.
- Ty na serio? – zapytała Corny z przerażeniem w oczach.
- Taaak! – wydarł się Lou.
- Oj no Corny chodź, nie będzie przecież aż tak źle – krzyknęłam i pociągnęłam przyjaciółkę w stronę biletów. Za nami ruszyło 5/5 1D :D
10 minut później siedzieliśmy już w wagonikach. Gdy tylko kolejka ruszyła, poczułam jak w moim gardle formuje się duża gula. Zaczęliśmy dość wolno podjeżdżać pod górę. Uff! Na razie da się wytrzymać. Po jakiś 30 sekundach znajdowaliśmy się około…. O MÓJ BOŻE 50 metrów nad ziemią. Siedziałam z Louisem w pierwszym wagoniku.
- Ja pierdole – powiedziałam sama do siebie gdy zobaczyłam, co nastąpi później.  W szalonym tempie zaczęliśmy zjeżdżać w dół a ja krzyczałam ze strachu jak nienormalna. Za sobą słyszałam śmiechy reszty zgrai. Na ostrym zakręcie złapałam Louisa za rękę i wbiłam się w nią paznokciami. Chłopak chyba tego nie poczuł, bo nadal śmiał się i krzyczał radośnie. Zrobiło mi się niedobrze, gdy wywijaliśmy potrójną pętle. Miałam ochotę oddać śniadanie. Gdy zaczęliśmy jechać kawałek do góry nogami , kurczowo złapałam się zabezpieczenia (to takie co nie pozwala ci wypaść, nie wiem jak się fachowo nazywa), ponieważ moje ciało oderwało się lekko od siedzenia. Zaczęłam krzyczeć ze strachu.
Jak oni mogą się śmiać?
Znów zaczęły się szalone zakręty, a ja jeszcze mocniej zacisnęłam dłonie na zabezpieczeniach.
Tylko żebym nie wypadła, proszę, tylko żebym nie wypadła – zaczęłam modlić się w duchu, gdy na zewnątrz krzyczałam ze strachu.
Gdy zaczęliśmy jechać już trochę wolniej moje mięśnie się rozluźniły i otworzyłam oczy. Właściwie po co je otwierałam?  Żeby zobaczyć kolejny zjazd na dół?
- Cholera jasna! – wydarłam się gdy zaczęliśmy zjeżdżać. Kostki dłoni zbielały mi od mocnego uchwytu.  Gdy pojazd się zatrzymał szybko wstałam i na miękkich nogach poczłapałam do wyjścia.
Usłyszałam za sobą śmiechy reszty gromady.
- Miałaś rację, nie było aż tak źle – powiedziała Corny klepiąc mnie po plecach. Pod wpływem uderzenia, choć nie było bardzo mocne, upadłam na ziemię.
- Wszystko dobrze? – brunetka natychmiast schyliła się przestraszona.
- T-tak – wymamrotałam niewyraźnie. Jeszcze cała się trzęsłam po przygodzie z rollercoasterem.
- To co druga runda? – zaśmiał się, Loui zgadując co było przyczyną mojego złego samopoczucia.
- Ja odpadam – odpowiedziałam i usłyszałam śmiech Harrego.
- Aż tak ci było źle? Przecież to sama frajda – rzucił chłopak z wyszczerzem na twarzy.
- Tak szczególnie gdy była potrójna pętla – rzuciłam sarkastycznie i na samo wspomnienie zrobiło mi się niedobrze. Odgarnęłam włosy z twarzy i nachyliłam się wymiotując. Dobrze, że klęczałam koło krzaków, a nie na środku chodnika.
- Fuuuu! – wszyscy odskoczyli ode mnie jak poparzeni.
- Ma-macie może chusteczkę? – zapytałam gdy skończyłam wcześniejszą czynność.
- Trzymaj – Corny podała mi paczkę.
- No widzę, że pani „nie będzie aż tak źle” zniosła to najgorzej z nas – zaśmiał się Liam.
- Jak już skończyliście się śmiać, to idźcie sobie na inne atrakcje, a ja przeczekam w barze – pokazałam na budynek po lewej. I powoli wstałam. Nogi nadal się pode mną uginały ale było już lepiej.
- Bardzo bym chciał gdzieś jeszcze iść, ale musimy zbierać się do domu – przypomniał nam wszystkim Liam. Wydaliśmy zbiorowy jęk zawodu. - No co? Chcecie później iść jeszcze na imprezę, czy nie?
- Chcemy Daddy – odpowiedzieliśmy zgodnie i poszliśmy do auta.

*Oczami Harrego*
To nie, to nie, to też. Nie mam się w co ubrać!
Dobra Styles, tylko bez paniki. Masz masę ciuchów w szafie, na pewno coś znajdziesz.
Zbiegłem do salonu w poszukiwaniu Zayna, ten zawsze wie co mi poradzić. Ale zamiast niego zastałem tam, siedzącego na kanapie Nialla.
- A co, ty już ogarnięty? – zapytałem.
- NO, a nie widać? – powiedział z buzią pełną jedzenia. Zlustrowałem jego strój.
- Dobra, to weź mi teraz pomóż się ubrać! – jęknąłem. Musiałem się pospieszyć, bo zaraz wychodzimy. Niby zwykła imprezka, a nie wiadomo czy nie spotkamy jakiś pięknych 50-latek. No dobra, młodsze też mogą być. Ale żeby nie za bardzo.
- A w czym ty masz problem? Masz człowieku wielką garderobę i nie wiesz co masz założyć? Ja cię nie rozumiem.
- No weź Nialler, zrobię ci jutro pizzę jak mi pomożesz.
- No dooobra, to chodź ale mamy 10 minut, bo później się reklamy kończą.
- Dzięki! – wbiegliśmy po schodach na górę i blondyn zaczął przekopywać się przez sterty ciuchów. Pewnie dziwi was, czemu nie zapytałem o poradę którejś z dziewczyn. No więc tak, one same się jeszcze nie ogarnęły i nie ma szans żeby mi pomogły. Musze zdać się na przyjaciela. Sam się postarał, aby wypaść przez Corny jak najlepiej i włożył chyba swoje najlepsze jeansy, białą koszulkę na krótki rękaw, i katanę z naszywkami na kieszeni.
- Mam! – blondyn wyszedł ze stertą ciuchów przewieszonych przez rękę.
 - Że niby to wszystko? – zapytałem zdziwiony.
- Co? A nie! Te mi się zaplątały, swoją drogą to masz tam niezły bajzel – Niall podał mi ciuchy – Teraz weź się szybko ubieraj i schodź na dół, bo nie będziemy na ciebie czekać.

*Oczami Roxanne*
To nie, to nie, to też. Nie mam się w co ubrać!
Dobra, tylko bez paniki, bez paniki.
Ale przecież zaraz musimy wychodzić.
- Pomocy! – wydarłam się nie wiedząc co mi tak właściwie odbiło. Po chwili w drzwiach pojawiła się głowa Nialla.
- Co, ty też nie masz się w co ubrać? – zapytał rozglądając się po pokoju. Wszędzie walały się ciuchy.
- Skąd wiesz?
- Bo Styles przed chwilą miał ten sam problem – blondyn zaczął chodzić po pokoju, rozglądając się – Ja tego nie rozumiem. Tyle ciuchów, a nie ma się w co ubrać. Jaki w tym problem?
- Proszę – powiedział po chwili podając mi ubrania.
- Jejku Niall! Jesteś wielki!
- Oj tam znów wielki, 171 cm, to znów nie jest tak wiele.
- Wiesz o co mi chodziło – uśmiechnęłam się i uderzyłam go w ramię. Zaczął udawać, że zwija się z bólu.
- Dobra ja idę, a ty szybko się ogarniaj, bo nie będziemy czekać – blondyn zamknął za sobą drzwi wychodząc z pokoju.

- No nareszcie – powiedział Liam, gdy pojawiłam się na schodach. Wszyscy już czekali, więc od razu wyszliśmy i zapakowaliśmy się do auta.
- Ładnie wyglądasz – stwierdził Harry gdy jechaliśmy. Miałam na sobie czarne, błyszczące legginsy, luźną czarną koszulkę, z białą czaszką, buty na koturnie z ćwiekami, jasnodżinsową, wytartą katanę, i małą czarną torbę, ze złotą klamrą.
- Dzięki – powiedziałam i spojrzałam na przyjaciela. Miał na sobie czarne spodnie, biały podkoszulek, nieśmiertelnik i białe conversy. Niby zwykłe ciuchy, ale Loczek wyglądał w nich naprawdę dobrze – Widzę, że i tobie Niall wybrał fajny zestaw.
- Co? Ty też korzystałaś z jego porad?
- Człowieku, on powinien stylistą zostać, czy kimś takim, bo tylko wszedł do pokoju, rozejrzał się i już wiedział co mam założyć. A ja się z tym męczyłam godzinę!
Zauważyłam kątem oka, że reszta przypatruje się naszej wymianie zdań z uśmiechami na twarzach.
- Co? – zawróciłam się w ich stronę.
- Nie, nic – odpowiedział Zayn, podnosząc ręce w geście obrony.
- Po prostu jesteście do siebie bardzo podobni – stwierdził Liam.
- Niby w czym? – powiedzieliśmy z Harrym w tym samym czasie, co wywołało wybuch śmiechu u naszych przyjaciół. Po chwili byliśmy już w klubie. Przed wejściem spotkaliśmy Danielle. Jak zwykle wyglądała cudownie. Ona na pewno nie ma problemów typu „nie mam się w co ubrać!”, zazdroszczę jej stylu.

*Oczami Harrego*
- Party Time! – krzyknąłem, gdy weszliśmy do środka. Sława czasem się przydaje, na przykład przy omijaniu kolejek w klubach.
Tłok, dym z papierosów i chyba nie tylko, woń alkoholu i spoconych ciał. Tutaj możesz zapomnieć o wszystkim i poddać się elektryzującej muzyce. Ja nie miałem o czym zapominać, po prostu musiałem się rozerwać. Już dość długo nie miałem okazji. Ciągle tylko praca, praca, fani, praca. Chcą zarobić na nas jak najwięcej, póki utrzymujemy się na szczycie. To jest męczące. Czasem nie mam nawet siły aby pójść spać.
- Coś wam wziąć z baru? – zapytałem, wstając od stolika przy którym siedzieliśmy. Każdy „złożył zamówienie” i mogłem iść. Przy barze usiadłem na stołku czekając na zamówienie. Po chwili, obok mnie pojawiła się jakaś blondynka. Przyjrzałem jej się bliżej i okazało się, że to Taylor. Cóż nie przepadam za nią, bo słyszałem od kumpli, ze lubi bawić się facetami i często ich wymienia, na „lepszy model”. Niechętnie odwzajemniłem uśmiech, jakim mnie obdarzyła i zacząłem ze zniecierpliwienia uderzać palcami o ladę. „Oby tylko nie zagadała, Boże chroń mnie przed nią” – powtarzałem sobie w duchu. Naprawdę chciałem uniknąć bliższego kontaktu z panną Swift. Niestety moje modły poszły na marne i po pięciu sekundach usłyszałem jej przesłodzony głosik.
- Witaj Harry, jesteś sam?
- Nie z przyjaciółmi – odpowiedziałem szybko, patrząc w ich stronę i wołając wzrokiem o pomoc. Niestety żadne nie patrzyło się w moją stronę.
- Chodziło mi raczej, czy jesteś tu z dziewczyną? – dopytywała się blondynka.
- Nawet z trzema – teraz chciałem po prostu uniknąć powiedzenia, ze przyszedłem tu „sam”, bo wtedy całe wyjście diabli by wzięli. Już widzę ją przyklejoną do mnie przez cały wieczór.
- Widzę, że humorek dopisuje – zaczęła się śmiać, ja nadal siedziałem z kamienną twarzą. Już miałem odpowiedzieć „Dopisywał dopóki cię nie spotkałem” ale w ostatniej chwili ugryzłem się w język. Dziewczyna jest bardzo popularna i nie byłoby zbyt fanie, gdybym znalazł w niej wroga.
- A teraz na poważnie pytam – zbliżyła się do mnie – nadal jesteś singlem Harry?
- Skarbie, no co tak długo. Wszyscy się niecierpliwią. Masz już te drinki? – usłyszałem głos Roxi i poczułem jak obejmuje moją szyję.
- Zaraz powinny być – odpowiedziałam po chwili. Byłem zaskoczony. Spojrzałem na nią pytająco, ale tak żeby Taylor nic nie zauważyła.
- Wyglądałeś, jakbyś potrzebował pomocy, więc supergirl przybyła – usłyszałem jak mówi mi do ucha – Ale jak nie jestem potrzebna, to mogę iść.
- Nie, nie zostawiaj mnie z nią samego – odpowiedziałem i cmoknąłem Roxi w policzek.
Mina Taylor – bezcenna. Wyglądała, jakby chciała zabić brunetkę wzrokiem.
- O przepraszam, nie przedstawiłam się, Roxanne jestem – dziewczyna podała rękę blondynce. Tamta stała jak wmurowana w posadzkę.
- Kto to jest? – zapytała wkurzona patrząc na mnie i totalnie ignorując Roxi.
- To moja dziewczyna  i byłbym wdzięczny gdybyś traktowała ją z szacunkiem – powiedziałem spokojnie – O już są nasze drinki, pomożesz mi Rox?
- Jasne – odparła dziewczyna i wzięła 4 szklanki – Miło było cię poznać – rzuciła jeszcze do Swift. Zaśmiałem się w duchu.
Moja krew!

*Oczami Roxanne*
- Co to miało być, to tam przy barze? – zapytała Danielle gdy wróciliśmy do stolika – Czy my o czymś nie wiemy?
- Po prostu ratowała  mnie przed Taylor – odpowiedział Hazza obejmując mnie w talii.
- Znajcie moją dobroć – odpowiedziałam próbując usiąść ale Loczek mi to uniemożliwiał – Weź mnie puść, już nie musimy udawać.
- Właśnie o to chodzi, że musimy, bo będzie nas teraz obserwować.
- Cooo? Mam zmarnować cały wieczór na klejenie się do ciebie?
- Nie, wystarczy co jakiś czas, jej przypomnieć, że jestem zajęty – Harry uśmiechnął się przepraszająco – Nie chciałem, żeby tak wyszło.
- No już dobra, wybaczam.
- Ty już ją miałeś dla siebie, teraz idziemy potańczyć! Co ty na to Roxi? – Louis zerwał się z miejsca i pociągnął mnie na parkiet. Nie lubiłam tańczyć przy szybkich piosenkach, bo nie wiedziałam za bardzo jak. Ale z brunetem nie musiałam się o to martwić. Poruszał  się bardzo dobrze. Kręcił mną na wszystkie strony, tak, że przez te cztery minuty zmęczyłam się bardziej niż chyba w całym życiu.
- Dobra wracamy – powiedział gdy zaczęła się jakaś ballada – wolnych nie tańczę.
- No, no niezły popis – powiedział Zayn, gdy usiedliśmy przy stoliku.
- Taa, ale jaki męczący – dodałam.
- Oj, znów nie przesadzaj. Miałaś okazję tańczyć z mistrzem! – powiedział wesoło Louis.
- Tu się zgodzę, naprawdę świetnie tańczysz.
Po chwili koło mnie pojawił się Harry i też poprosił mnie do tańca. Wirowaliśmy po parkiecie w rytm wolnej piosenki. Wychaczyłam jeszcze Nialla z Corny, Liama z Danielle i Louisa próbującego poderwać dość ładną barmankę. Wszyscy już trochę wypiliśmy.
- Przepraszam cię za tą sytuację – powiedział Harry.
- Nic nie szkodzi. W końcu sama postanowiłam cię uratować – odparłam – I fajnie było zobaczyć minę tej blondyny jak odchodziliśmy – uśmiechnęłam się i mocniej wtuliłam w Loczka.
Po piosence wróciliśmy do stołu. Kilka kolejek później, już totalnie zalana, postanowiłam pójść do toalety. Jakoś odnalazłam właściwe drzwi i weszłam do środka.
- ezu, Rox, jakh ty fyglądas – powiedziałam sama do siebie patrząc w lustro. Język już mi się plątał, a obraz miałam lekko rozmazany. Mam mocną głowę ale takie ilości alkoholu jakie spożyłam dzisiaj, dałyby się we znaki każdemu.
- Jesce tylko błyszhcyk i gotowe! – próbowałam pomalować usta, ale ręka ześlizgnęła się i mazłam policzek.
- Cholera! Mam dość!
Usiadłam na podłodze i oparłam się o płytki. W głowie mi buzowało, a świadomość mówiła, że zrobiłam bardzo źle. Miałam przestać się upijać. Przyrzekałam sobie. Dupa, nic mi nigdy nie wychodzi.
Potem urwał mi się film.

*Oczami Harrego*
Ja i Liam byliśmy chyba najmniej pijani. Wiem, że często po promilach mi odwala, a nie chciałem żeby Rox to zobaczyła.
- Idź zobacz, czy z nią wszystko okej – powiedział Liam. No tak, dziewczyna już długo nie wracała z wc.
- Dobra, zaraz wracam, to ci pomogę zapakować tych pijaków do auta – zaśmiałem się i wstałem z miejsca. Otworzyłem drzwi od damskiej toalety i zobaczyłem Roxi siedzącą pod ścianą. W ręce trzymała opróżnioną butelkę i kołysząc ją na boki śpiewała: „Jeszcze po kropelce, jeszcze po kropelce,… Lol… czemu już nic nie ma w butelce?” Ten widok doprowadził mnie do niekontrolowanego wybuchu śmiechu. Dziewczyna spojrzała się na mnie, przechyliła głowę na bok i zapytała:
- A co ty tu robisz?
- Oj Roxi, coś ty dzisiaj odwaliła – pokręciłem głową kucając kilka kroków od niej.
- Ja? – zapytała niewinnie i zrobiła zdziwioną minkę. Próbowała wstać ale z marnym skutkiem, więc podeszła do mnie na czworaka – Co ja niby zrobiłam?
- No spójrz na siebie – wskazałem na rozmazaną na policzku pomadkę.
- A to! – brunetka przybiła sobie facepalma – Nie moja wina, że szminka krzywo maluje.
- Dobra, chodź. Czas do domu.
- Ale ja nie chcę!
- Chodź, Liam już na nas czeka – wziąłem ja na ręce i podniosłem.
- Hazzuś ale ja nie chcę do domu. Tu jest fajnie.
- Ale musimy już iść, Liam czeka w aucie – powiedziałem jak do dziecka i zacząłem kierować się w stronę drzwi.
 - Zostańmy jeszcze chwilę.
- Nie.. – próbowałem zaprotestować ale nagle jej usta znalazły się na moich i dalszy ciąg zdania został zagłuszony. Przez chwilę byłem jak wmurowany ale odwzajemniłem pocałunek. Wiem, że nie powinienem. To niszczy naszą przyjaźń, która z resztą, z mojej strony jest chyba czymś więcej niż przyjaźnią. Po chwili dziewczyna oderwała się ode mnie i z zadziornym uśmiechem zapytała:
- To co, zostajemy?
- Nie – odpowiedziałem i wyniosłem ją z klubu.
_____________________________________________________________
Po pierwsze: PRZEPRASZAM.
Trochę minęło od poprzedniego rozdziału i mam nadzieję, że wybaczycie mi tak długą nieobecność. Wiecie, miałam urodziny, wyprawiałam urodziny (rodzina, później przyjaciele, trochę roboty było), okres przedświąteczny, co wiąże się z kolejnymi klasówkami, koncert Justina (na którym nie byłam ale oglądałam livestreama, dzwoniłam do ludzi itp. a później długo mi zeszło na zdjęciach i filmikach).
Specjalnie napisałam tak długi rozdział (Prawie 3tys. wyrazów). Mam nadzieję, że wam się podobało?
Teraz będę dodawać już normalnie, co tydzień, najprawdopodobniej w weekendy :D

Po drugie: DZIĘKUJĘ za nowych obserwatorów i tych co komentują. To napędza mnie do pisania. Każda wasza opinia. KOCHAM WAS.

Po trzecie: Życzę Wam Wesołych Świąt, smacznego ciasta, mnóstwa radości, żebyście nie zmarzli w smignusa za bardzo, gdy was obleją wodą, spędzenia czasu z rodziną, żeby rodzeństwo was nie wkurzało (jeśli je macie), no i wszystkiego czego tam sobie chcecie :D

Po czwarte: Zakończyłam w takim punkcie ten rozdział i nie wiem co dalej. Już 27 part opowuiadania a tu nie było żadnych hot scenek. Trochę cieńko. Chciałybyście, żeby Roxi była z Harrym, czy z kimś innym? :D

Po piąte: Miałam jeszcze coś napisać, ale zapomniałam -.-

niedziela, 10 marca 2013

26 „Przekonałem się, że ten „bezduszny chłopak, który co noc ma inną i bawi się uczuciami dziewczyn” także może coś poczuć.”



„(…)- I jeszcze jedno… - w tym momencie podałam każdemu z nich zdjęcia, które wczoraj znalazłam w szafce – Teraz nie mam już po co tam wracać.”

- Hahahahahaha – zaśmiał się Zayn.
- Co w tym niby takiego śmiesznego? – zapytała ostro Corny.
- Przecież to ciało Sashy Grey – powiedzieli chłopcy równocześnie.
- Co? – zapytałam zdumiona. Dobra trochę mnie zaskoczyło, że np. Liam i Niall oglądają pornosy. Rozumiem Zayn, Harry, nawet taki Louis, ale oni? Przecież wydają się grzeczni i niewinni.
- Niall – powiedziała moja przyjaciółka przeszywając blondyna wzrokiem.
- C-co? – zapytał przestraszony ale gdy zrozumiał o co chodzi powiedział – No nie czepiaj się. Życie singla nie jest łatwe.
- Poza tym – wtrącił Louis – Jesteśmy chłopakami. Rozumiem, że wy pewnie nigdy nie oglądałyście sprośnych filmów, co?
- No ten… - zaczęłyśmy z Corny lekko zmieszane, po czym spojrzałyśmy na siebie – Co ty też? No przestań po mnie powtarzać! Nie to ty po mnie powtarzasz! – mówiłyśmy jednocześnie, a chłopcy śmiali się z nas.
- Corny – powiedział tym razem Niall patrząc się brunetkę.
- Oj no nie czepiaj się. Nocki u singli są czasem ciekawe  – powiedziała i wzruszyła ramionami.
- Czy to pierwszy kryzys w tym związku? Jak nasi zakochani sobie z nim poradzą? Czy postanowią dać sobie spokój z uczuciem? A może wybaczą drugiemu oglądanie ? – mówił Louis głosem komentatora sportowego. My chichraliśmy się na kanapach, a Corny i Niall chwilę mierzyli się wzrokiem, po czym dołączyli do nas.
- Dobra, a teraz powaga – powiedział Harry robiąc poker face.
- Okej – spojrzałam się na niego z takim samym wyrazem twarzy, po czym znów wybuchliśmy śmiechem. 
- Nie rozśmieszaj mnie gdy próbuję być poważny! – oburzył się Loczek.
- Ale ja byłam poważna – odpowiedziałam wzruszając ramionami.
- Dobra teraz już na serio się ogarnijcie – powiedział Zayn – Roxi skąd to masz? – zapytał mnie potrząsając trzymanym w ręku zdjęciem.
- No ktoś się chciał zabawić i rozesłał to do wszystkich osób w szkole. A poza tym moja szafka była tym wypchana i gdy ją otworzyłam wszystko się na mnie wysypało. Nie miałam siły zbierać całości więc wzięłam tylko kilka kartek właściwie sama nie wiem po co – odpowiedziałam rzeczowym tonem.
- Czy to Chris? – zapytał Harry z poważnym wyrazem twarzy.
- Nie wiem – pokręciłam głową – Ale albo on, albo ktoś z mojej klasy kto mnie nie lubi.
- Może chciał się zemścić – podsunął Liam.
- Możliwe – nie zaprzeczałam. Czułam, że to mój były „przyjaciel”. Wiem, że byłby gotowy zrobić coś takiego.
- Chłopaki myślę, że jutro wybierzemy się na wycieczkę do Chapel – powiedział stanowczo Zayn, a reszta pokiwała głowami. W tym momencie Harry wstał z kanapy i zapytał się mnie:
- Rox, masz pożyczyć telefon?
- Po co?
- Muszę zadzwonić do Paula i poinformować go o wyjeździe, a mój telefon jest na górze i nie chce mi się po niego iść.
- Wy chyba nie chcecie tam jechać naprawdę – zaczęłam ale Loczek mi przerwał.
- Oczywiście, że chcemy, a teraz już daj mi ten telefon – powiedział stanowczo i wyciągnął w moim kierunku otwartą dłoń. Nie powiem, trochę mnie przestraszył.
- P-proszę – podałam mu urządzenie, a gdy wyszedł z pokoju zwróciłam się do chłopców – Odbiło wam? To nie jest wasz problem! Nie powinniście się w to mieszać! W ogóle to nie macie żadnych wywiadów, czy koncertów do zagrania jutro?
- Spokojnie – podszedł do mnie Louis i złapał mnie za ramiona – Przecież nie zrobimy nic głupiego. Trochę wiary. I mylisz się, to także nasz problem. Nie możemy pozwolić, żeby tak cię traktowali – powiedział i uśmiechnął się do mnie – Teraz już wszystko będzie dobrze.
I w tym momencie moje uczucia przerwały tamę, którą budowałam do tej pory. Na twarzy poczułam łzy. Wtuliłam się w Lou i płakałam w jego ramie. Po chwili podeszła reszta i zamknęli nas w grupowym uścisku.
- Ej, nie płacz – powiedział po chwili brunet i oderwał mnie od siebie na długość rąk. Złapał moją twarz w dłonie i kciukami wytarł pozostałe łzy – Nie ma sensu płakać. Uśmiechnij się i zaraz coś wymyślimy żebyś poczuła się lepiej.

*Oczami Harrego*
Trochę zajęło mi przeszukanie wszystkich kontaktów w telefonie Rox, ale musiałem znaleźć ten numer. Na moje nieszczęście żaden z nich nie był oznaczony napisem „kuratorka” więc drogą dedukcji doszedłem do tego, że szukany numer to „Pani Magda”. „Haha Styles jaki ty mądry jesteś. Mógłbyś zostać drugim Sherlockiem” – pochwaliłem się w duchu. Wróciłem do salonu ale widok jaki zastałem lekko mnie zabolał. Louis przytulał Roxi. Tak właśnie! Zabolało mnie to. Nie wiem do jasnej cholery dlaczego, ale się zdenerwowałem, że to ja nie mogę być na jego miejscu. Później gdy zaczął wycierać jej łzy zakuło mnie serduszko. Przekonałem się, że ten „bezduszny chłopak, który co noc ma inną i bawi się uczuciami dziewczyn” także może coś poczuć.

*Oczami Roxanne*
- Proszę – powiedziałam do Louisa i wymusiłam najszerszy uśmiech na jaki było mnie w tej chwili stać.
- No widzisz, od razu lepiej – pochwalił mnie.
- Trzymaj Twoja komórka – w tym momencie do pokoju wszedł Harry. Miał jakąś smutną minę. Czyżby Paul nie pozwolił im jednak jechać? Oby. Nie chcę mieć jeszcze większych problemów w szkole, a gdyby próbowali przekonywać Chrisa, nic dobrego by z tego nie wyszło. Raczej cała  sytuacja obróciłaby się przeciwko mnie.
- O dobrze, że już jesteś. Masz jakiś pomysł gdzie możemy się wybrać, żeby Roxi się zabawiła? – zapytał go Liam.
- No jak na razie jest dzień więc do klubu nie pójdziemy ale – tu Loczek zrobił złowrogą pauzę – możemy się wybrać do Wesołego Miasteczka!
- Taaaaak! – krzyknęliśmy wszyscy. Nawet w obecnym nastroju nie byłam w stanie odmówić. Wesołe miasteczka to mój żywioł. Mimo, że jestem już za stara, to nadal uwielbiam baseny z kulkami. Haha, aż wstyd się do tego przyznawać.
- Dobrze, więc teraz idziemy się pobawić, a wieczorem podbijemy londyńskie kluby! – powiedział Niall z buzią pełną jedzenia.
- Haha, ale nie jestem pewna czy na diabelskim młynie pozwolą ci się przejechać z miską popcornu w ręce – zaśmiała się Corny.
- To wezmę żelki – blondyn wyciągnął z tylnej kieszeni spodni paczkę Akuku i tryumfalnie się uśmiechnął.  My tylko zrezygnowani pokręciliśmy głowami. Jemu nie wytłumaczysz.
- No co tak kręcicie głowami? Przecież to jest genialny plan!
- Wmawiaj sobie – powiedziałam i szeroko się uśmiechnęłam.
- Dobra koniec! Znając życie zaraz byście się pokłócili. Roxi może ty jeszcze tego nie wiesz, ale w sprawie jedzenia lepiej z nim nie zaczynać. Zawsze wygrywa – ostrzegł mnie Louis.
- To prawda – potwierdzili chłopcy. Wzruszyłam ramionami zrezygnowana. A już miałam ochotę sprawdzić jak mocne będą moje argumenty.
- To teraz macie 15 minut, a później wychodzimy! – krzyknął Liam, a wszyscy wpakowali się na schody biegnąc do swoich pokoi. Na dole zostałam tylko ja i Corny.
- Chodź weźmiesz coś ode mnie. To moja wina, że wczoraj tu zostałaś, a poza tym nie mogę pozwolić, żebyś  wyszła na miasto w dresach Nialla – stwierdziłam patrząc na jej strój. Nie wzięła niczego na przebranie i teraz chodziła w ciuchach blondynka.
- Czemu nie? Są niezwykle wygodne – przyjaciółka udała oburzenie – Chcesz mi powiedzieć, że niedobrze w nich wyglądam?
- Wyglądasz w nich lepiej od Niallerka ale lepiej żeby paparazzi cię tak nie przyłapali, bo uznaliby cię za niebezpieczną dresiarę – powiedziałam po czym przerwałam na chwilę wyobrażając sobie brunetkę w roli dresa i zaśmiałam się – Nie cofam to co powiedziałam. Jakoś nie widzę cie w roli groźnej Corny.
_____________________________________________________
Trochę jestem zawiedziona ilością komentarzy pod ostatnim rozdziałem..... Mam nadzieję, że ten wam się spodoba.
WAŻNE! - Przepraszam ale nie będę miała przez najbliższe tygodnie czasu aby czytać i komentować wasze blogi, za co z góry przepraszam. Ale gdy tylko mi się uda to nadrobię wszystkie zaległości i wynagrodzę to oczywiście komentarzami pod każdym rozdziałem :D Mam nadzieję, że mi wybaczycie :D Po prostu mam dużo roboty w szkole, w harcerstwie (aaaaa zostałam zastępową!!! a to wiąże się z dodatkowymi obowiązkami), z nauką nowego języka i z treningami. :[

piątek, 1 marca 2013

25 „Nie chcę już uciekać przed problemami, a wiem też że sama sobie z nimi nie poradzę.”


[muzyka One Republic - Secrets] *włączcie i wciskajcie replay jakby co* xx

*Oczami Roxanne*
Obudziłam się i było mi strasznie zimno. Po moim ciele przechodziły dreszcze. „No tak, nie ma to jak leżeć na podłodze” – pomyślałam sarkastycznie i po chwili przypomniałam sobie wydarzenia sprzed… właściwie to nie wiem, bo nie mam pojęcia która jest godzina i ile tu przespałam. Sądząc po ciszy panującej w domu jest noc. Dźwignęłam się do pozycji siedzącej i ukryłam twarz w dłoniach. Zaczęłam rozmyślać o wszystkich za i przeciw, aż w końcu stwierdziłam „Tak, powiem im! Powiem im i nie obchodzi mnie czy wyląduje w psychiatryku. Zasługują, żeby poznać prawdę. Tłumiłam w sobie to wszystko już zbyt długo.” I nagle zrobiłam się jakaś spokojniejsza. Tak jakby samo to postanowienie zabrało ode mnie wszystkie zmartwienia. „Może powinnam to zrobić już wcześniej?”
Wstałam z podłogi, bo już naprawdę czułam wszechogarniające moje ciało zimno. Podeszłam do drzwi, cicho przekręciłam zamek i otworzyłam je. Coś spadło na moje bose stopy. Krzyknęłam cicho i spojrzałam w dół. Zobaczyłam głowę Harrego. „Biedak, musiał zasnąć oparty o drzwi” Zrobiło mi się go żal za to jak potraktowałam go wcześniej. Był przerażony i nie wiedział co robić. To wszystko moja wina. Mam nadzieję, że wybaczą mi moje zachowanie.
- Harry, Harry – szepnęłam delikatnie go szturchając. Poruszył się i wymamrotał coś przez sen.
- Harry, no wstawaj. Nie pozwolę ci tu spać – powiedziałam już głośniej, na co on otworzył oczy i zaspanym wzrokiem rozglądał się dookoła.
- O Boże Rox! Ty żyjesz! – natychmiast wstał z podłogi i rzucił się na mnie, dusząc w uścisku.
- No już za chwilę przestane, bo odcinasz mi dopływ tlenu – zażartowałam. To dziwne jak szybko zmieniłam swoje nastawienie i uczucia do całej sprawy. Teraz sama chciałam im wszystko opowiedzieć w nadziei, że ktoś nareszcie powie mi „Nie martw się. Wszystko będzie dobrze.” Bardzo pragnęłam usłyszeć te słowa.
- Przepraszam – powiedział i puścił mnie – Przepraszam za wszystko – dodał już smutnym głosem.
- Nie Harry, to ja powinnam przeprosić. Nie potrafiłam wam zaufać i chowałam się coraz bardziej w sobie, ale postanowiłam w końcu wam wszystko opowiedzieć. Przepraszam.
- Zrobisz to, ale dopiero jak się wyśpisz. Swoją droga jesteś lodowata. Marsz do łóżka! – rozkazał przytulając mnie.
- Dobrze, tylko pokaż mi gdzie mam spać – powiedziałam chcąc jak najszybciej położyć się w ciepłym , mięciutkim łóżeczku.
- No to ten.. chodź za mną – Loczek zmieszał się lekko ale ruszył korytarzem. Otworzył jedne z drzwi na końcu korytarza i wszedł do środka. Podążyłam za nim. Włączył lampkę nocną i zwrócił się twarzą do mnie:
- Dzisiaj przenocujesz tutaj. Zaraz przyniosę ci walizkę – po tych słowach wyszedł z pokoju.
Usiadłam na łóżku i rozejrzałam się w około. Zwyczajne meble, duże łóżko, komoda, szafka na książki, płyty itp, biurko, na ścianach kilka zdjęć. Wstałam aby przyjrzeć im się bliżej. Harry z mamą, z przyjaciółmi z Holmes Chapel, z Cher Lloyd, chłopakami i ze mną. Nie wiem skąd ma takie pokręcone zdjęcie ale nie zamierzam wnikać. Czyli to pokój Hazzy? Fajnie się urządził.
- Co robisz? – usłyszałam głos przyjaciela i mimowolnie podskoczyłam ze strachu.
- Nic, przeglądałam tylko zdjęcia.
- Ok, ale teraz już kładź się spać – powiedział i miał zamiar wyjść ale go zatrzymałam.
- A ty gdzie będziesz spał? – zapytałam.
- Kanapa jest dość wygodna – odpowiedział z uśmieszkiem.
- Oj no nie wygłupiaj się nawet. Masz dość duże łóżko. Zgaduję, że się zmieścimy – zaśmiałam się. Już raz przeze mnie spał na kanapie – A poza tym nie chcę spać dzisiaj sama – powiedziałam cicho. To była prawda. Nie chciałam zostawać na dzisiejszą noc sama. Pewnie nie mogłabym zasnąć i zebrałoby mi się na przemyślenia. Już postanowiłam co zrobię i nie chciałam zmieniać decyzji ale kto wie…
- Dobra zostanę – podszedł i mnie mocno przytulił. Po chwili jednak odsunął się i spojrzał mi w oczy.
- Pierwszy zajmuję łazienkę – powiedział i ze śmiechem poszedł się wykąpać. Ja nie mając już na nic siły podeszłam do walizki, wygrzebałam ze środka luźną koszulkę z logiem coca-coli i szare dresy. Przebrałam się szybko i położyłam w łóżku. Gdy tylko moja głowa dotknęła poduszki zapadłam w sen.

*Oczami Harrego*
Jaką ulgę poczułem gdy usłyszałem od niej, że nie zamierza już przed nami niczego ukrywać. Nadal dręczy mnie, co takiego się wydarzyło i najchętniej zrobiłbym teraz Rox przesłuchanie, ale widząc jaka jest zmęczona nie miałem serca na nią krzyczeć. Chcę tylko żeby była bezpieczna.
Wyszedłem z łazienki przepasany tylko ręcznikiem, bo mój geniusz jest tak wielki, że z przyzwyczajenia nie zabrałem ze sobą ciuchów. Na szczęście Rox spała i nie nasłuchałem się jaki to jestem zboczony. Szybko ubrałem spodnie od dresu, chociaż zazwyczaj śpię nago albo w samych bokserkach. Ale dla niej jestem gotowy się poświęcić.
Położyłem się koło jej lodowatego ciała i przez chwilę patrzyłem jak śpi. Widać nie wygrzała się zbytnio na kafelkach w łazience. Znów zacząłem się zastanawiać „Co by było gdyby…” Ostatnio zdarzało mi się to dość często. Spojrzałem na zegarek: 3:27. Pora spać.
Rano obudziło mnie rażące słońce wpadające przez niezasłonięte rolety. Czemu kurde nie zasłoniłem ich wczoraj? – zadałem sobie to pytanie i wszystkie wydarzenia przeleciały mi przed oczami. Spojrzałem na drugą stronę łóżka, na którym powinna spać Rox ale jej nie było. Zerwałem się na równe nogi i rozejrzałem po pokoju. Chyba nie wyjechałaby bez rzeczy? – pomyślałem widząc małą walizkę. A może?
Pełen obaw opuściłem pokój i zbiegłem na dół schodami. Od strony kuchni wyczułem śniadanko więc ktoś tam na pewno musi być. Sądząc, że to któryś z chłopaków zapytałem;
- Ej widziałeś Rox?
- No jasne. Wybiegła przed chwilą z domu krzycząc coś o gwałcie i fałszywych przyjaciołach – usłyszałem śmiech.
- Ty! – powiedziałem – Wiesz jakiego mi stracha narobiłaś? Myślałem, że naprawdę uciekłaś. Przestraszyłaś mnie.
Rox stała przede mną z patelnią w ręce i nie potrafiła opanować śmiechu. Dopiero po chwili się uspokoiła.
- No przepraszam ale byłam głodna – powiedziała wzruszając ramionami.
- Masz szczęście. Swoją drogą, to ja też umieram z głody. Zrobisz mi naleśnika? – zapytałem robiąc słodkie oczka.
- Znaj moją dobroć – powiedziała, wyjęła z szafki talerz i nałożyła mi naleśnika.
- A nutella? – zapytałem.
- W lodówce. Przynajmniej tak sadzę. Poza tym to twoja kuchnia.
- Oj no dobra. Ale wiesz, mogłabyś mi podać, w końcu wczoraj odstąpiłem ci połowę łóżka.
- Wczoraj też sprawiłeś, że miałam ochotę się zabić – odpowiedziała i dopiero po chwili zrozumiała co takiego wyszło z jej ust.
- Ch-chciałaś się za-zabić? – powtórzyłem. To mnie przeraziło.
- Nie Harry, ja przepraszam. Nie powinnam tego mówić. Wczoraj – zaczęła ale przerwał jej tupot stóp na schodach. Po chwili w kuchni pojawili się chłopcy. Miałem ochotę ich zabić.

*Oczami Roxanne*
Niepotrzebnie to powiedziałam. Dobrze, że chłopcy mnie uratowali. Dziś rano jeszcze zastanawiałam się nad wyjazdem, ale w końcu powtórzyłam sobie postanowienie z poprzedniej nocy. „Zasługują żeby poznać prawdę.” Nie wiem jak na nią zareagują i szczerze mówiąc to trochę się tego boję ale postanowiłam, że im mogę zaufać. Nie chcę już uciekać przed problemami, a wiem też że sama sobie z nimi nie poradzę. Gdy chłopcy wbiegli do kuchni zwabieni zapachem naleśników od razu się zaczęło:
- ja też chcę. Zrobisz mi naleśnika? – powiedział Niall.
- Nie! Mi pierwszemu! Wiesz jak bardzo cię kocham nie? – zapytał Zayn z uśmiechem, podchodząc do mnie z wyciągniętym talerzem.
- Nieeee! Bo mi! – krzyknął Louis i odepchnął mulata. W kuchni stanęła zaspana Corny i gdy tylko mnie zobaczyła krzyknęła:
- Roxi! Tak się cieszę, że nic ci nie jest! Wiesz jak się wczoraj martwiłam? Jezu dziewczyno wisisz nam naprawdę dobre wytłumaczenia – przy okazji rzuciła mi się na szyję, przez co patelnia wylądowała na blacie z głośnym hukiem. Chłopcy dopiero jakby przypomnieli sobie o wczorajszej nocy, bo umilkli i patrzyli się na mnie w niemym wyczekiwaniu.
- Tak no więc postanowiłam, że mogę wam zaufać. I… sama sobie już z tym nie radzę. Ja nie chcę… – rozkleiłam się na ramieniu Corny. Chłopcy podeszli do mnie włączając Harrego, który przestał jeść swojego naleśnika i przytulili mnie. To podniosło na duchu. Niby zwykły gest ale potrafi pocieszyć. Po kilku minutach ciszy w końcu powiedziałam:
- Dzięki. Teraz siadajcie do śniadania! Raz, raz! Mam nadzieję, że rączki już umyliście, bo jak nie to migiem do łazienki! – uśmiechnęłam się i złapałam za patelnię zaczynając robić kolejną porcję.
- A… - zaczął niepewnie Harry.
- Powiem wam, ale po śniadaniu – odpowiedziałam z uśmiechem.
- No więc pewnie znacie początek tej historii, bo opowiedziałam ją już raz Liamowi i zgaduję, że powtórzył wam przynajmniej większość z tego co usłyszał – zaczęłam a wszyscy siedzący wokół mnie pokiwali głowami – ale to nie wszystko.
Po śniadaniu usiedliśmy w salonie. Zebrałam się w sobie aby przybliżyć im losy mojego życia. Siedziałam an kanapie między Harrym, a Zaynem, na przeciwnej byli Corny, Niall i Liaś, a Lou usadowił się na podłodze przed nimi. Wszyscy wpatrywali się we mnie przez co czułam się trochę niezręcznie.
- Gdy moi rodzice zmarli nie byłam w stanie się pozbierać. Przez dwa miesiące nie kontaktowałam się z nikim, wychodziłam z domu tylko jak musiałam iść do sklepu po… po piwo. Całe dnie potrafiłam przespać z kacem lub z narkotykami w żyłach. Tak przyznaję się, ćpałam. Na szczęście nie uzależniłam się. Po jakimś czasie takiego zachowania zrozumiałam, że oni, rodzice nie chcieliby patrzeć na to jak się stoczyłam. Było mi wstyd, że nie byłam dość silna aby poradzić sobie z ich śmiercią. W czasie gdy byłam „zombie” przyjaciele się ode mnie odwrócili. Abby, jedyna dziewczyna ze szkoły jaką miałam dobry kontakt wyleciała do Stanów. Nawet nie byłam zdolna do tego aby ją pożegnać. Nie obudziłam się na czas. To wydarzenie uświadomiło mi, że muszę iść dalej przez życie. Nie wolno mi zapominać ale musze się z tym pogodzić.
Dostałam kuratorkę. Pozwolili mi zatrzymać dom i nie wsadzili mnie do domu dziecka tylko dlatego, że jestem już prawie dorosła. Lecz nadal muszę być grzeczna, nie opuszczać szkoły, co jakiś czas mam kontrole w domu. Jest ciężko ale jakoś idzie. Wtedy jak prosiłam cię Harry o pieniądze… - ciężko było mi o tym mówić, bo nie lubiłam być na łasce innych – to była moja ostatnia szansa. Nie chciałam opuszczać domu, a to na pewno by mi groziło. Dlatego gdy zarzuciłeś mi, że cie wykorzystuję poczułam jakby ostatnia deska ratunku załamała się pode mną i spadam w przepaść. Dobrze, że Liam – tu spojrzałam się w stronę przyjaciela – mi pomógł.
 Wróciłam do szkoły ale nie było łatwo. Miałam mnóstwo zaległości, ludzie roznosili plotki, byłam wyśmiewana. Zresztą do tej pory jestem. Stałam się klasowym „kozłem ofiarnym”. Ci fajni czerpali przyjemność z zadawania mi cierpień. Starałam się nie zwracać uwagi na ich słowa, ale tak się nie da. Później zaczęli się robić coraz bardziej agresywni. Wymyślali nowe rzeczy którymi mogli mi dopiec. Przezwiska, plucie na mnie, zabieranie torby i rozrzucanie rzeczy po korytarzu to była codzienność. Ale… Raz na wf-ie… zaczęli… pobili mnie. Chris, który kiedyś był moim przyjacielem skopał mnie tak, że ledwo stałam na nogach. Zazwyczaj nauczyciele nie zwracali uwagi na to co mi robią, ale ten był inny. Gdy wrócił na boisko od razu odciągnął ode mnie Chrisa. Chyba moja osoba leżąca na chodniku, brudna i poobijana wzbudziła w nim jakąś litość. Ten dupek tylko poszedł do dyrektora i to jeszcze się z tego wywinął. Niby coś tam musiał zrobić, ale chyba najbardziej ucierpiało na tym jego ego. Mi przypadła w udziale tygodniowa pomoc w bibliotece. Ja cięłam się, ale dlatego, że nie dawałam sobie rady, a to mnie uspokajało i pozwalało zapomnieć. Te świeże rany – tu podciągnęłam rękawy – są pamiątką po tym wydarzeniu. Teraz naprawdę żałuję że to robiłam. Jak nie lubię okazywać swojej słabości, to teraz te blizny będą mi o niej przypominać.
 I jeszcze jedno… - w tym momencie podałam każdemu z nich zdjęcia które wczoraj znalazłam w szafce – Teraz nie mam już po co tam wracać.
___________________________________________________
No to tak... trochę jestem zawiedziona liczbą komentarzy pod ostatnim rozdziałem ale cieszę się, ponieważ mam nowego obserwatora :D
Kolejny rozdział normalnie za tydzień, bez żadnych opóźnień jak ten xd
Pisać jak wam się podoba xxx
A i jak nowy nagłówek? :D