niedziela, 7 kwietnia 2013

28 „Miejmy nadzieję, że masz dobrego przyjaciela. Masz szanse docenić, jak ważną rolę odgrywają oni w naszym życiu.”

[muzyka One Direction - I would]


*Oczami Roxanne*
- Ała! – usłyszałam gdy obróciłam się na drugi bok. Poczułam, że właśnie uderzyłam moim łokciem o czyjąś twarz. Powoli otworzyłam oczy.
- Nie wrzeszcz  - powiedziałam do tego czegoś po drugiej stronie.
- Jak mam nie wrzeszczeć, skoro twój łokieć wbija mi się w policzek? – tak, teraz mogłam poznać głos Hazzy, który z poranną chrypką brzmiał nieziemsko.
- Przepraszam… i zaraz, co ty robisz w moim łóżku?! – zapytałam szybko podnosząc się na łokciach.
- No śpię. Sama mnie do niego zaciągnęłaś – odparł wzruszając ramionami.
- A-ale jak to? Czy my… no wiesz? – zapytałam czerwieniąc się.
- Co? Aaaa, czy uprawialiśmy seks? Niee. Chociaż nie powiem, że bym nie chciał – po tych słowach uderzyłam chłopaka w ramię, na co on tylko się zaśmiał.
- Wariat – powiedziałam ale za chwilę coś innego zaprzątnęło moje myśli. Chciałam wstać z łóżka i okazało się, że nie mam na sobie ciuchów z wczoraj – Harry, a dlaczego jestem w samej bieliźnie?
- Bo jak wróciliśmy, to pomyślałem, że nie chciałabyś się obudzić w ciuchach zalanych drinkami. Wylałaś na siebie jednego gdy wychodziliśmy. No i jak wszedłem do pokoju to cię rozebrałem i wsadziłem do łóżka, a jak chciałem wyjść, to pociągnęłaś mnie za rękę i kazałaś zostać – opowiedział mi to z uśmiechem na twarzy. Gdy zobaczył moją zmieszaną winę, dodał – Nie podglądałem. Przynajmniej nie za dużo – i poruszył brwiami.
Teraz moja twarz zapewne wyglądała  jak burak, więc opuściłam głowę i zakryłam ją włosami. Loczek widząc moje zmieszania zaśmiał się tylko.
- Słodka jesteś – powiedział po chwili, gdy nie podnosiłam głowy.
- Niby czemu? – zapytałam, nadal na niego nie patrząc.
- Bo teraz się czerwienisz, a wczoraj rzuciłaś się na mnie w łazience.
- Cooo? – popatrzyłam na niego dużymi ze zdziwienia oczami.
- No byłaś dość zalana i siedziałaś w toalecie, a jak przyszedłem powiedzieć, że się zwijamy i zabrać cię do auta, to chciałaś mnie namówić na zostanie. I chyba uznałaś, że jak mnie pocałujesz, to się na to zgodzę – powiedział patrząc mi w oczy.
- Prze… - zaczęłam mówić ale nie było mi dane dokończyć, przez Loczka, który bezczelnie wtrącił się ze swoim zdaniem.
- I nie przepraszaj, bo wiem, że ludzie robią po kilku kieliszkach dziwne rzeczy. I musze powiedzieć, że wiesz, możemy to powtórzyć – poruszył brwiami – jeżeli nie będzie od ciebie waliło alkoholem – wyszczerzył się i wybiegł z pokoju, gdy zobaczył, że zamierzam w niego rzucić poduszką.
- Debil – krzyknęłam za nim, a z korytarza dobiegł mnie jego śmiech.
I co on sobie myśli? Że sobie może na wszystko pozwalać? Jeszcze się zemszczę. Jeszcze nie wiem jak, ale na wszystko nadejdzie kiedyś pora.
Wstałam z łóżka, wygrzebałam jakieś ciuchy i poszłam pod prysznic. Strumień wody obmywał moje ciało, a ja nie mogłam wyrzucić Harrego z myśli. „Czemu tak się zachowuje? Dlaczego niby cały czas sugeruje coś więcej, tak jak dzisiaj? Przecież jeszcze niedawno był normalny. Chyba, że domyślił się… niee, to niemożliwe. A jeżeli tak?”
 20 minut później usłyszałam pukanie do łazienki i głos Liama oznajmiający, że jak się ogarnę, to mam schodzić na dół.  Gdy już skończyłam poranną toaletę, stanęłam przed lustrem i przyjrzałam się sobie. Przytyłam trochę i to sprawiło, że już nie wyglądałam na przeraźliwie chudą. Związałam jeszcze wilgotne włosy w luźny kucyk i zbiegłam szybko do kuchni.
- Co ty taka radosna? – zapytał Louis, który leżał z głową na blacie, a obok stała szklanka w wodą. Popatrzyłam na resztę towarzystwa. Wszyscy oprócz Liama, Harrego i mnie mieli kaca.
- Co, kacyk męczy? – zapytałam schylając się nad Niallem.
- Weź odejdź kobieto. Ja się dziwię dlaczego ty taka radosna jesteś. Wczoraj wypiłaś więcej niż wszyscy, a dzisiaj tryskasz energią – powiedział blondyn odganiając mnie jak muchę.
Rzeczywiście, jeszcze rano trochę bolała mnie głowa, a teraz jest już wszystko w porządku. Ale może to dlatego, ze mój organizm jest przyzwyczajony do alkoholu.
- Daj mi to co brałaś, bo chcę się pozbyć tego bólu głowy – jęknął Zayn.
- Ale ja nic nie brałam. Może po prostu już jestem przyzwyczajona – wzruszyłam ramionami. Spojrzeli się na mnie w ciszy.
- No co? – odezwałam się. Nie chciałam aby wszystkie to, co robiłam kiedyś było rozdrapywane teraz – weźcie mi lepiej dajcie to śniadanko, bo umieram z głodu – zwróciłam się do Liama i Harrego. Mój żołądek jakby na potwierdzenie tych słów zaburczał lekko.
- Mam nadzieję, że jajecznica panią zadowoli? – zapytał Hazza, podając mi talerz z jedzeniem i skłaniając się lekko.
- Też mam taka nadzieję – uśmiechnęłam się i zabrałam do jedzenia. Po chwili jednak zapytałam:
- A gdzie jest Corny?
- Odwieźliśmy ją do domu, bo nie była pijana, a poza tym jej mama się martwiła – powiedział Liam.
- Okej – kiwnęłam głową i zjadłam resztę śniadania.

- Chłopaki! Chyba sobie żartujecie! NIE JEDZIECIE ZE MNĄ DO HOLMES CHAPEL! – krzyknęłam już nieco poirytowana. Miałam za pół godziny pociąg, a oni uparli się, że jadą ze mną bo mają sprawy do załatwienia. No chyba ich pogięło. Myślałam, że odpuszczą. Co za uparte dzieciaki! Usiadłam na sofie i schowałam twarz w dłoniach. Przecież jak dopuszczę ich do Chrisa to już mogę się pakować i wyjeżdżać z domu. Najlepiej jak się wtedy przeprowadzę do Włoch i zmienię imię na Pablito.
- Rox – Harry lekko szturchnął moje ramie i usiadł obok.
- Odejdź. Nie rozumiesz, że tylko pogorszycie sprawę?
- Proszę Rox, pozwól nam jechać. Załatwimy, to co musimy i wracamy. Z Tobą.
- Chyba umknął ci jeden, najważniejszy fakt. Ja nie mogę od tak sobie wrócić – pstryknęłam palcami.
- Proszę cię, zaufaj nam. Tylko ten jeden raz – objął mnie – Tylko ten jeden raz.
Wtuliłam się w ciepły tors Harrego i powiedziałam:
- Dobra, ale jeżeli coś spieprzycie, to wam tego nie daruję.
- Zaufaj nam.

*Oczami Harrego*
- Dobra, robimy tak… Louis, Zayn i Niall, idziecie załatwić sprawę z Chrisem – popatrzyłem na nich i cała trójka pokiwała głowami – A ja z Liamem idziemy załatwić formalności.
- Zadzwonimy jak skończymy – powiedział Zayn i ruszył z pozostałą dwójką w swoją stronę.
- Jak my to załatwimy? – skierowałem zdenerwowane spojrzenie na Liama.
- Tak jak ustaliliśmy – odpowiedział mi brunet.
- Denerwuję się.
- Ja też. Gorzej jak nie wyjdzie. Ale musi się udać!
Stałem z Liamem przed budynkiem opieki. Nasz plan może nie był jakiś najlepszy ale nic innego nie przyszło nam do głowy. Nie mogę zostawić Roxi na pastwę tych dupków. To dlatego jestem tu teraz. Załatwienie pozwolenia na przeprowadzkę dla Rox będzie cholernie trudne. Ale sława i pieniądze są czasem bardzo przydatne.
Chłopcy poszli dać nauczkę Chrisowi. Roxi została w domu. Pewnie się martwi.

*Oczami Zayna*
- Masz nam jeszcze coś ciekawego do powiedzenia? – spytałem kopiąc Chrisa w brzuch. Chłopak był już nieźle sponiewierany. Nawet nie czułem się źle z tym, że robię mu krzywdę. Znaleźliśmy go na mieści jakieś 20minut temu i mieliśmy zabawę. Każdy chciał choć trochę „pomścić” krzywdę Roxi.
Ten idiota myślał, że ujdzie mu to na sucho.
- Rozumiesz już dlaczego nie powinieneś się znęcać nad innymi? – Louis przykucnął przy nim i splunął na jego twarz. Chris chciał coś powiedzieć, ale zakrztusił się krwią.
- Coś mówiłeś? Wal śmiało – zaśmiał się Niall.
- Prze-przeproście ją ode mnie – wykrztusił z trudem.
- Myślę, że coś zrozumiałeś. Teraz pytanie… wolisz żebyśmy wezwali karetkę, czy któregoś z Twoich kumpli? – zapytałem. Oczywiście nie zostawilibyśmy go tu w takim stanie. Należała mu się nauczka, a nie śmierć.
- Dz-dzwoń po Jo-josha – wykrztusił, a ja wygrzebałem z kieszeni jego spodni komórkę. Wybrałem kontakt z odpowiednim imieniem i zadzwoniłem.
- halo? – usłyszałem po drugiej stronie.
- Josh mam nadzieję, że zależy ci na przyjacielu – powiedziałem groźnie i usłyszałem jak Josh przełyka ślinę.
- Co mu zrobiliście do jasnej cholery? – krzyknął mi do słuchawki.
- Grzeczniej! – ryknąłem w odpowiedzi – Jak chcesz go całego to pospiesz się i popitalaj na pocztę. Twój kolega leży w uliczce, około 4 metrów od budynku.
Po tych słowach się rozłączyłem i zwróciłem do Chrisa:
- Miejmy nadzieję, że masz dobrego przyjaciela. Masz szanse docenić, jak ważną rolę odgrywają oni w naszym życiu.
I ruszyliśmy z chłopakami  do domu. Oby tylko druga część też wypaliła. Trzymam kciuki. Louis dostał po chwili telefon od Liama.
- I jak wam poszło? – zapytał i chwilę słuchał odpowiedzi.
- Dobra będziemy tam za 7 minut – rzucił i zakończył połaczenie.
- co jest? – zaciekawił się Irlandczyk.
- Spotkanie przed powrotem do domu.
- A wiesz jak im poszło?
- Dowiemy się na miejscu.
________________________________________________________________
Takie do dupy to... Ale dziękuję za komentarze pod poprzednim postem oraz nowych obserwatorów. <333
No tak, wiem to zachowanie chłopaków pod koniec. mam nadzieję, że nie pogniewacie się za bardzo za to że są takimi bad boyami. Na co dzień zachowują się normalnie. To był tylko jednorazowy wybuch. :D
Do następnego!
I piszcie co sądzicie.

5 komentarzy:

  1. harry żartowniś hahhahahahhahahhahahahahhahaa
    trochę taki krótki, ale ile w nim agresji! hahahahah

    OdpowiedzUsuń
  2. no no powiem Ci nie spodziewałam się czegoś takiego ;D ale bardzo podoba mi się rozdział :D Czekam na następny, tylko nie każ nam tak długo czekać ;cc

    OdpowiedzUsuń
  3. Cuudo *.*
    Ale urwać w TAKIM momencie? :< Kiedy następny? ;>
    Czekam z niecierpliwością na kolejny :))
    Pozdrawiam.

    Życzę weny. NEN ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. czekam na kolejny rozdział, bo ten jest taki cudowny!!

    OdpowiedzUsuń