Już jestem! Wszystkie wyjaśnienia pod rozdziałem, a teraz życzę MIŁEGO CZYTANIA :D
Z dedykiem dla wszystkich, który nadal czytają moje wypociny.
________________________________________________________________________
*Oczami Harrego*
Nie chciało mi się już przebierać więc tylko wziąłem bluzę i zszedłem na dół. Liam już tam był.
- I co masz ten numer? – zapytał.
- Tak, zadzwonię po południu i postaram się wszystko załatwić – odpowiedziałem.
- Trzymam cię za słowo – powiedział Liam i wtedy wszyscy zaczęli się schodzić. Oczywiście Zayn musiał się spóźniać.
- Pójdę po niego – zaoferowała Roxi.
- Pewnie i tak nic nie wskórasz – stwierdził znudzony Lou.
- Zobaczymy – dziewczyna uśmiechnęła się i wesoło wbiegła po schodach. Po smutku nie było już ani śladu. Cieszę się i nie mogę się doczekać jutra. Jeżeli wszystko pójdzie dobrze, to nie będę się musiał z nią rozstawać.
Nie chciało mi się już przebierać więc tylko wziąłem bluzę i zszedłem na dół. Liam już tam był.
- I co masz ten numer? – zapytał.
- Tak, zadzwonię po południu i postaram się wszystko załatwić – odpowiedziałem.
- Trzymam cię za słowo – powiedział Liam i wtedy wszyscy zaczęli się schodzić. Oczywiście Zayn musiał się spóźniać.
- Pójdę po niego – zaoferowała Roxi.
- Pewnie i tak nic nie wskórasz – stwierdził znudzony Lou.
- Zobaczymy – dziewczyna uśmiechnęła się i wesoło wbiegła po schodach. Po smutku nie było już ani śladu. Cieszę się i nie mogę się doczekać jutra. Jeżeli wszystko pójdzie dobrze, to nie będę się musiał z nią rozstawać.
*Oczami Roxanne*
Zayn oczywiście był w łazience i poprawiał fryzurę. Nawet nie zauważył jak weszłam do środka.
- Mógłbyś się pospieszyć? – zapytałam, ale chyba go przestraszyłam, bo podskoczył na dźwięk mojego głosu.
- No jeszcze chwilka, a poza tym to nie ładnie fundować komuś zawał serca. I to jeszcze w tak młodym wieku – zażartował.
- My przez ciebie nabawimy się żylaków. Czekamy już chyba z pół godziny – może jak trochę ponarzekam to się pospieszy.
- Nie, bo dopiero minęło 15 minut więc nie dramatyzuj – zaśmiał się. Po chwili jednak przejrzał się po raz ostatni i stanął ze mną twarzą w twarz.
- Dobrze jest? – zapytał.
- Perfekcyjnie, a teraz już chodź – powiedziałam i pociągnęłam go za rękaw kurtki.
- Hola, hola! Nie tak szybko. Mam do ciebie jeszcze pytanie – zatrzymał mnie.
- Cokolwiek to jest mówię tak i chodź już.
- Aaaa, spoko czyli będziesz mi robić śniadanie do łóżka przez następne pół roku?
- Ta… Nie! Chyba śnisz – zaśmiałam się – Mnie tu nie będzie przez następne pół roku więc nie rób sobie nawet nadziei – chciałam już wyjść gdy złapał mnie za ramiona i obrócił tak, że musiałam spojrzeć mu w oczy.
- Czy to Chris, ten spod sklepu, jest za to wszystko odpowiedzialny? – zapytał poważnie. Próbowałam się wykręcić, ale uparcie przeszywał mnie wzrokiem.
- Zayn to boli – powiedziałam gdy jego palce coraz mocniej zaciskały się na moich ramionach.
- Czy to on? – mulat widać nie zwrócił uwagi na to, że robi mi krzywdę.
- Tak, tak to on! A teraz daj mi już spokój – odwróciłam się, lecz znów nie mogłam zrobić nawet kroku do przodu. Poczułam jak coś, a raczej Zayn ciągnie mnie do tyłu i po chwili opierałam się o jego klatkę piersiową. Przytulił mnie i całując w czubek głowy powiedział:
- I po co ukrywałaś to przed nami tyle czasu? Wiesz ile bólu byś sobie zaoszczędziła? Widać, że blondynka z ciebie – zaśmiał się.
- A z ciebie narcyz jakich mało – dałam mu kuksańca prosto między żebra.
- Auuu! Nie musiałaś od razu mnie bić.
- Oj nie płacz, tylko się zbieraj, bo nas zabiją tam na dole – powiedziałam i zeszliśmy w końcu na dół.
- No nareszcie – stwierdził Louis gdy tylko nas zobaczył. Po chwili wszyscy ubrani wpakowaliśmy się do busa chłopaków.
Zayn oczywiście był w łazience i poprawiał fryzurę. Nawet nie zauważył jak weszłam do środka.
- Mógłbyś się pospieszyć? – zapytałam, ale chyba go przestraszyłam, bo podskoczył na dźwięk mojego głosu.
- No jeszcze chwilka, a poza tym to nie ładnie fundować komuś zawał serca. I to jeszcze w tak młodym wieku – zażartował.
- My przez ciebie nabawimy się żylaków. Czekamy już chyba z pół godziny – może jak trochę ponarzekam to się pospieszy.
- Nie, bo dopiero minęło 15 minut więc nie dramatyzuj – zaśmiał się. Po chwili jednak przejrzał się po raz ostatni i stanął ze mną twarzą w twarz.
- Dobrze jest? – zapytał.
- Perfekcyjnie, a teraz już chodź – powiedziałam i pociągnęłam go za rękaw kurtki.
- Hola, hola! Nie tak szybko. Mam do ciebie jeszcze pytanie – zatrzymał mnie.
- Cokolwiek to jest mówię tak i chodź już.
- Aaaa, spoko czyli będziesz mi robić śniadanie do łóżka przez następne pół roku?
- Ta… Nie! Chyba śnisz – zaśmiałam się – Mnie tu nie będzie przez następne pół roku więc nie rób sobie nawet nadziei – chciałam już wyjść gdy złapał mnie za ramiona i obrócił tak, że musiałam spojrzeć mu w oczy.
- Czy to Chris, ten spod sklepu, jest za to wszystko odpowiedzialny? – zapytał poważnie. Próbowałam się wykręcić, ale uparcie przeszywał mnie wzrokiem.
- Zayn to boli – powiedziałam gdy jego palce coraz mocniej zaciskały się na moich ramionach.
- Czy to on? – mulat widać nie zwrócił uwagi na to, że robi mi krzywdę.
- Tak, tak to on! A teraz daj mi już spokój – odwróciłam się, lecz znów nie mogłam zrobić nawet kroku do przodu. Poczułam jak coś, a raczej Zayn ciągnie mnie do tyłu i po chwili opierałam się o jego klatkę piersiową. Przytulił mnie i całując w czubek głowy powiedział:
- I po co ukrywałaś to przed nami tyle czasu? Wiesz ile bólu byś sobie zaoszczędziła? Widać, że blondynka z ciebie – zaśmiał się.
- A z ciebie narcyz jakich mało – dałam mu kuksańca prosto między żebra.
- Auuu! Nie musiałaś od razu mnie bić.
- Oj nie płacz, tylko się zbieraj, bo nas zabiją tam na dole – powiedziałam i zeszliśmy w końcu na dół.
- No nareszcie – stwierdził Louis gdy tylko nas zobaczył. Po chwili wszyscy ubrani wpakowaliśmy się do busa chłopaków.
Godzina 15, ciepło, słoneczko świeci, a my przemierzamy
wesołe miasteczko poszukując jakiejś atrakcji, która wszystkich by zadowoliła.
Chłopcy mając na głowach kaptury, a na nosach czarne Ray-bany, narzekają, że
zaraz się roztopią.
- A może to? – zapytałam wskazując na rollercoastera znajdującego się nieopodal.
- Ty na serio? – zapytała Corny z przerażeniem w oczach.
- Taaak! – wydarł się Lou.
- Oj no Corny chodź, nie będzie przecież aż tak źle – krzyknęłam i pociągnęłam przyjaciółkę w stronę biletów. Za nami ruszyło 5/5 1D :D
10 minut później siedzieliśmy już w wagonikach. Gdy tylko kolejka ruszyła, poczułam jak w moim gardle formuje się duża gula. Zaczęliśmy dość wolno podjeżdżać pod górę. Uff! Na razie da się wytrzymać. Po jakiś 30 sekundach znajdowaliśmy się około…. O MÓJ BOŻE 50 metrów nad ziemią. Siedziałam z Louisem w pierwszym wagoniku.
- Ja pierdole – powiedziałam sama do siebie gdy zobaczyłam, co nastąpi później. W szalonym tempie zaczęliśmy zjeżdżać w dół a ja krzyczałam ze strachu jak nienormalna. Za sobą słyszałam śmiechy reszty zgrai. Na ostrym zakręcie złapałam Louisa za rękę i wbiłam się w nią paznokciami. Chłopak chyba tego nie poczuł, bo nadal śmiał się i krzyczał radośnie. Zrobiło mi się niedobrze, gdy wywijaliśmy potrójną pętle. Miałam ochotę oddać śniadanie. Gdy zaczęliśmy jechać kawałek do góry nogami , kurczowo złapałam się zabezpieczenia (to takie co nie pozwala ci wypaść, nie wiem jak się fachowo nazywa), ponieważ moje ciało oderwało się lekko od siedzenia. Zaczęłam krzyczeć ze strachu.
Jak oni mogą się śmiać?
Znów zaczęły się szalone zakręty, a ja jeszcze mocniej zacisnęłam dłonie na zabezpieczeniach.
Tylko żebym nie wypadła, proszę, tylko żebym nie wypadła – zaczęłam modlić się w duchu, gdy na zewnątrz krzyczałam ze strachu.
Gdy zaczęliśmy jechać już trochę wolniej moje mięśnie się rozluźniły i otworzyłam oczy. Właściwie po co je otwierałam? Żeby zobaczyć kolejny zjazd na dół?
- Cholera jasna! – wydarłam się gdy zaczęliśmy zjeżdżać. Kostki dłoni zbielały mi od mocnego uchwytu. Gdy pojazd się zatrzymał szybko wstałam i na miękkich nogach poczłapałam do wyjścia.
Usłyszałam za sobą śmiechy reszty gromady.
- Miałaś rację, nie było aż tak źle – powiedziała Corny klepiąc mnie po plecach. Pod wpływem uderzenia, choć nie było bardzo mocne, upadłam na ziemię.
- Wszystko dobrze? – brunetka natychmiast schyliła się przestraszona.
- T-tak – wymamrotałam niewyraźnie. Jeszcze cała się trzęsłam po przygodzie z rollercoasterem.
- To co druga runda? – zaśmiał się, Loui zgadując co było przyczyną mojego złego samopoczucia.
- Ja odpadam – odpowiedziałam i usłyszałam śmiech Harrego.
- Aż tak ci było źle? Przecież to sama frajda – rzucił chłopak z wyszczerzem na twarzy.
- Tak szczególnie gdy była potrójna pętla – rzuciłam sarkastycznie i na samo wspomnienie zrobiło mi się niedobrze. Odgarnęłam włosy z twarzy i nachyliłam się wymiotując. Dobrze, że klęczałam koło krzaków, a nie na środku chodnika.
- Fuuuu! – wszyscy odskoczyli ode mnie jak poparzeni.
- Ma-macie może chusteczkę? – zapytałam gdy skończyłam wcześniejszą czynność.
- Trzymaj – Corny podała mi paczkę.
- No widzę, że pani „nie będzie aż tak źle” zniosła to najgorzej z nas – zaśmiał się Liam.
- Jak już skończyliście się śmiać, to idźcie sobie na inne atrakcje, a ja przeczekam w barze – pokazałam na budynek po lewej. I powoli wstałam. Nogi nadal się pode mną uginały ale było już lepiej.
- Bardzo bym chciał gdzieś jeszcze iść, ale musimy zbierać się do domu – przypomniał nam wszystkim Liam. Wydaliśmy zbiorowy jęk zawodu. - No co? Chcecie później iść jeszcze na imprezę, czy nie?
- Chcemy Daddy – odpowiedzieliśmy zgodnie i poszliśmy do auta.
- A może to? – zapytałam wskazując na rollercoastera znajdującego się nieopodal.
- Ty na serio? – zapytała Corny z przerażeniem w oczach.
- Taaak! – wydarł się Lou.
- Oj no Corny chodź, nie będzie przecież aż tak źle – krzyknęłam i pociągnęłam przyjaciółkę w stronę biletów. Za nami ruszyło 5/5 1D :D
10 minut później siedzieliśmy już w wagonikach. Gdy tylko kolejka ruszyła, poczułam jak w moim gardle formuje się duża gula. Zaczęliśmy dość wolno podjeżdżać pod górę. Uff! Na razie da się wytrzymać. Po jakiś 30 sekundach znajdowaliśmy się około…. O MÓJ BOŻE 50 metrów nad ziemią. Siedziałam z Louisem w pierwszym wagoniku.
- Ja pierdole – powiedziałam sama do siebie gdy zobaczyłam, co nastąpi później. W szalonym tempie zaczęliśmy zjeżdżać w dół a ja krzyczałam ze strachu jak nienormalna. Za sobą słyszałam śmiechy reszty zgrai. Na ostrym zakręcie złapałam Louisa za rękę i wbiłam się w nią paznokciami. Chłopak chyba tego nie poczuł, bo nadal śmiał się i krzyczał radośnie. Zrobiło mi się niedobrze, gdy wywijaliśmy potrójną pętle. Miałam ochotę oddać śniadanie. Gdy zaczęliśmy jechać kawałek do góry nogami , kurczowo złapałam się zabezpieczenia (to takie co nie pozwala ci wypaść, nie wiem jak się fachowo nazywa), ponieważ moje ciało oderwało się lekko od siedzenia. Zaczęłam krzyczeć ze strachu.
Jak oni mogą się śmiać?
Znów zaczęły się szalone zakręty, a ja jeszcze mocniej zacisnęłam dłonie na zabezpieczeniach.
Tylko żebym nie wypadła, proszę, tylko żebym nie wypadła – zaczęłam modlić się w duchu, gdy na zewnątrz krzyczałam ze strachu.
Gdy zaczęliśmy jechać już trochę wolniej moje mięśnie się rozluźniły i otworzyłam oczy. Właściwie po co je otwierałam? Żeby zobaczyć kolejny zjazd na dół?
- Cholera jasna! – wydarłam się gdy zaczęliśmy zjeżdżać. Kostki dłoni zbielały mi od mocnego uchwytu. Gdy pojazd się zatrzymał szybko wstałam i na miękkich nogach poczłapałam do wyjścia.
Usłyszałam za sobą śmiechy reszty gromady.
- Miałaś rację, nie było aż tak źle – powiedziała Corny klepiąc mnie po plecach. Pod wpływem uderzenia, choć nie było bardzo mocne, upadłam na ziemię.
- Wszystko dobrze? – brunetka natychmiast schyliła się przestraszona.
- T-tak – wymamrotałam niewyraźnie. Jeszcze cała się trzęsłam po przygodzie z rollercoasterem.
- To co druga runda? – zaśmiał się, Loui zgadując co było przyczyną mojego złego samopoczucia.
- Ja odpadam – odpowiedziałam i usłyszałam śmiech Harrego.
- Aż tak ci było źle? Przecież to sama frajda – rzucił chłopak z wyszczerzem na twarzy.
- Tak szczególnie gdy była potrójna pętla – rzuciłam sarkastycznie i na samo wspomnienie zrobiło mi się niedobrze. Odgarnęłam włosy z twarzy i nachyliłam się wymiotując. Dobrze, że klęczałam koło krzaków, a nie na środku chodnika.
- Fuuuu! – wszyscy odskoczyli ode mnie jak poparzeni.
- Ma-macie może chusteczkę? – zapytałam gdy skończyłam wcześniejszą czynność.
- Trzymaj – Corny podała mi paczkę.
- No widzę, że pani „nie będzie aż tak źle” zniosła to najgorzej z nas – zaśmiał się Liam.
- Jak już skończyliście się śmiać, to idźcie sobie na inne atrakcje, a ja przeczekam w barze – pokazałam na budynek po lewej. I powoli wstałam. Nogi nadal się pode mną uginały ale było już lepiej.
- Bardzo bym chciał gdzieś jeszcze iść, ale musimy zbierać się do domu – przypomniał nam wszystkim Liam. Wydaliśmy zbiorowy jęk zawodu. - No co? Chcecie później iść jeszcze na imprezę, czy nie?
- Chcemy Daddy – odpowiedzieliśmy zgodnie i poszliśmy do auta.
*Oczami Harrego*
To nie, to nie, to też. Nie mam się w co ubrać!
Dobra Styles, tylko bez paniki. Masz masę ciuchów w szafie, na pewno coś znajdziesz.
Zbiegłem do salonu w poszukiwaniu Zayna, ten zawsze wie co mi poradzić. Ale zamiast niego zastałem tam, siedzącego na kanapie Nialla.
- A co, ty już ogarnięty? – zapytałem.
- NO, a nie widać? – powiedział z buzią pełną jedzenia. Zlustrowałem jego strój.
- Dobra, to weź mi teraz pomóż się ubrać! – jęknąłem. Musiałem się pospieszyć, bo zaraz wychodzimy. Niby zwykła imprezka, a nie wiadomo czy nie spotkamy jakiś pięknych 50-latek. No dobra, młodsze też mogą być. Ale żeby nie za bardzo.
- A w czym ty masz problem? Masz człowieku wielką garderobę i nie wiesz co masz założyć? Ja cię nie rozumiem.
- No weź Nialler, zrobię ci jutro pizzę jak mi pomożesz.
- No dooobra, to chodź ale mamy 10 minut, bo później się reklamy kończą.
- Dzięki! – wbiegliśmy po schodach na górę i blondyn zaczął przekopywać się przez sterty ciuchów. Pewnie dziwi was, czemu nie zapytałem o poradę którejś z dziewczyn. No więc tak, one same się jeszcze nie ogarnęły i nie ma szans żeby mi pomogły. Musze zdać się na przyjaciela. Sam się postarał, aby wypaść przez Corny jak najlepiej i włożył chyba swoje najlepsze jeansy, białą koszulkę na krótki rękaw, i katanę z naszywkami na kieszeni.
- Mam! – blondyn wyszedł ze stertą ciuchów przewieszonych przez rękę.
- Że niby to wszystko? – zapytałem zdziwiony.
- Co? A nie! Te mi się zaplątały, swoją drogą to masz tam niezły bajzel – Niall podał mi ciuchy – Teraz weź się szybko ubieraj i schodź na dół, bo nie będziemy na ciebie czekać.
To nie, to nie, to też. Nie mam się w co ubrać!
Dobra Styles, tylko bez paniki. Masz masę ciuchów w szafie, na pewno coś znajdziesz.
Zbiegłem do salonu w poszukiwaniu Zayna, ten zawsze wie co mi poradzić. Ale zamiast niego zastałem tam, siedzącego na kanapie Nialla.
- A co, ty już ogarnięty? – zapytałem.
- NO, a nie widać? – powiedział z buzią pełną jedzenia. Zlustrowałem jego strój.
- Dobra, to weź mi teraz pomóż się ubrać! – jęknąłem. Musiałem się pospieszyć, bo zaraz wychodzimy. Niby zwykła imprezka, a nie wiadomo czy nie spotkamy jakiś pięknych 50-latek. No dobra, młodsze też mogą być. Ale żeby nie za bardzo.
- A w czym ty masz problem? Masz człowieku wielką garderobę i nie wiesz co masz założyć? Ja cię nie rozumiem.
- No weź Nialler, zrobię ci jutro pizzę jak mi pomożesz.
- No dooobra, to chodź ale mamy 10 minut, bo później się reklamy kończą.
- Dzięki! – wbiegliśmy po schodach na górę i blondyn zaczął przekopywać się przez sterty ciuchów. Pewnie dziwi was, czemu nie zapytałem o poradę którejś z dziewczyn. No więc tak, one same się jeszcze nie ogarnęły i nie ma szans żeby mi pomogły. Musze zdać się na przyjaciela. Sam się postarał, aby wypaść przez Corny jak najlepiej i włożył chyba swoje najlepsze jeansy, białą koszulkę na krótki rękaw, i katanę z naszywkami na kieszeni.
- Mam! – blondyn wyszedł ze stertą ciuchów przewieszonych przez rękę.
- Że niby to wszystko? – zapytałem zdziwiony.
- Co? A nie! Te mi się zaplątały, swoją drogą to masz tam niezły bajzel – Niall podał mi ciuchy – Teraz weź się szybko ubieraj i schodź na dół, bo nie będziemy na ciebie czekać.
*Oczami Roxanne*
To nie, to nie, to też. Nie mam się w co ubrać!
Dobra, tylko bez paniki, bez paniki.
Ale przecież zaraz musimy wychodzić.
- Pomocy! – wydarłam się nie wiedząc co mi tak właściwie odbiło. Po chwili w drzwiach pojawiła się głowa Nialla.
- Co, ty też nie masz się w co ubrać? – zapytał rozglądając się po pokoju. Wszędzie walały się ciuchy.
- Skąd wiesz?
- Bo Styles przed chwilą miał ten sam problem – blondyn zaczął chodzić po pokoju, rozglądając się – Ja tego nie rozumiem. Tyle ciuchów, a nie ma się w co ubrać. Jaki w tym problem?
- Proszę – powiedział po chwili podając mi ubrania.
- Jejku Niall! Jesteś wielki!
- Oj tam znów wielki, 171 cm, to znów nie jest tak wiele.
- Wiesz o co mi chodziło – uśmiechnęłam się i uderzyłam go w ramię. Zaczął udawać, że zwija się z bólu.
- Dobra ja idę, a ty szybko się ogarniaj, bo nie będziemy czekać – blondyn zamknął za sobą drzwi wychodząc z pokoju.
To nie, to nie, to też. Nie mam się w co ubrać!
Dobra, tylko bez paniki, bez paniki.
Ale przecież zaraz musimy wychodzić.
- Pomocy! – wydarłam się nie wiedząc co mi tak właściwie odbiło. Po chwili w drzwiach pojawiła się głowa Nialla.
- Co, ty też nie masz się w co ubrać? – zapytał rozglądając się po pokoju. Wszędzie walały się ciuchy.
- Skąd wiesz?
- Bo Styles przed chwilą miał ten sam problem – blondyn zaczął chodzić po pokoju, rozglądając się – Ja tego nie rozumiem. Tyle ciuchów, a nie ma się w co ubrać. Jaki w tym problem?
- Proszę – powiedział po chwili podając mi ubrania.
- Jejku Niall! Jesteś wielki!
- Oj tam znów wielki, 171 cm, to znów nie jest tak wiele.
- Wiesz o co mi chodziło – uśmiechnęłam się i uderzyłam go w ramię. Zaczął udawać, że zwija się z bólu.
- Dobra ja idę, a ty szybko się ogarniaj, bo nie będziemy czekać – blondyn zamknął za sobą drzwi wychodząc z pokoju.
- No nareszcie – powiedział Liam, gdy pojawiłam się na
schodach. Wszyscy już czekali, więc od razu wyszliśmy i zapakowaliśmy się do
auta.
- Ładnie wyglądasz – stwierdził Harry gdy jechaliśmy. Miałam na sobie czarne, błyszczące legginsy, luźną czarną koszulkę, z białą czaszką, buty na koturnie z ćwiekami, jasnodżinsową, wytartą katanę, i małą czarną torbę, ze złotą klamrą.
- Dzięki – powiedziałam i spojrzałam na przyjaciela. Miał na sobie czarne spodnie, biały podkoszulek, nieśmiertelnik i białe conversy. Niby zwykłe ciuchy, ale Loczek wyglądał w nich naprawdę dobrze – Widzę, że i tobie Niall wybrał fajny zestaw.
- Co? Ty też korzystałaś z jego porad?
- Człowieku, on powinien stylistą zostać, czy kimś takim, bo tylko wszedł do pokoju, rozejrzał się i już wiedział co mam założyć. A ja się z tym męczyłam godzinę!
Zauważyłam kątem oka, że reszta przypatruje się naszej wymianie zdań z uśmiechami na twarzach.
- Co? – zawróciłam się w ich stronę.
- Nie, nic – odpowiedział Zayn, podnosząc ręce w geście obrony.
- Po prostu jesteście do siebie bardzo podobni – stwierdził Liam.
- Niby w czym? – powiedzieliśmy z Harrym w tym samym czasie, co wywołało wybuch śmiechu u naszych przyjaciół. Po chwili byliśmy już w klubie. Przed wejściem spotkaliśmy Danielle. Jak zwykle wyglądała cudownie. Ona na pewno nie ma problemów typu „nie mam się w co ubrać!”, zazdroszczę jej stylu.
- Ładnie wyglądasz – stwierdził Harry gdy jechaliśmy. Miałam na sobie czarne, błyszczące legginsy, luźną czarną koszulkę, z białą czaszką, buty na koturnie z ćwiekami, jasnodżinsową, wytartą katanę, i małą czarną torbę, ze złotą klamrą.
- Dzięki – powiedziałam i spojrzałam na przyjaciela. Miał na sobie czarne spodnie, biały podkoszulek, nieśmiertelnik i białe conversy. Niby zwykłe ciuchy, ale Loczek wyglądał w nich naprawdę dobrze – Widzę, że i tobie Niall wybrał fajny zestaw.
- Co? Ty też korzystałaś z jego porad?
- Człowieku, on powinien stylistą zostać, czy kimś takim, bo tylko wszedł do pokoju, rozejrzał się i już wiedział co mam założyć. A ja się z tym męczyłam godzinę!
Zauważyłam kątem oka, że reszta przypatruje się naszej wymianie zdań z uśmiechami na twarzach.
- Co? – zawróciłam się w ich stronę.
- Nie, nic – odpowiedział Zayn, podnosząc ręce w geście obrony.
- Po prostu jesteście do siebie bardzo podobni – stwierdził Liam.
- Niby w czym? – powiedzieliśmy z Harrym w tym samym czasie, co wywołało wybuch śmiechu u naszych przyjaciół. Po chwili byliśmy już w klubie. Przed wejściem spotkaliśmy Danielle. Jak zwykle wyglądała cudownie. Ona na pewno nie ma problemów typu „nie mam się w co ubrać!”, zazdroszczę jej stylu.
*Oczami Harrego*
- Party Time! – krzyknąłem, gdy weszliśmy do środka. Sława czasem się przydaje, na przykład przy omijaniu kolejek w klubach.
Tłok, dym z papierosów i chyba nie tylko, woń alkoholu i spoconych ciał. Tutaj możesz zapomnieć o wszystkim i poddać się elektryzującej muzyce. Ja nie miałem o czym zapominać, po prostu musiałem się rozerwać. Już dość długo nie miałem okazji. Ciągle tylko praca, praca, fani, praca. Chcą zarobić na nas jak najwięcej, póki utrzymujemy się na szczycie. To jest męczące. Czasem nie mam nawet siły aby pójść spać.
- Coś wam wziąć z baru? – zapytałem, wstając od stolika przy którym siedzieliśmy. Każdy „złożył zamówienie” i mogłem iść. Przy barze usiadłem na stołku czekając na zamówienie. Po chwili, obok mnie pojawiła się jakaś blondynka. Przyjrzałem jej się bliżej i okazało się, że to Taylor. Cóż nie przepadam za nią, bo słyszałem od kumpli, ze lubi bawić się facetami i często ich wymienia, na „lepszy model”. Niechętnie odwzajemniłem uśmiech, jakim mnie obdarzyła i zacząłem ze zniecierpliwienia uderzać palcami o ladę. „Oby tylko nie zagadała, Boże chroń mnie przed nią” – powtarzałem sobie w duchu. Naprawdę chciałem uniknąć bliższego kontaktu z panną Swift. Niestety moje modły poszły na marne i po pięciu sekundach usłyszałem jej przesłodzony głosik.
- Witaj Harry, jesteś sam?
- Nie z przyjaciółmi – odpowiedziałem szybko, patrząc w ich stronę i wołając wzrokiem o pomoc. Niestety żadne nie patrzyło się w moją stronę.
- Chodziło mi raczej, czy jesteś tu z dziewczyną? – dopytywała się blondynka.
- Nawet z trzema – teraz chciałem po prostu uniknąć powiedzenia, ze przyszedłem tu „sam”, bo wtedy całe wyjście diabli by wzięli. Już widzę ją przyklejoną do mnie przez cały wieczór.
- Widzę, że humorek dopisuje – zaczęła się śmiać, ja nadal siedziałem z kamienną twarzą. Już miałem odpowiedzieć „Dopisywał dopóki cię nie spotkałem” ale w ostatniej chwili ugryzłem się w język. Dziewczyna jest bardzo popularna i nie byłoby zbyt fanie, gdybym znalazł w niej wroga.
- A teraz na poważnie pytam – zbliżyła się do mnie – nadal jesteś singlem Harry?
- Skarbie, no co tak długo. Wszyscy się niecierpliwią. Masz już te drinki? – usłyszałem głos Roxi i poczułem jak obejmuje moją szyję.
- Zaraz powinny być – odpowiedziałam po chwili. Byłem zaskoczony. Spojrzałem na nią pytająco, ale tak żeby Taylor nic nie zauważyła.
- Wyglądałeś, jakbyś potrzebował pomocy, więc supergirl przybyła – usłyszałem jak mówi mi do ucha – Ale jak nie jestem potrzebna, to mogę iść.
- Nie, nie zostawiaj mnie z nią samego – odpowiedziałem i cmoknąłem Roxi w policzek.
Mina Taylor – bezcenna. Wyglądała, jakby chciała zabić brunetkę wzrokiem.
- O przepraszam, nie przedstawiłam się, Roxanne jestem – dziewczyna podała rękę blondynce. Tamta stała jak wmurowana w posadzkę.
- Kto to jest? – zapytała wkurzona patrząc na mnie i totalnie ignorując Roxi.
- To moja dziewczyna i byłbym wdzięczny gdybyś traktowała ją z szacunkiem – powiedziałem spokojnie – O już są nasze drinki, pomożesz mi Rox?
- Jasne – odparła dziewczyna i wzięła 4 szklanki – Miło było cię poznać – rzuciła jeszcze do Swift. Zaśmiałem się w duchu.
Moja krew!
- Party Time! – krzyknąłem, gdy weszliśmy do środka. Sława czasem się przydaje, na przykład przy omijaniu kolejek w klubach.
Tłok, dym z papierosów i chyba nie tylko, woń alkoholu i spoconych ciał. Tutaj możesz zapomnieć o wszystkim i poddać się elektryzującej muzyce. Ja nie miałem o czym zapominać, po prostu musiałem się rozerwać. Już dość długo nie miałem okazji. Ciągle tylko praca, praca, fani, praca. Chcą zarobić na nas jak najwięcej, póki utrzymujemy się na szczycie. To jest męczące. Czasem nie mam nawet siły aby pójść spać.
- Coś wam wziąć z baru? – zapytałem, wstając od stolika przy którym siedzieliśmy. Każdy „złożył zamówienie” i mogłem iść. Przy barze usiadłem na stołku czekając na zamówienie. Po chwili, obok mnie pojawiła się jakaś blondynka. Przyjrzałem jej się bliżej i okazało się, że to Taylor. Cóż nie przepadam za nią, bo słyszałem od kumpli, ze lubi bawić się facetami i często ich wymienia, na „lepszy model”. Niechętnie odwzajemniłem uśmiech, jakim mnie obdarzyła i zacząłem ze zniecierpliwienia uderzać palcami o ladę. „Oby tylko nie zagadała, Boże chroń mnie przed nią” – powtarzałem sobie w duchu. Naprawdę chciałem uniknąć bliższego kontaktu z panną Swift. Niestety moje modły poszły na marne i po pięciu sekundach usłyszałem jej przesłodzony głosik.
- Witaj Harry, jesteś sam?
- Nie z przyjaciółmi – odpowiedziałem szybko, patrząc w ich stronę i wołając wzrokiem o pomoc. Niestety żadne nie patrzyło się w moją stronę.
- Chodziło mi raczej, czy jesteś tu z dziewczyną? – dopytywała się blondynka.
- Nawet z trzema – teraz chciałem po prostu uniknąć powiedzenia, ze przyszedłem tu „sam”, bo wtedy całe wyjście diabli by wzięli. Już widzę ją przyklejoną do mnie przez cały wieczór.
- Widzę, że humorek dopisuje – zaczęła się śmiać, ja nadal siedziałem z kamienną twarzą. Już miałem odpowiedzieć „Dopisywał dopóki cię nie spotkałem” ale w ostatniej chwili ugryzłem się w język. Dziewczyna jest bardzo popularna i nie byłoby zbyt fanie, gdybym znalazł w niej wroga.
- A teraz na poważnie pytam – zbliżyła się do mnie – nadal jesteś singlem Harry?
- Skarbie, no co tak długo. Wszyscy się niecierpliwią. Masz już te drinki? – usłyszałem głos Roxi i poczułem jak obejmuje moją szyję.
- Zaraz powinny być – odpowiedziałam po chwili. Byłem zaskoczony. Spojrzałem na nią pytająco, ale tak żeby Taylor nic nie zauważyła.
- Wyglądałeś, jakbyś potrzebował pomocy, więc supergirl przybyła – usłyszałem jak mówi mi do ucha – Ale jak nie jestem potrzebna, to mogę iść.
- Nie, nie zostawiaj mnie z nią samego – odpowiedziałem i cmoknąłem Roxi w policzek.
Mina Taylor – bezcenna. Wyglądała, jakby chciała zabić brunetkę wzrokiem.
- O przepraszam, nie przedstawiłam się, Roxanne jestem – dziewczyna podała rękę blondynce. Tamta stała jak wmurowana w posadzkę.
- Kto to jest? – zapytała wkurzona patrząc na mnie i totalnie ignorując Roxi.
- To moja dziewczyna i byłbym wdzięczny gdybyś traktowała ją z szacunkiem – powiedziałem spokojnie – O już są nasze drinki, pomożesz mi Rox?
- Jasne – odparła dziewczyna i wzięła 4 szklanki – Miło było cię poznać – rzuciła jeszcze do Swift. Zaśmiałem się w duchu.
Moja krew!
*Oczami Roxanne*
- Co to miało być, to tam przy barze? – zapytała Danielle gdy wróciliśmy do stolika – Czy my o czymś nie wiemy?
- Po prostu ratowała mnie przed Taylor – odpowiedział Hazza obejmując mnie w talii.
- Znajcie moją dobroć – odpowiedziałam próbując usiąść ale Loczek mi to uniemożliwiał – Weź mnie puść, już nie musimy udawać.
- Właśnie o to chodzi, że musimy, bo będzie nas teraz obserwować.
- Cooo? Mam zmarnować cały wieczór na klejenie się do ciebie?
- Nie, wystarczy co jakiś czas, jej przypomnieć, że jestem zajęty – Harry uśmiechnął się przepraszająco – Nie chciałem, żeby tak wyszło.
- No już dobra, wybaczam.
- Ty już ją miałeś dla siebie, teraz idziemy potańczyć! Co ty na to Roxi? – Louis zerwał się z miejsca i pociągnął mnie na parkiet. Nie lubiłam tańczyć przy szybkich piosenkach, bo nie wiedziałam za bardzo jak. Ale z brunetem nie musiałam się o to martwić. Poruszał się bardzo dobrze. Kręcił mną na wszystkie strony, tak, że przez te cztery minuty zmęczyłam się bardziej niż chyba w całym życiu.
- Dobra wracamy – powiedział gdy zaczęła się jakaś ballada – wolnych nie tańczę.
- No, no niezły popis – powiedział Zayn, gdy usiedliśmy przy stoliku.
- Taa, ale jaki męczący – dodałam.
- Oj, znów nie przesadzaj. Miałaś okazję tańczyć z mistrzem! – powiedział wesoło Louis.
- Tu się zgodzę, naprawdę świetnie tańczysz.
Po chwili koło mnie pojawił się Harry i też poprosił mnie do tańca. Wirowaliśmy po parkiecie w rytm wolnej piosenki. Wychaczyłam jeszcze Nialla z Corny, Liama z Danielle i Louisa próbującego poderwać dość ładną barmankę. Wszyscy już trochę wypiliśmy.
- Przepraszam cię za tą sytuację – powiedział Harry.
- Nic nie szkodzi. W końcu sama postanowiłam cię uratować – odparłam – I fajnie było zobaczyć minę tej blondyny jak odchodziliśmy – uśmiechnęłam się i mocniej wtuliłam w Loczka.
Po piosence wróciliśmy do stołu. Kilka kolejek później, już totalnie zalana, postanowiłam pójść do toalety. Jakoś odnalazłam właściwe drzwi i weszłam do środka.
- ezu, Rox, jakh ty fyglądas – powiedziałam sama do siebie patrząc w lustro. Język już mi się plątał, a obraz miałam lekko rozmazany. Mam mocną głowę ale takie ilości alkoholu jakie spożyłam dzisiaj, dałyby się we znaki każdemu.
- Jesce tylko błyszhcyk i gotowe! – próbowałam pomalować usta, ale ręka ześlizgnęła się i mazłam policzek.
- Cholera! Mam dość!
Usiadłam na podłodze i oparłam się o płytki. W głowie mi buzowało, a świadomość mówiła, że zrobiłam bardzo źle. Miałam przestać się upijać. Przyrzekałam sobie. Dupa, nic mi nigdy nie wychodzi.
Potem urwał mi się film.
- Co to miało być, to tam przy barze? – zapytała Danielle gdy wróciliśmy do stolika – Czy my o czymś nie wiemy?
- Po prostu ratowała mnie przed Taylor – odpowiedział Hazza obejmując mnie w talii.
- Znajcie moją dobroć – odpowiedziałam próbując usiąść ale Loczek mi to uniemożliwiał – Weź mnie puść, już nie musimy udawać.
- Właśnie o to chodzi, że musimy, bo będzie nas teraz obserwować.
- Cooo? Mam zmarnować cały wieczór na klejenie się do ciebie?
- Nie, wystarczy co jakiś czas, jej przypomnieć, że jestem zajęty – Harry uśmiechnął się przepraszająco – Nie chciałem, żeby tak wyszło.
- No już dobra, wybaczam.
- Ty już ją miałeś dla siebie, teraz idziemy potańczyć! Co ty na to Roxi? – Louis zerwał się z miejsca i pociągnął mnie na parkiet. Nie lubiłam tańczyć przy szybkich piosenkach, bo nie wiedziałam za bardzo jak. Ale z brunetem nie musiałam się o to martwić. Poruszał się bardzo dobrze. Kręcił mną na wszystkie strony, tak, że przez te cztery minuty zmęczyłam się bardziej niż chyba w całym życiu.
- Dobra wracamy – powiedział gdy zaczęła się jakaś ballada – wolnych nie tańczę.
- No, no niezły popis – powiedział Zayn, gdy usiedliśmy przy stoliku.
- Taa, ale jaki męczący – dodałam.
- Oj, znów nie przesadzaj. Miałaś okazję tańczyć z mistrzem! – powiedział wesoło Louis.
- Tu się zgodzę, naprawdę świetnie tańczysz.
Po chwili koło mnie pojawił się Harry i też poprosił mnie do tańca. Wirowaliśmy po parkiecie w rytm wolnej piosenki. Wychaczyłam jeszcze Nialla z Corny, Liama z Danielle i Louisa próbującego poderwać dość ładną barmankę. Wszyscy już trochę wypiliśmy.
- Przepraszam cię za tą sytuację – powiedział Harry.
- Nic nie szkodzi. W końcu sama postanowiłam cię uratować – odparłam – I fajnie było zobaczyć minę tej blondyny jak odchodziliśmy – uśmiechnęłam się i mocniej wtuliłam w Loczka.
Po piosence wróciliśmy do stołu. Kilka kolejek później, już totalnie zalana, postanowiłam pójść do toalety. Jakoś odnalazłam właściwe drzwi i weszłam do środka.
- ezu, Rox, jakh ty fyglądas – powiedziałam sama do siebie patrząc w lustro. Język już mi się plątał, a obraz miałam lekko rozmazany. Mam mocną głowę ale takie ilości alkoholu jakie spożyłam dzisiaj, dałyby się we znaki każdemu.
- Jesce tylko błyszhcyk i gotowe! – próbowałam pomalować usta, ale ręka ześlizgnęła się i mazłam policzek.
- Cholera! Mam dość!
Usiadłam na podłodze i oparłam się o płytki. W głowie mi buzowało, a świadomość mówiła, że zrobiłam bardzo źle. Miałam przestać się upijać. Przyrzekałam sobie. Dupa, nic mi nigdy nie wychodzi.
Potem urwał mi się film.
*Oczami Harrego*
Ja i Liam byliśmy chyba najmniej pijani. Wiem, że często po promilach mi odwala, a nie chciałem żeby Rox to zobaczyła.
- Idź zobacz, czy z nią wszystko okej – powiedział Liam. No tak, dziewczyna już długo nie wracała z wc.
- Dobra, zaraz wracam, to ci pomogę zapakować tych pijaków do auta – zaśmiałem się i wstałem z miejsca. Otworzyłem drzwi od damskiej toalety i zobaczyłem Roxi siedzącą pod ścianą. W ręce trzymała opróżnioną butelkę i kołysząc ją na boki śpiewała: „Jeszcze po kropelce, jeszcze po kropelce,… Lol… czemu już nic nie ma w butelce?” Ten widok doprowadził mnie do niekontrolowanego wybuchu śmiechu. Dziewczyna spojrzała się na mnie, przechyliła głowę na bok i zapytała:
- A co ty tu robisz?
- Oj Roxi, coś ty dzisiaj odwaliła – pokręciłem głową kucając kilka kroków od niej.
- Ja? – zapytała niewinnie i zrobiła zdziwioną minkę. Próbowała wstać ale z marnym skutkiem, więc podeszła do mnie na czworaka – Co ja niby zrobiłam?
- No spójrz na siebie – wskazałem na rozmazaną na policzku pomadkę.
- A to! – brunetka przybiła sobie facepalma – Nie moja wina, że szminka krzywo maluje.
- Dobra, chodź. Czas do domu.
- Ale ja nie chcę!
- Chodź, Liam już na nas czeka – wziąłem ja na ręce i podniosłem.
- Hazzuś ale ja nie chcę do domu. Tu jest fajnie.
- Ale musimy już iść, Liam czeka w aucie – powiedziałem jak do dziecka i zacząłem kierować się w stronę drzwi.
- Zostańmy jeszcze chwilę.
- Nie.. – próbowałem zaprotestować ale nagle jej usta znalazły się na moich i dalszy ciąg zdania został zagłuszony. Przez chwilę byłem jak wmurowany ale odwzajemniłem pocałunek. Wiem, że nie powinienem. To niszczy naszą przyjaźń, która z resztą, z mojej strony jest chyba czymś więcej niż przyjaźnią. Po chwili dziewczyna oderwała się ode mnie i z zadziornym uśmiechem zapytała:
- To co, zostajemy?
- Nie – odpowiedziałem i wyniosłem ją z klubu.
Ja i Liam byliśmy chyba najmniej pijani. Wiem, że często po promilach mi odwala, a nie chciałem żeby Rox to zobaczyła.
- Idź zobacz, czy z nią wszystko okej – powiedział Liam. No tak, dziewczyna już długo nie wracała z wc.
- Dobra, zaraz wracam, to ci pomogę zapakować tych pijaków do auta – zaśmiałem się i wstałem z miejsca. Otworzyłem drzwi od damskiej toalety i zobaczyłem Roxi siedzącą pod ścianą. W ręce trzymała opróżnioną butelkę i kołysząc ją na boki śpiewała: „Jeszcze po kropelce, jeszcze po kropelce,… Lol… czemu już nic nie ma w butelce?” Ten widok doprowadził mnie do niekontrolowanego wybuchu śmiechu. Dziewczyna spojrzała się na mnie, przechyliła głowę na bok i zapytała:
- A co ty tu robisz?
- Oj Roxi, coś ty dzisiaj odwaliła – pokręciłem głową kucając kilka kroków od niej.
- Ja? – zapytała niewinnie i zrobiła zdziwioną minkę. Próbowała wstać ale z marnym skutkiem, więc podeszła do mnie na czworaka – Co ja niby zrobiłam?
- No spójrz na siebie – wskazałem na rozmazaną na policzku pomadkę.
- A to! – brunetka przybiła sobie facepalma – Nie moja wina, że szminka krzywo maluje.
- Dobra, chodź. Czas do domu.
- Ale ja nie chcę!
- Chodź, Liam już na nas czeka – wziąłem ja na ręce i podniosłem.
- Hazzuś ale ja nie chcę do domu. Tu jest fajnie.
- Ale musimy już iść, Liam czeka w aucie – powiedziałem jak do dziecka i zacząłem kierować się w stronę drzwi.
- Zostańmy jeszcze chwilę.
- Nie.. – próbowałem zaprotestować ale nagle jej usta znalazły się na moich i dalszy ciąg zdania został zagłuszony. Przez chwilę byłem jak wmurowany ale odwzajemniłem pocałunek. Wiem, że nie powinienem. To niszczy naszą przyjaźń, która z resztą, z mojej strony jest chyba czymś więcej niż przyjaźnią. Po chwili dziewczyna oderwała się ode mnie i z zadziornym uśmiechem zapytała:
- To co, zostajemy?
- Nie – odpowiedziałem i wyniosłem ją z klubu.
_____________________________________________________________
Po pierwsze: PRZEPRASZAM.
Trochę minęło od poprzedniego rozdziału i mam nadzieję, że wybaczycie mi tak długą nieobecność. Wiecie, miałam urodziny, wyprawiałam urodziny (rodzina, później przyjaciele, trochę roboty było), okres przedświąteczny, co wiąże się z kolejnymi klasówkami, koncert Justina (na którym nie byłam ale oglądałam livestreama, dzwoniłam do ludzi itp. a później długo mi zeszło na zdjęciach i filmikach).
Specjalnie napisałam tak długi rozdział (Prawie 3tys. wyrazów). Mam nadzieję, że wam się podobało?
Teraz będę dodawać już normalnie, co tydzień, najprawdopodobniej w weekendy :D
Po drugie: DZIĘKUJĘ za nowych obserwatorów i tych co komentują. To napędza mnie do pisania. Każda wasza opinia. KOCHAM WAS.
Po trzecie: Życzę Wam Wesołych Świąt, smacznego ciasta, mnóstwa radości, żebyście nie zmarzli w smignusa za bardzo, gdy was obleją wodą, spędzenia czasu z rodziną, żeby rodzeństwo was nie wkurzało (jeśli je macie), no i wszystkiego czego tam sobie chcecie :D
Po czwarte: Zakończyłam w takim punkcie ten rozdział i nie wiem co dalej. Już 27 part opowuiadania a tu nie było żadnych hot scenek. Trochę cieńko. Chciałybyście, żeby Roxi była z Harrym, czy z kimś innym? :D
Po piąte: Miałam jeszcze coś napisać, ale zapomniałam -.-
Ale długaśny ! I dobrze, jest co czytać. Rozdział super. Powiem Ci spodobał mi się tytuł :). no i pokazali Swift gdzie jej miejsce. Brawo Harry ^^.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę Wesołych :)
+ http://behind-of-the-scene.blogspot.com/
+ http://just-trust-isiia999.blogspot.com/
Twoje opowiadanie poleciła mi koleżanka i muszę stwierdzić, że był to trafny wybór :))
OdpowiedzUsuńChciałabym pisać jak ty .. ;<
Genialny rozdział *.*
Odpowiadając na pytanie : Chciałabym, żeby była z Harrym <3
Życzę weny. NEM ;*
Z Harrym !!
OdpowiedzUsuńCudooooooo <3
Ja tylko z niecierpliwieniem czekam aż w końcu los ich połączy, ona wydostanie sie z tego bagna i pojedzie do Londynu do nich :)
Suuper !! Co do Rox to już zdaję się na Cb :D Będziesz wiedziała co zrobić :D Ciekawe co chłopcy zrobią z Chrisem :D Dodaj szybko kolejny ;**
OdpowiedzUsuńŚwietne opowiadanie <3 Chciałabym, żeby ona była z.... Louisem?? Haha xD Nie wiem czemu tak myślę, ale tak myślę :D
OdpowiedzUsuń+zapraszam na swojego nowego bloga:
true-love-comes-from-friendship.blogspot.com
Pojawili się już bohaterowie, a prolog dodam jeszcze dzisiaj :)
Naprawdę serdecznie zapraszam, bo bardzo mi zależy, żeby ktoś wszedł i zaczął czytać moje opowiadanie (jest ono o One Direction)
DLATEGO PROSZĘ, ŻEBY KAŻDY KTO TO CZYTA WSZEDŁ NA MOJEGO BLOGA :)
Naprawdę bardzo, bardzo, bardzo proszę!
super ten rozdział i ja bym chciała żeby Roxi była z Harry'm :) <3
OdpowiedzUsuńGenialny!!! Myślę że najlepiej by było gdyby była z Harry'm!
OdpowiedzUsuń