*Oczami Roxanne*
Dobra teraz jestem mega wkurwiona. Już dwa dni nie mogę wrócić do swojego ciała. Wszystko wokół staje się już nudne. Przechodzenie przez ściany, podsłuchiwanie ludzi. Wybrałam się nawet na koncert U2, bo grali kilka ulic od szpitala. Fajnie było ale ja chcę już wrócić. Nie mogę znieść widoku Harrego. To jak zmizerniał przez ostatnie 2 dni jest smutne. Boję się o niego.
Oprócz tego meczy mnie jeszcze jedno pytanie: Czy naprawdę mu na mnie zależy, czy po prostu czuje się winny?
Musze z nim porozmawiać, ale jakaś nieznana siła uniemożliwia mi pobudkę. Nosz w mordę. Nawet tęsknię za powrotem do szkoły.
Dobra teraz jestem mega wkurwiona. Już dwa dni nie mogę wrócić do swojego ciała. Wszystko wokół staje się już nudne. Przechodzenie przez ściany, podsłuchiwanie ludzi. Wybrałam się nawet na koncert U2, bo grali kilka ulic od szpitala. Fajnie było ale ja chcę już wrócić. Nie mogę znieść widoku Harrego. To jak zmizerniał przez ostatnie 2 dni jest smutne. Boję się o niego.
Oprócz tego meczy mnie jeszcze jedno pytanie: Czy naprawdę mu na mnie zależy, czy po prostu czuje się winny?
Musze z nim porozmawiać, ale jakaś nieznana siła uniemożliwia mi pobudkę. Nosz w mordę. Nawet tęsknię za powrotem do szkoły.
*Oczami Harrego*
Kolejny dzień i kolejne nic. Lekarze nic nie robią. Tylko spisują wyniki z tych pikających urządzeń i tyle. By się mogli jakoś bardziej postarać. Nie chcą mi nic powiedzieć, bo nie jestem z rodziny i bla bla bla. To cud, że w ogóle mogę tu spędzać całe dnie i noce.
Roxi cały czas jest taka sama. Krucha, blada. W sumie teraz jej skóra jest prawie przezroczysta. Za każdym razem gdy biorę ją za rękę, boję się, że rozleci się pod moim dotykiem na kawałki. Ale lubię czuć jej nikły puls. Dzięki temu, wiem że żyje. Dźwięk jej oddechu to muzyka dla moich uszu. Daje mi nadzieję na powrót dziewczyny. Chłopaki wpadają codziennie i sprawdzają nasz stan, ale nie zostają długo wiedząc, że nie lubię jak ktoś jeszcze jest w sali.
Przez ostatnie cztery dni opowiedziałem jej wszystko co mi leży na sercu. Miałem wystarczająco czasu aby streścić całą karierę One Direction, wszystkie swoje występki, zabawne sytuacje. Powoli kończą mi się tematy.
Ostatnio mam wrażenie, jakby po sali szalał delikatny wiatr. Co jakiś czas coś chłodnego owiewa moją rękę, policzek czy muska moje włosy. To dziwne, ale tak szczerze mówiąc nie przejmuję się tym. Nie przejmuję się niczym oprócz Roxi. Teraz myślę tylko o niej.
Kolejny dzień i kolejne nic. Lekarze nic nie robią. Tylko spisują wyniki z tych pikających urządzeń i tyle. By się mogli jakoś bardziej postarać. Nie chcą mi nic powiedzieć, bo nie jestem z rodziny i bla bla bla. To cud, że w ogóle mogę tu spędzać całe dnie i noce.
Roxi cały czas jest taka sama. Krucha, blada. W sumie teraz jej skóra jest prawie przezroczysta. Za każdym razem gdy biorę ją za rękę, boję się, że rozleci się pod moim dotykiem na kawałki. Ale lubię czuć jej nikły puls. Dzięki temu, wiem że żyje. Dźwięk jej oddechu to muzyka dla moich uszu. Daje mi nadzieję na powrót dziewczyny. Chłopaki wpadają codziennie i sprawdzają nasz stan, ale nie zostają długo wiedząc, że nie lubię jak ktoś jeszcze jest w sali.
Przez ostatnie cztery dni opowiedziałem jej wszystko co mi leży na sercu. Miałem wystarczająco czasu aby streścić całą karierę One Direction, wszystkie swoje występki, zabawne sytuacje. Powoli kończą mi się tematy.
Ostatnio mam wrażenie, jakby po sali szalał delikatny wiatr. Co jakiś czas coś chłodnego owiewa moją rękę, policzek czy muska moje włosy. To dziwne, ale tak szczerze mówiąc nie przejmuję się tym. Nie przejmuję się niczym oprócz Roxi. Teraz myślę tylko o niej.
*Oczami Roxanne *
Dzisiaj Harry zrobił postęp. Zjadł połowę lunchu, który przywieźli mu chłopcy z Roxi. Była też z nimi Danielle, laska Liama. Widać, że już powoli opuszcza ich nadzieja. Tak samo jak mnie. Cały czas próbuję połączyć się ze swoim ciałem, ale wciąż mi się nie udaje. Chciałabym dostać jakąś wskazówkę, co robić.
Dzisiaj Harry zrobił postęp. Zjadł połowę lunchu, który przywieźli mu chłopcy z Roxi. Była też z nimi Danielle, laska Liama. Widać, że już powoli opuszcza ich nadzieja. Tak samo jak mnie. Cały czas próbuję połączyć się ze swoim ciałem, ale wciąż mi się nie udaje. Chciałabym dostać jakąś wskazówkę, co robić.
Noc, cały szpital już śpi, tylko kilka pielęgniarek zostało
na dyżurach. Harry znów leży zwinięty na fotelu i kurczowo trzyma moją
dłoń. Przechadzam się po swojej sali,
myśląc co powinnam zrobić. Gdzie poszukać odpowiedzi na swoje pytania; „Jak
wrócić do tego przeklętego ciała?”. Niestety w moim umyśle panuje pustka. Boże
takie rzeczy to czasem widziałam w filmach, a nie przytrafiały mi się naprawdę.
Dziwne to wszystko.
Nagle widzę jasną poświatę wpadającą przez zaciągnięte żaluzje. Podchodzę powoli do okna, lekko przestraszona. Księżyc nie świeci aż tak jasno, latarni po drugiej stronie też nie ma, więc skąd to światło? Powoli podnoszę żaluzje i z każdym centymetrem światło coraz bardziej mnie oślepia. W końcu słabo widzę i muszę mrugnąć kilkanaście razy, aby przyzwyczaić oczy do jasności. Za oknem widzę ścieżkę ułożoną ze światła. Nie wiem dokładnie co to znaczy, no ale przecież sama jestem duchem więc temu nie mogę się dziwić. Jakaś siła każe mi otworzyć okno i iść tą ścieżką. Waham się ale myślę, że i tak nic lepszego mi się nie przytrafi, więc mogę zaryzykować. Powoli opuszczam salę i przeskakuję z parapetu na rażącą ścieżkę. Sunę po niej kilka sekund, a światło przygasa. Mrugam, a gdy otwieram oczy znajduję się na polanie. Dookoła mnie, we wszystkie strony ciągną się zielone połacie pól i łąk.
- Hmm, cześć – słyszę wesoły głos za mną. O nie, to nie może być prawda. Tak dawno nie słyszałam tego dźwięku. Obracam się szybko i widzę przed sobą mamę, tatę i babcię. Trzy najważniejsze osoby w moim życiu, no nie licząc Harrego.
- Mama?! Tata?! Babcia?! – krzyczę niedowierzając. Podchodzę wolno w ich stronę i nieśmiało wyciągam rękę, bojąc się, że gdy ich dotknę znikną. Silne ramiona natychmiast obejmują mnie i zamykają w niedźwiedzim uścisku.
- Tak to my – słyszę tatę.
- Mamy dla ciebie trochę czasu – mówi babcia.
- Więc pytaj o co chcesz – dodaje mama.
Zaczynam cicho płakać ze szczęścia, że miałam szansę spotkać ich po raz kolejny.
- Nie płacz głuptasie tylko pytaj. Nie mamy niestety wieczności, musisz wrócić do siebie – mama ociera moje łzy. Jeszcze lekko pociągam nosem, ale uśmiecham się promiennie. Siadamy na trawie, tuląc się całą czwórką.
- Więc, jak to się stało? – pytam ciekawa.
- Niby co? – zagaduje babcia.
- No czemu was spotkałam?
- Wiesz, trochę długo nie mogłaś wrócić do swojego ciała, więc zostaliśmy poproszeni, aby przywrócić cię do porządku – śmieje się tata.
- A czemu nie mogłam wrócić? – pytam jeszcze bardziej zaciekawiona.
- Bo musisz zrozumieć naprawdę ważną rzecz. Wciąż jesteś co do tego niepewna, ale my wiemy. Harremu naprawdę na tobie zależy. Uwierz w końcu, że nie jesteś już sama. Tak samo możesz liczyć na resztę chłopaków i Corny. Naprawdę możesz im zaufać – tłumaczy im babcia.
- Wydostałaś się z ciała abyś miała szansę zobaczyć, ze ci ludzie się o ciebie martwią. Miałaś zauważyć, że jesteś kochana i że oni cię potrzebują – dorzuca mama.
- Czyli wy widzicie całe moje życie, tam z góry? – pytam lekko zażenowana.
- Tak młoda damo i nie bardzo podobało nam się twoje zachowanie z tym całym zamykaniem się w domu, piciem i cięciem – beszta mnie tata – A i masz szczęście że zabezpieczyliście się z tym chłopcem, bo inaczej zszedłbym tam do ciebie i zrobił ci kilkudniowe kazanie – dodaje. Moje policzki oblewają się purpura, a cała trójka śmieje się beztrosko wyraźnie ze mnie.
- No już, już. My w młodości też nie byliśmy najgrzeczniejsi, ale z tym cięciem przesadziłaś – babcia grozi mi palcem.
- Przepraszam, ja nie wiedziałam co robić. Nie mogłam się w tym wszystkim odnaleźć ale teraz postaram się nic nie odwalić. Będę mieć na uwadze to, że mnie obserwujecie – odpowiadam – Tak tęskniłam – mówię, obejmując ich mocno.
- A teraz opowiadaj co tam u ciebie? – pyta mama z ciekawością wymalowaną na twarzy.
- U mnie? Przecież wszystko wiecie. Bardziej ciekawi mnie co się z wami stało?
- Nie możemy ci za dużo zdradzić ale nie nudzimy się. Nie możemy ci powiedzieć co robimy, jak żyjemy i gdzie żyjemy ale jest naprawdę świetnie – rzucił tata.
- Noo, a szczególnie nie zwracają uwagi na wiek. Czaisz kochanie, że umawiam się z 40 latkiem? – powiedziała babcia.
- Babciu! Nieźle! Musisz mieć tam branie! - wykrzyknęłam śmiejąc się. Milczeliśmy przez chwilę, aż w końcu się odezwałam – Nie chcę wracać. Chciałabym zostać z wami.
- Nie możesz kochanie. Na ziemi masz wielu ludzi, którzy szczerze cię kochają. Nie możesz ich zostawić.
- Poza tym musisz już chyba wracać. Nie dano nam zbyt dużo czasu – tata wskazuje na pojawiającą się świetlaną ścieżkę.
- A to mendy – rzuca nadąsana babcia – Nawet się nie dadzą nacieszyć spotkaniem z własną wnuczką.
- Kochanie nie martw się więc nami i żyj pełnią życia – mam podnosi się z trawy i pomaga mi wstać. Babcia i tata powoli też wstają.
- Chciałam wam zadać tyle pytań , ale teraz gdy już się spotkaliśmy mam pustkę w głowie – mówię.
- Ja mam nadzieję, że skończysz z głupstwami i zaczniesz się zachowywać odpowiedzialnie – mówi babcia i mocno mnie tuli – I powodzenia z tym chłopcem. Tym w lokach. Widać że cię mocno kocha – szepcze mi do ucha.
- Serio babciu? Z tym chłopcem? Przecież go znasz, to Harry – też odpowiadam jej na ucho.
- Naprawdę? Nie miałam pojęcia! Wiesz, moja pamięć już nie jest tak dobra jak kiedyś, a poza tym zmienił się. Nie wiedziałam, że zostanie gwiazdorem.
- To teraz już wiesz. Musisz kiedyś obejrzeć z góry któryś koncert jego zespołu, uśmiejesz się – odpowiadam zadowolona.
- Na pewno tak zrobię – mówi i puszcza mnie. Tym razem to tata przechwytuje mnie w swoje objęcia.
- Jeszcze raz zobaczę cię nadużywającą alkoholu czy tnąca się to osobiście ci nakopę w tyłek – ostrzega mnie – I bądź ostrożna córciu. Kochamy cię.
- Luke! Przestań ją straszyć! – krzyczy moja mama, po czym wyrywa mnie tacie i przytula – Nie bój się, ja mu nie pozwolę.
Śmieję się na jej reakcję, wiedząc, ze tata nigdy by mnie nie uderzył. Miał za dobre serce.
- Spokojnie mamuś. Tata nie skrzywdziłby nawet muchy – uspokajam ją, po czym też mocno przytulam. Po chwili prowadzą mnie do jasno świecącej ścieżki.
- Pamiętaj o zabezpieczeniu. Nie chce cię widzieć latającą tak wcześnie z brzuchem – poucza mnie po raz kolejny ojciec.
- Oj uspokój się już. Przecież nasza Roxi ma trochę rozumu – babcia zdziela go w głowę, na co wszyscy się śmiejemy.
- Ała! – jęczy mój tata udając, że go to zabolało.
- Idź już i pamiętaj, że im naprawdę na tobie zależy – po ostatnim uścisku mama lekko popycha mnie na ścieżkę. Odwracam się do nich i szepczę:
- Kocham was. I wiem, że musze wrócić, bo na ziemi jest ktoś kto kocha mnie.
Po tych słowach otacza mnie światło i jedyne co jeszcze widzę, to ich uśmiechnięte twarze. Staram się zakodować ten obraz w pamięci na zawsze.
Nagle znów nic nie widzę i czuję jakbym pędziła w przestrzeni. Po trzech sekundach zostaję wyrzucona prosto na moje szpitalne łóżko.
- Wiem, że naprawdę ci na mnie zależy – szepczę i wracam do swojego ciała.
Nagle widzę jasną poświatę wpadającą przez zaciągnięte żaluzje. Podchodzę powoli do okna, lekko przestraszona. Księżyc nie świeci aż tak jasno, latarni po drugiej stronie też nie ma, więc skąd to światło? Powoli podnoszę żaluzje i z każdym centymetrem światło coraz bardziej mnie oślepia. W końcu słabo widzę i muszę mrugnąć kilkanaście razy, aby przyzwyczaić oczy do jasności. Za oknem widzę ścieżkę ułożoną ze światła. Nie wiem dokładnie co to znaczy, no ale przecież sama jestem duchem więc temu nie mogę się dziwić. Jakaś siła każe mi otworzyć okno i iść tą ścieżką. Waham się ale myślę, że i tak nic lepszego mi się nie przytrafi, więc mogę zaryzykować. Powoli opuszczam salę i przeskakuję z parapetu na rażącą ścieżkę. Sunę po niej kilka sekund, a światło przygasa. Mrugam, a gdy otwieram oczy znajduję się na polanie. Dookoła mnie, we wszystkie strony ciągną się zielone połacie pól i łąk.
- Hmm, cześć – słyszę wesoły głos za mną. O nie, to nie może być prawda. Tak dawno nie słyszałam tego dźwięku. Obracam się szybko i widzę przed sobą mamę, tatę i babcię. Trzy najważniejsze osoby w moim życiu, no nie licząc Harrego.
- Mama?! Tata?! Babcia?! – krzyczę niedowierzając. Podchodzę wolno w ich stronę i nieśmiało wyciągam rękę, bojąc się, że gdy ich dotknę znikną. Silne ramiona natychmiast obejmują mnie i zamykają w niedźwiedzim uścisku.
- Tak to my – słyszę tatę.
- Mamy dla ciebie trochę czasu – mówi babcia.
- Więc pytaj o co chcesz – dodaje mama.
Zaczynam cicho płakać ze szczęścia, że miałam szansę spotkać ich po raz kolejny.
- Nie płacz głuptasie tylko pytaj. Nie mamy niestety wieczności, musisz wrócić do siebie – mama ociera moje łzy. Jeszcze lekko pociągam nosem, ale uśmiecham się promiennie. Siadamy na trawie, tuląc się całą czwórką.
- Więc, jak to się stało? – pytam ciekawa.
- Niby co? – zagaduje babcia.
- No czemu was spotkałam?
- Wiesz, trochę długo nie mogłaś wrócić do swojego ciała, więc zostaliśmy poproszeni, aby przywrócić cię do porządku – śmieje się tata.
- A czemu nie mogłam wrócić? – pytam jeszcze bardziej zaciekawiona.
- Bo musisz zrozumieć naprawdę ważną rzecz. Wciąż jesteś co do tego niepewna, ale my wiemy. Harremu naprawdę na tobie zależy. Uwierz w końcu, że nie jesteś już sama. Tak samo możesz liczyć na resztę chłopaków i Corny. Naprawdę możesz im zaufać – tłumaczy im babcia.
- Wydostałaś się z ciała abyś miała szansę zobaczyć, ze ci ludzie się o ciebie martwią. Miałaś zauważyć, że jesteś kochana i że oni cię potrzebują – dorzuca mama.
- Czyli wy widzicie całe moje życie, tam z góry? – pytam lekko zażenowana.
- Tak młoda damo i nie bardzo podobało nam się twoje zachowanie z tym całym zamykaniem się w domu, piciem i cięciem – beszta mnie tata – A i masz szczęście że zabezpieczyliście się z tym chłopcem, bo inaczej zszedłbym tam do ciebie i zrobił ci kilkudniowe kazanie – dodaje. Moje policzki oblewają się purpura, a cała trójka śmieje się beztrosko wyraźnie ze mnie.
- No już, już. My w młodości też nie byliśmy najgrzeczniejsi, ale z tym cięciem przesadziłaś – babcia grozi mi palcem.
- Przepraszam, ja nie wiedziałam co robić. Nie mogłam się w tym wszystkim odnaleźć ale teraz postaram się nic nie odwalić. Będę mieć na uwadze to, że mnie obserwujecie – odpowiadam – Tak tęskniłam – mówię, obejmując ich mocno.
- A teraz opowiadaj co tam u ciebie? – pyta mama z ciekawością wymalowaną na twarzy.
- U mnie? Przecież wszystko wiecie. Bardziej ciekawi mnie co się z wami stało?
- Nie możemy ci za dużo zdradzić ale nie nudzimy się. Nie możemy ci powiedzieć co robimy, jak żyjemy i gdzie żyjemy ale jest naprawdę świetnie – rzucił tata.
- Noo, a szczególnie nie zwracają uwagi na wiek. Czaisz kochanie, że umawiam się z 40 latkiem? – powiedziała babcia.
- Babciu! Nieźle! Musisz mieć tam branie! - wykrzyknęłam śmiejąc się. Milczeliśmy przez chwilę, aż w końcu się odezwałam – Nie chcę wracać. Chciałabym zostać z wami.
- Nie możesz kochanie. Na ziemi masz wielu ludzi, którzy szczerze cię kochają. Nie możesz ich zostawić.
- Poza tym musisz już chyba wracać. Nie dano nam zbyt dużo czasu – tata wskazuje na pojawiającą się świetlaną ścieżkę.
- A to mendy – rzuca nadąsana babcia – Nawet się nie dadzą nacieszyć spotkaniem z własną wnuczką.
- Kochanie nie martw się więc nami i żyj pełnią życia – mam podnosi się z trawy i pomaga mi wstać. Babcia i tata powoli też wstają.
- Chciałam wam zadać tyle pytań , ale teraz gdy już się spotkaliśmy mam pustkę w głowie – mówię.
- Ja mam nadzieję, że skończysz z głupstwami i zaczniesz się zachowywać odpowiedzialnie – mówi babcia i mocno mnie tuli – I powodzenia z tym chłopcem. Tym w lokach. Widać że cię mocno kocha – szepcze mi do ucha.
- Serio babciu? Z tym chłopcem? Przecież go znasz, to Harry – też odpowiadam jej na ucho.
- Naprawdę? Nie miałam pojęcia! Wiesz, moja pamięć już nie jest tak dobra jak kiedyś, a poza tym zmienił się. Nie wiedziałam, że zostanie gwiazdorem.
- To teraz już wiesz. Musisz kiedyś obejrzeć z góry któryś koncert jego zespołu, uśmiejesz się – odpowiadam zadowolona.
- Na pewno tak zrobię – mówi i puszcza mnie. Tym razem to tata przechwytuje mnie w swoje objęcia.
- Jeszcze raz zobaczę cię nadużywającą alkoholu czy tnąca się to osobiście ci nakopę w tyłek – ostrzega mnie – I bądź ostrożna córciu. Kochamy cię.
- Luke! Przestań ją straszyć! – krzyczy moja mama, po czym wyrywa mnie tacie i przytula – Nie bój się, ja mu nie pozwolę.
Śmieję się na jej reakcję, wiedząc, ze tata nigdy by mnie nie uderzył. Miał za dobre serce.
- Spokojnie mamuś. Tata nie skrzywdziłby nawet muchy – uspokajam ją, po czym też mocno przytulam. Po chwili prowadzą mnie do jasno świecącej ścieżki.
- Pamiętaj o zabezpieczeniu. Nie chce cię widzieć latającą tak wcześnie z brzuchem – poucza mnie po raz kolejny ojciec.
- Oj uspokój się już. Przecież nasza Roxi ma trochę rozumu – babcia zdziela go w głowę, na co wszyscy się śmiejemy.
- Ała! – jęczy mój tata udając, że go to zabolało.
- Idź już i pamiętaj, że im naprawdę na tobie zależy – po ostatnim uścisku mama lekko popycha mnie na ścieżkę. Odwracam się do nich i szepczę:
- Kocham was. I wiem, że musze wrócić, bo na ziemi jest ktoś kto kocha mnie.
Po tych słowach otacza mnie światło i jedyne co jeszcze widzę, to ich uśmiechnięte twarze. Staram się zakodować ten obraz w pamięci na zawsze.
Nagle znów nic nie widzę i czuję jakbym pędziła w przestrzeni. Po trzech sekundach zostaję wyrzucona prosto na moje szpitalne łóżko.
- Wiem, że naprawdę ci na mnie zależy – szepczę i wracam do swojego ciała.
*Oczami Harrego*
Kolejny dzień w szpitalu. Robię to co zwykle, czyli siedzę przy łóżku Roxi i trzymam ją za rękę. Minął już miesiąc odkąd zapadła w śpiączkę. Nagle coś się zmienia. Czegoś brakuję. Dopiero po chwili zdaję sobie sprawę, że jej oddech ucichł. W momencie gdy to sobie uświadamiam, wszystkie maszyny leżące wokół jej łóżka zaczynają głośno wyć. Do sali wpadają lekarze i odsuwają mnie w drugi koniec. Zaczynam krzyczeć, że muszę być przy niej ale wyprowadzają mnie na korytarz. Drzwi zostają zamknięte przed moim nosem i nie mogę dostać się do środka. Przez malutkie okienko widzę, jak uwijają się przy jej łóżku, próbują przywrócić akcję serca. Trzymam się jakoś, próbując wierzyć w moc służby zdrowia, ale i tak się boję. Prawdę mówiąc jeszcze nigdy nie byłem tak przerażony. Po kilkunastu minutach zobaczyłem jak lekarze odchodzą od łóżka i rozkładają bezradnie ręce. Wiedziałem co to znaczy.
- Nie! Nie, nie, nie, nie! – zacząłem krzyczeć.
Kolejny dzień w szpitalu. Robię to co zwykle, czyli siedzę przy łóżku Roxi i trzymam ją za rękę. Minął już miesiąc odkąd zapadła w śpiączkę. Nagle coś się zmienia. Czegoś brakuję. Dopiero po chwili zdaję sobie sprawę, że jej oddech ucichł. W momencie gdy to sobie uświadamiam, wszystkie maszyny leżące wokół jej łóżka zaczynają głośno wyć. Do sali wpadają lekarze i odsuwają mnie w drugi koniec. Zaczynam krzyczeć, że muszę być przy niej ale wyprowadzają mnie na korytarz. Drzwi zostają zamknięte przed moim nosem i nie mogę dostać się do środka. Przez malutkie okienko widzę, jak uwijają się przy jej łóżku, próbują przywrócić akcję serca. Trzymam się jakoś, próbując wierzyć w moc służby zdrowia, ale i tak się boję. Prawdę mówiąc jeszcze nigdy nie byłem tak przerażony. Po kilkunastu minutach zobaczyłem jak lekarze odchodzą od łóżka i rozkładają bezradnie ręce. Wiedziałem co to znaczy.
- Nie! Nie, nie, nie, nie! – zacząłem krzyczeć.
Obudziłem się z krzykiem. Przerażony i cały spocony. Mocniej ścisnąłem rękę dziewczyny,
której nie puściłem nawet przez sen. Spojrzałem na jej twarz i krzyknąłem ze
zdziwienia:
- Boże!
- Miło mi, ja Roxi jestem! – usłyszałem chrapliwy i słaby śmiech przyjaciółki. Doskoczyłem natychmiast do jej łóżka i lekko przytuliłem, nie chcąc jej połamać. Poczułem jak objęła mnie swoimi ramionami i przycisnęła bliżej siebie.
- Nawet nie wiesz co ja tu bez ciebie przeżywałem – powiedziałem, chowając twarz w zagłębieniu jej szyi.
- Oj wiem – uśmiechnęła się tajemniczo – I nie jestem zadowolona, że się głodziłeś – zerknęła na torebkę z niedojedzonym lunchem. Podrapałem się po głowie, lekko zażenowany.
- Nie miałem jakoś ochoty na jedzenie – odparłem.
- Myślę, że mogę ci to wybaczyć ale dzisiaj masz coś zjeść.
- Może pójdę po pielęgniarkę – zaproponowałem i pobiegłem do recepcji. Po chwili wróciłem z jakąś babką, która akurat miała dyżur. Nazywała się chyba Jonson z tego co pamiętam.
- Witaj Roxanne – odezwała się łagodnie do mojej przyjaciółki?, dziewczyny? – Jak się czujesz?
- Dobrze – dziewczyna mówiła z lekką chrypką, ale to nic dziwnego po prawie tygodniu nie używania głosu – W każdym razie nic oprócz brzucha mnie nie boli.
- To zrozumiałe – odparła pielęgniarka i zaczęła coś notować.
- Co mi się stało? – zapytała Roxi.
- Jutro lekarz odpowie na wszystkie twoje pytania. Na razie wyśpij się – rzuciła i skierowała się do drzwi – I ty też – spojrzała na mnie. Gdy wyszła z sali spojrzałem na Rox.
- Co się tak gapisz? – zapytała.
- Nic po prostu cieszę się, że do mnie wróciłaś – rzuciłem szybko po czym usiadłem w fotelu – Idź spać, pogadamy rano.
- No chyba żartujesz jeśli myślisz, że pozwolę ci kolejną noc przespać w tym fotelu – skąd wiedziała, że wcześniej też tam spałem? – Chodź, łóżko jest na tyle duże, że jak się lekko skompresujemy, to się zmieścimy – powiedziała, przesuwając się i robiąc mi miejsce – No długo jeszcze mam czekać? Śpiąca jestem – uniosła zniecierpliwiona brwi. Szybko potrząsnąłem głową, zdjąłem buty i położyłem się obok niej. Wtuliłem się w jej kruche ciało i zaciągnąłem jej zapachem.
- Ładnie pachniesz.
- Taa, szczególnie że nie kąpałam się od kilku dni.
Na ten komentarz zaśmialiśmy się oboje.
- Dobranoc – pocałowałem ją w policzek i zmęczony zamknąłem oczy.
- Harry, ja też cię kocham – powiedziała dziewczyna zanim zasnąłem – Słyszałam wszystko co do mnie mówiłeś przez ten czas i chciałabym żebyś wiedział, że naprawdę mi na tobie zależy.
- Boże!
- Miło mi, ja Roxi jestem! – usłyszałem chrapliwy i słaby śmiech przyjaciółki. Doskoczyłem natychmiast do jej łóżka i lekko przytuliłem, nie chcąc jej połamać. Poczułem jak objęła mnie swoimi ramionami i przycisnęła bliżej siebie.
- Nawet nie wiesz co ja tu bez ciebie przeżywałem – powiedziałem, chowając twarz w zagłębieniu jej szyi.
- Oj wiem – uśmiechnęła się tajemniczo – I nie jestem zadowolona, że się głodziłeś – zerknęła na torebkę z niedojedzonym lunchem. Podrapałem się po głowie, lekko zażenowany.
- Nie miałem jakoś ochoty na jedzenie – odparłem.
- Myślę, że mogę ci to wybaczyć ale dzisiaj masz coś zjeść.
- Może pójdę po pielęgniarkę – zaproponowałem i pobiegłem do recepcji. Po chwili wróciłem z jakąś babką, która akurat miała dyżur. Nazywała się chyba Jonson z tego co pamiętam.
- Witaj Roxanne – odezwała się łagodnie do mojej przyjaciółki?, dziewczyny? – Jak się czujesz?
- Dobrze – dziewczyna mówiła z lekką chrypką, ale to nic dziwnego po prawie tygodniu nie używania głosu – W każdym razie nic oprócz brzucha mnie nie boli.
- To zrozumiałe – odparła pielęgniarka i zaczęła coś notować.
- Co mi się stało? – zapytała Roxi.
- Jutro lekarz odpowie na wszystkie twoje pytania. Na razie wyśpij się – rzuciła i skierowała się do drzwi – I ty też – spojrzała na mnie. Gdy wyszła z sali spojrzałem na Rox.
- Co się tak gapisz? – zapytała.
- Nic po prostu cieszę się, że do mnie wróciłaś – rzuciłem szybko po czym usiadłem w fotelu – Idź spać, pogadamy rano.
- No chyba żartujesz jeśli myślisz, że pozwolę ci kolejną noc przespać w tym fotelu – skąd wiedziała, że wcześniej też tam spałem? – Chodź, łóżko jest na tyle duże, że jak się lekko skompresujemy, to się zmieścimy – powiedziała, przesuwając się i robiąc mi miejsce – No długo jeszcze mam czekać? Śpiąca jestem – uniosła zniecierpliwiona brwi. Szybko potrząsnąłem głową, zdjąłem buty i położyłem się obok niej. Wtuliłem się w jej kruche ciało i zaciągnąłem jej zapachem.
- Ładnie pachniesz.
- Taa, szczególnie że nie kąpałam się od kilku dni.
Na ten komentarz zaśmialiśmy się oboje.
- Dobranoc – pocałowałem ją w policzek i zmęczony zamknąłem oczy.
- Harry, ja też cię kocham – powiedziała dziewczyna zanim zasnąłem – Słyszałam wszystko co do mnie mówiłeś przez ten czas i chciałabym żebyś wiedział, że naprawdę mi na tobie zależy.
*Oczami Roxanne*
Rano obudziły mnie czyjeś krzyki.
- Rany Harry! Pociąga cię nekrofilia?! – usłyszałam głos Tomlinsona i poczułam, że leżący obok mnie Loczek się spina.
- Ciszej bądź, Roxi śpi – syknął lokers.
- Wiemy, ze śpi. Już od jakiś 6 dni – rozpoznałam smutny głos Corny.
- Ahh! Nie o to mi chodzi! Roxi się wczoraj obudziła! – wykrzyknął zirytowany Harry.
- Jak to się obudziła? I nic nie powiedziałeś? Nie mogłeś zadzwonić?! – zaczęły się pytania. Skoro że nie mogłam już spać, postanowiłam otworzyć oczy i ich uciszyć.
- Tak obudziłam się, ale jak słyszę wasze krzyki to znów mam ochotę zapaść w śpiączkę – powiedziałam, na co wszyscy zamilkli. A potem rzucili się na mnie jak wilki na świeże mięso i zaczęli, ściskać, przytulać, wypytywać i wgl. Uspokoili się dopiero po kilkunastu minutach gdy wszedł lekarz.
- Dzień dobry panno Maxwell – odezwał się do mnie – Z tego co widzę, dobrze się pani czuje, więc przejdźmy do szczegółów. Czy możemy porozmawiać o przyczynach pani śpiączki? – zapytał lekarz. Pokiwałam głową, a on zwrócił się do reszty – Czy moglibyście zostawić nas samych?
- Nie ma takiej potrzeby doktorze, wyrażam zgodę na to, aby zostali na sali – rzuciłam szybko.
- Wedle życzenia – wzruszył ramionami po czym usiadł na fotelu obok łóżka. Harry opuścił mnie i poszedł stanąć za lekarzem, koło reszty bandy.
- No więc czy przed dniem, w którym zapadła pani w śpiączkę, przeżywała pani jakieś ekstremalne wrażenia, brała pani jakieś tabletki, czy jakieś używki?
Wymieniłam porozumiewawcze spojrzenie z Harrym, na wspomnienie naszej nocy. Louis na szczęście odpowiedział zanim ja zdążyłam wypalić coś głupiego:
- Tak, byliśmy na imprezie.
- I rano pamiętam, że wzięłam jakieś tabletki na kaca – dodałam.
- To właśnie spowodowało pani śpiączkę. Organizm jest wyniszczony i potrzebował dłuższej przerwy aby choć trochę się zregenerować. Sądzę, że wcześniej tez nadużywała pani alkoholu, prawda? – zapytał lekarz.
- Tak, niestety – odparłam zawstydzona.
- Jak długo?
- Około 4 miesiące codziennie piłam. Raz z tego powodu wylądowałam w szpitalu. Czasem zdarzało się, że zapaliłam papierosa – wyznałam szczerze.
- To doprowadziło do zniszczenia wątroby, nerek, wielu komórek nerwowych, zmniejszenia wydolności serca. W przyszłości czekają panią problemy z dwunastnicą i nadciśnieniem krwi, które szczerze mówiąc już teraz jest lekko powyżej normy, ale jeszcze do przeżycia.
- C-co? N-naprawdę? – zapytałam niedowierzając.
- Tak. I jeżeli nie zacznie pani ograniczać używek do zera to stan pani zdrowia jeszcze się pogorszy. Organizm jest już i tak bardzo słaby, dlatego zalecam zrezygnowanie z alkoholu, papierosów, narkotyków, napojów wyskokowych, a nawet kawy. Przez pierwszy tydzień warto by też odpuścić sobie silne stresy czy mocne wrażenia. To naprawdę poważna sprawa. Żeby choć trochę poprawić swoje zdrowie zalecałbym codzienne ćwiczenia. Na początek może po dwadzieścia minut dziennie, aby nie przemęczyć organizmu. I proszę nie przesadzać z ćwiczeniami. Przez pierwszy tydzień od wyjścia ze szpitala wystarczą nawet same spacery. Później można podnieść poziom. W najlepszym razie można skontaktować się z trenerem personalnym. I najważniejsze jest przestrzeganie diety. Nie będzie pani mogła jeść hamburgerów, chipsów. Należy ogólnie unikać tłustych rzeczy, słonych, mięs, słodyczy mających dużą ilość tłuszczu.*
No super, czyli nie pojem sobie hot dogów, pomyślałam.
- Wow, dużo tego – powiedziałam zdziwiona taką ilością informacji.
- Niestety. Ale najlepiej byłoby udać się do dietetyka i trenera aby wszystko dokładnie ustalić i dopasować do pani potrzeb. Przez następny miesiąc będzie się pani musiała szczególnie kontrolować ponieważ następny miesiąc jest najważniejszy przy rekonwalescencji.
- Mam nadzieję, że sobie poradzę.
- My ci pomożemy – odparła grupa stojąca za lekarzem. Posyłali mi pokrzepiające uśmiechy. Też się do nich uśmiechnęłam.
- Myślę, że zostawię panią na razie, a badania zrobimy za jakąś godziną, dobrze? – lekarz wstał i skierował się do wyjścia zanim zdążyłam odpowiedzieć.
- Panie doktorze? – zapytałam gdy był przy drzwiach.
- Tak?
- Kiedy będę mogła wrócić do domu?
- Myślę, że już dzisiaj, jeśli wszystkie wyniki będą w normie. Przez ostatni tydzień pani organizm nie szalał zbytnio więc nie widzę przeszkód w powrocie do domu.
- A czy będę mogła iść do szkoły? – zapytałam jeszcze i wszyscy spojrzeli się na mnie jak na wariatkę – Tak wiem, głupie pytanie, ale ja naprawdę chcę wrócić do normalnego życia.
- Już koniec roku, a z pani wieku wnioskuję, że to jeszcze nie klasa maturalna czyli ominą panią stresy związane z egzaminami, więc nie widzę przeszkód – uśmiechnął się doktor i wyszedł, zostawiając nas samych. I wtedy się zaczęło. Znów zaczęli mnie wypytywać o wszystko. Właściwie nie wiem po co skoro już wiedzieli. Zastanawiałam się czy oznajmić wszystkim, że słyszałam i widziałam ich wizyty. Postanowiłam zostawić to jednak dla siebie. Uważnie słuchałam o wszystkim co mnie ominęło. Śmiałam się w duchu gdy opowiadali o niesamowitym koncercie U2. Przecież nie mogłam im powiedzieć, że przez cały czas krążyłam po scenie jako niewidzialna istota i że mogłam wejść za kulisy i podejrzeć wszystkie przygotowania. Ale udawałam zaciekawioną, a przynajmniej próbowałam, dopóki ziewnięcie samo mi się wyrwało. Chłopcy opuścili salę i ciągnęli za sobą Harrego, ale ten nie chciał wrócić do domu.
- Dajcie nam chwilę – poprosiłam – On zaraz do was dołączy.
- Nie idę z nimi, poczekam aż dostaniesz wypis i zabiorę cię do domu – rzucił chłopak krzyżując ręce na piersi.
- Nie Harry. Spędziłeś tu już zbyt dużo czasu i nie mogę patrzeć na twój stan. Siedzisz tu od 6 dni. Masz natychmiast jechać do domu, wykąpać się, przebrać, zjeść coś porządnego i wrócić dopiero za dwie godziny – nakazałam.
- A-ale… - zaczął ale bezczelnie mu przerwałam:
- Żadnych ale. I tak będę miała robione te wszystkie badanie więc trochę czasu na to zejdzie, a ty byś tu tylko bezczynnie siedział. Idź – pokazałam na drzwi.
- Tak jest pani – zasalutował z uśmiechem.
- A i jeszcze jedno – zatrzymałam go przy drzwiach – Jeśli wrócisz wcześniej niż za dwie godziny, to strzelę focha i przeprowadzę się do Corny.
- No chyba nie. Żartujesz? – zapytał ale widząc moją poważną minę zbladł lekko – Roxi… nie możesz mnie zostawić… Ja…
- Jeszcze jedno słowo i przestanę się do ciebie odzywać – ponownie wskazałam na drzwi. Tym razem Harry posłuchał i wyszedł a przez drzwi ukazała się głowa Louisa, który był wyraźnie zdziwiony.
- Jak ty to zrobiłaś? – zapytał, unosząc wysoko brwi.
- Ah no wiesz. Ma się tę siłę przekonywania – uśmiechnęłam się, a chłopak pokręcił głową i zamknął drzwi.
- No nareszcie spokój – rzuciłam do siebie i zakopałam się w łóżku próbując usnąć. Jakieś piętnaście minut później gdy już prawie mi się to udało przyszła pielęgniarka, aby zabrać mnie na badania. No chyba mnie szlag trafi. Czy człowiek nie może mieć nawet chwili wytchnienia?
Rano obudziły mnie czyjeś krzyki.
- Rany Harry! Pociąga cię nekrofilia?! – usłyszałam głos Tomlinsona i poczułam, że leżący obok mnie Loczek się spina.
- Ciszej bądź, Roxi śpi – syknął lokers.
- Wiemy, ze śpi. Już od jakiś 6 dni – rozpoznałam smutny głos Corny.
- Ahh! Nie o to mi chodzi! Roxi się wczoraj obudziła! – wykrzyknął zirytowany Harry.
- Jak to się obudziła? I nic nie powiedziałeś? Nie mogłeś zadzwonić?! – zaczęły się pytania. Skoro że nie mogłam już spać, postanowiłam otworzyć oczy i ich uciszyć.
- Tak obudziłam się, ale jak słyszę wasze krzyki to znów mam ochotę zapaść w śpiączkę – powiedziałam, na co wszyscy zamilkli. A potem rzucili się na mnie jak wilki na świeże mięso i zaczęli, ściskać, przytulać, wypytywać i wgl. Uspokoili się dopiero po kilkunastu minutach gdy wszedł lekarz.
- Dzień dobry panno Maxwell – odezwał się do mnie – Z tego co widzę, dobrze się pani czuje, więc przejdźmy do szczegółów. Czy możemy porozmawiać o przyczynach pani śpiączki? – zapytał lekarz. Pokiwałam głową, a on zwrócił się do reszty – Czy moglibyście zostawić nas samych?
- Nie ma takiej potrzeby doktorze, wyrażam zgodę na to, aby zostali na sali – rzuciłam szybko.
- Wedle życzenia – wzruszył ramionami po czym usiadł na fotelu obok łóżka. Harry opuścił mnie i poszedł stanąć za lekarzem, koło reszty bandy.
- No więc czy przed dniem, w którym zapadła pani w śpiączkę, przeżywała pani jakieś ekstremalne wrażenia, brała pani jakieś tabletki, czy jakieś używki?
Wymieniłam porozumiewawcze spojrzenie z Harrym, na wspomnienie naszej nocy. Louis na szczęście odpowiedział zanim ja zdążyłam wypalić coś głupiego:
- Tak, byliśmy na imprezie.
- I rano pamiętam, że wzięłam jakieś tabletki na kaca – dodałam.
- To właśnie spowodowało pani śpiączkę. Organizm jest wyniszczony i potrzebował dłuższej przerwy aby choć trochę się zregenerować. Sądzę, że wcześniej tez nadużywała pani alkoholu, prawda? – zapytał lekarz.
- Tak, niestety – odparłam zawstydzona.
- Jak długo?
- Około 4 miesiące codziennie piłam. Raz z tego powodu wylądowałam w szpitalu. Czasem zdarzało się, że zapaliłam papierosa – wyznałam szczerze.
- To doprowadziło do zniszczenia wątroby, nerek, wielu komórek nerwowych, zmniejszenia wydolności serca. W przyszłości czekają panią problemy z dwunastnicą i nadciśnieniem krwi, które szczerze mówiąc już teraz jest lekko powyżej normy, ale jeszcze do przeżycia.
- C-co? N-naprawdę? – zapytałam niedowierzając.
- Tak. I jeżeli nie zacznie pani ograniczać używek do zera to stan pani zdrowia jeszcze się pogorszy. Organizm jest już i tak bardzo słaby, dlatego zalecam zrezygnowanie z alkoholu, papierosów, narkotyków, napojów wyskokowych, a nawet kawy. Przez pierwszy tydzień warto by też odpuścić sobie silne stresy czy mocne wrażenia. To naprawdę poważna sprawa. Żeby choć trochę poprawić swoje zdrowie zalecałbym codzienne ćwiczenia. Na początek może po dwadzieścia minut dziennie, aby nie przemęczyć organizmu. I proszę nie przesadzać z ćwiczeniami. Przez pierwszy tydzień od wyjścia ze szpitala wystarczą nawet same spacery. Później można podnieść poziom. W najlepszym razie można skontaktować się z trenerem personalnym. I najważniejsze jest przestrzeganie diety. Nie będzie pani mogła jeść hamburgerów, chipsów. Należy ogólnie unikać tłustych rzeczy, słonych, mięs, słodyczy mających dużą ilość tłuszczu.*
No super, czyli nie pojem sobie hot dogów, pomyślałam.
- Wow, dużo tego – powiedziałam zdziwiona taką ilością informacji.
- Niestety. Ale najlepiej byłoby udać się do dietetyka i trenera aby wszystko dokładnie ustalić i dopasować do pani potrzeb. Przez następny miesiąc będzie się pani musiała szczególnie kontrolować ponieważ następny miesiąc jest najważniejszy przy rekonwalescencji.
- Mam nadzieję, że sobie poradzę.
- My ci pomożemy – odparła grupa stojąca za lekarzem. Posyłali mi pokrzepiające uśmiechy. Też się do nich uśmiechnęłam.
- Myślę, że zostawię panią na razie, a badania zrobimy za jakąś godziną, dobrze? – lekarz wstał i skierował się do wyjścia zanim zdążyłam odpowiedzieć.
- Panie doktorze? – zapytałam gdy był przy drzwiach.
- Tak?
- Kiedy będę mogła wrócić do domu?
- Myślę, że już dzisiaj, jeśli wszystkie wyniki będą w normie. Przez ostatni tydzień pani organizm nie szalał zbytnio więc nie widzę przeszkód w powrocie do domu.
- A czy będę mogła iść do szkoły? – zapytałam jeszcze i wszyscy spojrzeli się na mnie jak na wariatkę – Tak wiem, głupie pytanie, ale ja naprawdę chcę wrócić do normalnego życia.
- Już koniec roku, a z pani wieku wnioskuję, że to jeszcze nie klasa maturalna czyli ominą panią stresy związane z egzaminami, więc nie widzę przeszkód – uśmiechnął się doktor i wyszedł, zostawiając nas samych. I wtedy się zaczęło. Znów zaczęli mnie wypytywać o wszystko. Właściwie nie wiem po co skoro już wiedzieli. Zastanawiałam się czy oznajmić wszystkim, że słyszałam i widziałam ich wizyty. Postanowiłam zostawić to jednak dla siebie. Uważnie słuchałam o wszystkim co mnie ominęło. Śmiałam się w duchu gdy opowiadali o niesamowitym koncercie U2. Przecież nie mogłam im powiedzieć, że przez cały czas krążyłam po scenie jako niewidzialna istota i że mogłam wejść za kulisy i podejrzeć wszystkie przygotowania. Ale udawałam zaciekawioną, a przynajmniej próbowałam, dopóki ziewnięcie samo mi się wyrwało. Chłopcy opuścili salę i ciągnęli za sobą Harrego, ale ten nie chciał wrócić do domu.
- Dajcie nam chwilę – poprosiłam – On zaraz do was dołączy.
- Nie idę z nimi, poczekam aż dostaniesz wypis i zabiorę cię do domu – rzucił chłopak krzyżując ręce na piersi.
- Nie Harry. Spędziłeś tu już zbyt dużo czasu i nie mogę patrzeć na twój stan. Siedzisz tu od 6 dni. Masz natychmiast jechać do domu, wykąpać się, przebrać, zjeść coś porządnego i wrócić dopiero za dwie godziny – nakazałam.
- A-ale… - zaczął ale bezczelnie mu przerwałam:
- Żadnych ale. I tak będę miała robione te wszystkie badanie więc trochę czasu na to zejdzie, a ty byś tu tylko bezczynnie siedział. Idź – pokazałam na drzwi.
- Tak jest pani – zasalutował z uśmiechem.
- A i jeszcze jedno – zatrzymałam go przy drzwiach – Jeśli wrócisz wcześniej niż za dwie godziny, to strzelę focha i przeprowadzę się do Corny.
- No chyba nie. Żartujesz? – zapytał ale widząc moją poważną minę zbladł lekko – Roxi… nie możesz mnie zostawić… Ja…
- Jeszcze jedno słowo i przestanę się do ciebie odzywać – ponownie wskazałam na drzwi. Tym razem Harry posłuchał i wyszedł a przez drzwi ukazała się głowa Louisa, który był wyraźnie zdziwiony.
- Jak ty to zrobiłaś? – zapytał, unosząc wysoko brwi.
- Ah no wiesz. Ma się tę siłę przekonywania – uśmiechnęłam się, a chłopak pokręcił głową i zamknął drzwi.
- No nareszcie spokój – rzuciłam do siebie i zakopałam się w łóżku próbując usnąć. Jakieś piętnaście minut później gdy już prawie mi się to udało przyszła pielęgniarka, aby zabrać mnie na badania. No chyba mnie szlag trafi. Czy człowiek nie może mieć nawet chwili wytchnienia?
*Oczami Harrego*
Pojechałem do domu tylko dlatego, że jej groźba wydawała mi się nawet realna, a nie chcę, żeby Roxi się od nas wyprowadzała. Nie po tym jak powiedziała, że mnie kocha. A może tylko mi się to śniło? Sam nie wiem. Rano nie dawała nic po sobie poznać. Ale koniec myślenia o tym. Muszę się szybko ogarnąć i wrócić.
Gdy tylko wróciliśmy z całą bandą do domu, od razu szybko pobiegłem na górę. Wszedłem pod prysznic. Ciepły strumień wody działał odprężająco na moje ciało. Czułem jaku całe emocje ostatnich dni mnie opuściły. Boskie uczucie. Po jakiś 15 minutach owinąłem się ręcznikiem i zacząłem szukać jakiś fajnych ubrań. W końcu trzeba się jakoś zaprezentować dziewczynie swoich marzeń, nie?
Szybko wziąłem czarne, obcisłe spodnie z suwakami, białą koszulkę z dekoltem w serek, czarną połyskującą marynarkę. Do tego szare conversy, złoty zegarek i złoty wisiorek. Myślę, że jest okej.
(http://www.polyvore.com/cgi/set?id=91395266&.locale=pl)
Zbiegam na dół, do kuchni gdzie wszyscy siedzą. Liam stoi przy kuchence i robi nam obiad. Mmm, naleśniki. Jestem mega głodny. Żarcie z maka to nie to samo co domowe naleśniki. Przyłączam się do luźnej rozmowy i w końcu dostaję swoją porcję obiadu. Patrzą się na mnie dziwnie gdy dosłownie wciągam naleśniki, jeden po drugim, a później proszę o dokładkę. Gdy już mam odhaczone wszystkie punkty z lisy rzeczy, które kazała mi zrobić Roxi, chcę się zbierać do wyjścia ale patrzę na zegarek pamiętając, że miałem się nie pojawiać wcześniej niż za dwie godziny. Wzdycham ciężko widząc, że będę mógł jechać dopiero za godzinę. I co ja mam teraz robić?
- Jedziecie później do Roxi? – pytam się bandy zgromadzonej przy stole.
- Tak, ale wiesz teraz miała mieć te badania, więc nie ma sensu się spieszyć – odpowiada rzeczowo Liam.
- A może ja sam po nią pojadę i spotkamy się w domu? – pytam, chcąc spędzić z dziewczyną trochę czasu na osobności – Spoko poczekam jeszcze godzinę zanim wyjadę.
- No dobra – wzdycha Zayn.
- Ale ty wariujesz na jej punkcie – uśmiecha się Corny. Próbuje nieudolnie się bronić ale moje wytłumaczenia nie mają sensu więc śmiejemy się wszyscy. Idę się położyć i nastawiam budzik, aby wstać na czas.
Pojechałem do domu tylko dlatego, że jej groźba wydawała mi się nawet realna, a nie chcę, żeby Roxi się od nas wyprowadzała. Nie po tym jak powiedziała, że mnie kocha. A może tylko mi się to śniło? Sam nie wiem. Rano nie dawała nic po sobie poznać. Ale koniec myślenia o tym. Muszę się szybko ogarnąć i wrócić.
Gdy tylko wróciliśmy z całą bandą do domu, od razu szybko pobiegłem na górę. Wszedłem pod prysznic. Ciepły strumień wody działał odprężająco na moje ciało. Czułem jaku całe emocje ostatnich dni mnie opuściły. Boskie uczucie. Po jakiś 15 minutach owinąłem się ręcznikiem i zacząłem szukać jakiś fajnych ubrań. W końcu trzeba się jakoś zaprezentować dziewczynie swoich marzeń, nie?
Szybko wziąłem czarne, obcisłe spodnie z suwakami, białą koszulkę z dekoltem w serek, czarną połyskującą marynarkę. Do tego szare conversy, złoty zegarek i złoty wisiorek. Myślę, że jest okej.
(http://www.polyvore.com/cgi/set?id=91395266&.locale=pl)
Zbiegam na dół, do kuchni gdzie wszyscy siedzą. Liam stoi przy kuchence i robi nam obiad. Mmm, naleśniki. Jestem mega głodny. Żarcie z maka to nie to samo co domowe naleśniki. Przyłączam się do luźnej rozmowy i w końcu dostaję swoją porcję obiadu. Patrzą się na mnie dziwnie gdy dosłownie wciągam naleśniki, jeden po drugim, a później proszę o dokładkę. Gdy już mam odhaczone wszystkie punkty z lisy rzeczy, które kazała mi zrobić Roxi, chcę się zbierać do wyjścia ale patrzę na zegarek pamiętając, że miałem się nie pojawiać wcześniej niż za dwie godziny. Wzdycham ciężko widząc, że będę mógł jechać dopiero za godzinę. I co ja mam teraz robić?
- Jedziecie później do Roxi? – pytam się bandy zgromadzonej przy stole.
- Tak, ale wiesz teraz miała mieć te badania, więc nie ma sensu się spieszyć – odpowiada rzeczowo Liam.
- A może ja sam po nią pojadę i spotkamy się w domu? – pytam, chcąc spędzić z dziewczyną trochę czasu na osobności – Spoko poczekam jeszcze godzinę zanim wyjadę.
- No dobra – wzdycha Zayn.
- Ale ty wariujesz na jej punkcie – uśmiecha się Corny. Próbuje nieudolnie się bronić ale moje wytłumaczenia nie mają sensu więc śmiejemy się wszyscy. Idę się położyć i nastawiam budzik, aby wstać na czas.
Jest 13:40 gdy wychodzę z domu i wsiadam do auta. Trochę
zaspałem ale Roxi się nie wkurzy. Przynajmniej
się nie wyprowadzi, myślę na pocieszenie. Dojeżdżam do szpitala 20 minut
później i od razu kieruję się do dobrze mi znanego pomieszczenia. Otwieram
drzwi i widzę jak dziewczyna stoi przy łóżku i zakłada swoją koszulkę zamiast
tej szpitalnej. Osz kurde, mogłem jej
wziąć jakieś ciuchy na przebranie.
- Ekhem – odkasłuję i czekam aż obróci się w moją stronę.
- Co Styles, widok moich boskich nagich pleców sprawił, że się zakrztusiłeś? – słyszę jej wesoły głos. Nie odwróciła się. Podchodzę więc bliżej, tak, że ręce kładę na jej talii, a brodę opieram o bark.
- Od kiedy się obudziłaś jesteś bardziej sarkastyczna niż zwykle – mówię cicho – Masz już wypis, czy jeszcze trzeba iść coś załatwiać?
- Nie już wszystko okej. Możemy wracać do domu – obraca się i całuje mnie delikatnie. Pogłębiam pocałunek, mocniej chwytając jej biodra i przysuwając ją bliżej. Przygryzam jej wargę po czym delikatnie ją ssę. Dziewczyna wplata ręce w moje loki i delikatnie ciągnie za końcówki. Warczę cicho na co ona się dosuwa.
- Pierwszy tydzień miał być bez mocnych wrażeń – słyszę jej śmiech, gdy przypomina mi o zaleceniach lekarza.
- Tylko testowałem twoją pamięć skarbie – odpowiadam i obejmuję ją w talii.
- Skarbie? – pyta zaskoczona.
- Tak – odpowiadam uśmiechnięty i wychodzimy ze szpitala.
- Ekhem – odkasłuję i czekam aż obróci się w moją stronę.
- Co Styles, widok moich boskich nagich pleców sprawił, że się zakrztusiłeś? – słyszę jej wesoły głos. Nie odwróciła się. Podchodzę więc bliżej, tak, że ręce kładę na jej talii, a brodę opieram o bark.
- Od kiedy się obudziłaś jesteś bardziej sarkastyczna niż zwykle – mówię cicho – Masz już wypis, czy jeszcze trzeba iść coś załatwiać?
- Nie już wszystko okej. Możemy wracać do domu – obraca się i całuje mnie delikatnie. Pogłębiam pocałunek, mocniej chwytając jej biodra i przysuwając ją bliżej. Przygryzam jej wargę po czym delikatnie ją ssę. Dziewczyna wplata ręce w moje loki i delikatnie ciągnie za końcówki. Warczę cicho na co ona się dosuwa.
- Pierwszy tydzień miał być bez mocnych wrażeń – słyszę jej śmiech, gdy przypomina mi o zaleceniach lekarza.
- Tylko testowałem twoją pamięć skarbie – odpowiadam i obejmuję ją w talii.
- Skarbie? – pyta zaskoczona.
- Tak – odpowiadam uśmiechnięty i wychodzimy ze szpitala.
Jechaliśmy w milczeniu aż w końcu postanowiłem przerwać tę
ciszę.
- Wiesz, co do tego co wczoraj powiedziałaś… - zacząłem niepewnie a dziewczyna spojrzała na mnie pytająco – No wiesz, to że mnie kochasz i że ci na mnie zależy. To prawda?
- T-tak – odpowiada z wahaniem – Wiesz ja naprawdę tak myślę i nie widzę sensu aby temu teraz zaprzeczać – teraz jest już pewniejsza.
- To dobrze, bo ja też się w tobie zakochałem. Kiedy byłaś w śpiączce, zrozumiałem, że nie poradziłbym sobie gdybyś odeszła. Rano twoja groźba naprawdę mnie przestraszyła.
- I miała cię wystraszyć. Co ty myślisz, że możesz się głodzić? Człowieku co ci strzeliło do tej pustej łepetyny, że nie chciałeś nic jeść?!
- S-skąd o tym wiesz? – pytam zaskoczony. Zachowuje się tak jakby wiedziała wszystko co się działo gdy „spała”.
- N-no wiesz… - patrzy na mnie zaniepokojona – Harry, musisz mi coś obiecać – mówi.
- Co tylko chcesz – uśmiecham się do niej.
- B-bo ja, ja tak jakby wyszłam ze swojego ciała w czasie tej śpiączki i, i wszystko widziałam. Dlatego wiem dokładnie co robiłeś. I musze przyznać, że to jak spałeś trzymając mnie za rękę było słodkie.
- Ale ten fotel był dość niewygodny – odpowiadam ze śmiechem i dopiero po chwili w pełni docierają do mnie jej słowa – Zaraz! Jak to wyszłaś z ciała?! Co?!
- Proszę nie krzycz – widzę jak Roxi kuli się w fotelu, lekko przestraszona moim wybuchem.
- Przepraszam, po prostu jestem mega zdziwiony. Pierwszy raz coś takiego słyszę.
- No więc tak. Przez 4 dni byłam tak jakby duchem. Wiem, że to dziwne ale naprawdę nie mogłam wrócić do ciała chociaż próbowałam – zaczęła opowiadać – I to było straszne. Mimo, że mogłam przechodzić przez ściany, wędrować sobie gdzie tylko chcę to byłam sama. To było straszne. Bałam się, że zostanę taka na zawsze – po jej policzkach zaczęły spływać łzy, więc zjechałem na bok, zatrzymałem samochód i wziąłem ją w ramiona. Wtuliła się w moją klatę, rękoma ściskając kawałek koszulki.
- I wtedy, przed tym jak się obudziłam spotkałam rodziców. Nawet nie wiesz jak cudownie było ich znów zobaczyć. Babcia też była. Nie powiedzieli mi gdzie się znajdują ani jak tam jest, ale wyglądali na szczęśliwych. Poza tym, powiedzieli mi, że nie mogłam wrócić bo nie uwierzyłam, że jestem wam potrzebna, że ktoś mnie kocha – dokończyła cicho szlochając. Wziąłem jej twarz w dłonie i zmusiłem, aby spojrzała mi w oczy.
- Ja cię kocham – powiedziałem i zacząłem scałowywać jej łzy. Jeden policzek, drugi, aż w końcu przeniosłem się na usta – Wiesz o tym prawda? – pytam puszczając ją.
- Teraz już tak, ale trudno było mi w to uwierzyć – słyszę jej słaby głos, ale mimo łez Roxi się uśmiecha – A i nie dręcz się, że musiałeś tamtego ranka jechać do studia. Na początku byłam zła, ale już ci wybaczyłam.
Roxi dostaje ode mnie jeszcze szybkiego całusa, po czym odpalam silnik i wracam na drogę.
- Więc jutro do szkoły? – pytam się jej.
- Tak i szczerze to nie mogę się doczekać – odpowiada rozpromieniona. Pod dom podjeżdżamy 10 minut później. Gdy stoimy pod drzwiami ze środka słychać krzyki i śmiechy. Rox rzuca mi pytające spojrzenie na co wzruszam ramionami. Otwieram przed nią drzwi teatralnym gestem i z uśmiechem mówię:
- Witaj w domu skarbie.
__________________________________________________________________________________- Wiesz, co do tego co wczoraj powiedziałaś… - zacząłem niepewnie a dziewczyna spojrzała na mnie pytająco – No wiesz, to że mnie kochasz i że ci na mnie zależy. To prawda?
- T-tak – odpowiada z wahaniem – Wiesz ja naprawdę tak myślę i nie widzę sensu aby temu teraz zaprzeczać – teraz jest już pewniejsza.
- To dobrze, bo ja też się w tobie zakochałem. Kiedy byłaś w śpiączce, zrozumiałem, że nie poradziłbym sobie gdybyś odeszła. Rano twoja groźba naprawdę mnie przestraszyła.
- I miała cię wystraszyć. Co ty myślisz, że możesz się głodzić? Człowieku co ci strzeliło do tej pustej łepetyny, że nie chciałeś nic jeść?!
- S-skąd o tym wiesz? – pytam zaskoczony. Zachowuje się tak jakby wiedziała wszystko co się działo gdy „spała”.
- N-no wiesz… - patrzy na mnie zaniepokojona – Harry, musisz mi coś obiecać – mówi.
- Co tylko chcesz – uśmiecham się do niej.
- B-bo ja, ja tak jakby wyszłam ze swojego ciała w czasie tej śpiączki i, i wszystko widziałam. Dlatego wiem dokładnie co robiłeś. I musze przyznać, że to jak spałeś trzymając mnie za rękę było słodkie.
- Ale ten fotel był dość niewygodny – odpowiadam ze śmiechem i dopiero po chwili w pełni docierają do mnie jej słowa – Zaraz! Jak to wyszłaś z ciała?! Co?!
- Proszę nie krzycz – widzę jak Roxi kuli się w fotelu, lekko przestraszona moim wybuchem.
- Przepraszam, po prostu jestem mega zdziwiony. Pierwszy raz coś takiego słyszę.
- No więc tak. Przez 4 dni byłam tak jakby duchem. Wiem, że to dziwne ale naprawdę nie mogłam wrócić do ciała chociaż próbowałam – zaczęła opowiadać – I to było straszne. Mimo, że mogłam przechodzić przez ściany, wędrować sobie gdzie tylko chcę to byłam sama. To było straszne. Bałam się, że zostanę taka na zawsze – po jej policzkach zaczęły spływać łzy, więc zjechałem na bok, zatrzymałem samochód i wziąłem ją w ramiona. Wtuliła się w moją klatę, rękoma ściskając kawałek koszulki.
- I wtedy, przed tym jak się obudziłam spotkałam rodziców. Nawet nie wiesz jak cudownie było ich znów zobaczyć. Babcia też była. Nie powiedzieli mi gdzie się znajdują ani jak tam jest, ale wyglądali na szczęśliwych. Poza tym, powiedzieli mi, że nie mogłam wrócić bo nie uwierzyłam, że jestem wam potrzebna, że ktoś mnie kocha – dokończyła cicho szlochając. Wziąłem jej twarz w dłonie i zmusiłem, aby spojrzała mi w oczy.
- Ja cię kocham – powiedziałem i zacząłem scałowywać jej łzy. Jeden policzek, drugi, aż w końcu przeniosłem się na usta – Wiesz o tym prawda? – pytam puszczając ją.
- Teraz już tak, ale trudno było mi w to uwierzyć – słyszę jej słaby głos, ale mimo łez Roxi się uśmiecha – A i nie dręcz się, że musiałeś tamtego ranka jechać do studia. Na początku byłam zła, ale już ci wybaczyłam.
Roxi dostaje ode mnie jeszcze szybkiego całusa, po czym odpalam silnik i wracam na drogę.
- Więc jutro do szkoły? – pytam się jej.
- Tak i szczerze to nie mogę się doczekać – odpowiada rozpromieniona. Pod dom podjeżdżamy 10 minut później. Gdy stoimy pod drzwiami ze środka słychać krzyki i śmiechy. Rox rzuca mi pytające spojrzenie na co wzruszam ramionami. Otwieram przed nią drzwi teatralnym gestem i z uśmiechem mówię:
- Witaj w domu skarbie.
*Wszystkie zasady wypowiedziane przez lekarza są wymysłem autora i niekoniecznie mają odzwierciedlenie w prawdziwej medycynie :D
No i następuje własnie odwieszenie. Masakra jakaś z tymi moimi wakacjami w tym roku. W lipcu mnie nie było 2 tyg, a teraz wyjeżdżam 9 sierpnia i wracam dopiero 1 września. Także kolejny rozdział mam już napisany i ustawiłam aby opublikował się automatycznie 18.08. :D
W nagrodę za wasze czekanie, odwdzięczyłam się najdłuższym jak do tej pory postem - 4280 słów (8 pełnych stron worda). Ale jak się rozpisałam to mnie wciągnęło.
Komu rozdział się podoba - komentuje.
Komu rozdział się podoba - komentuje.
Boże, ale za wami tęskniłam <333333333333
xoxo Annie
Ja też za tobą tęskniłam!! Ale fajnie opisałaś to jak Roxi była w śpiączce... Uwielbiam to!!!
OdpowiedzUsuńAwwwwwwwww ja też się za Tobą stęskniłam :) Rozdział jest tak cudowny, że aż brak i słów... więc posłużę się już popularnym ashsyuzghcjwsdzxcjas :D Roxi i Harry są tacy mega słodcy :)
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę doczekać się następnego rozdziału :)
Jedno wielkie ŁAŁ! Rozdział jest świetny! Roxi w końcu się wybudziła :) Już nie mogłam się doczekać kiedy to zrobi :) Zgadzam się z dzastką, Roxi i Harry są słitaśni :D
OdpowiedzUsuńaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa nowy rozdział :) Jest genialny! Przez cały czas jak czytałam miałam banana na twarzy :) No i w końcu Roxi się wybudziła ze śpiączki :) Nie wiem czy wytrzymam do 18 sierpnia, ale jakoś będę musiała :)
OdpowiedzUsuńJak napisze jeszcze jeden rozdział, to może wcześniej opublikuje :D
UsuńUśmiecham się do monitora jak głupia po przeczytaniu Twojego rozdziału . Jest genialny.
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać kolejnego :)
Zapraszam do mnie :
http://theory-of-deadman.blogspot.com/
NEM. ;*
My też się za Tobą stęskniliśmy :) Rozdział jest fantastyczny! To jak opisałaś wydarzenia podczas śpiączki Roxi jest świetne! Masz przeogromny talent :) Już czekam na następny rozdział :)
OdpowiedzUsuńGENIALNY rozdział! Roxi i Harry... awwwwwwwww no i jeszcze spotkanie ROxi z rodzicami i babcią :) Świetnie to wszystko opisałaś :)
OdpowiedzUsuńP.S. Przepraszam, że nie skomentowałam poprzedniego rozdziału, ale byłam 2 miesiące nad morzem ze znajomymi i dopiero wczoraj wróciłam, a tam nie miałam dostępu do neta :) A no i tuśka i majka były ze mną więc pewnie niedługo też nadrobią zaległości na Twoim blogu :)
Yeeeaah rozpakowałam się, odpoczęłam i od razu weszłam na Twojego bloga nadrobić zaległości :) Te dwa rozdziały są świetne! jestem pod wrażeniem tego jak to wszystko opisujesz, jakbyś sama to przeżyła :)
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę się doczekać następnego rozdziału :)
Ja też już się ogarnęłam i zaczynam nadrabiać wszystkie zaległości odnośnie rozdziałów :) Naprawdę rozdziały są świetne :) Masz przeogromny talent pisarski :):)
OdpowiedzUsuńChyba daaaaaawno nie komentowałam, ale hm... szoła, chłopak, troszkę czasu schodzi ;) przyznam, że też nie czytałam, więc nawet się zdziwiłam, że mam tylko jeden zaległy rozdział :)
OdpowiedzUsuńTAK! Podoba się <3 I tak się cieszę, że nareszcie mogą być razem na normalnych zasadach :) Na trzeźwo itd...
No i zalecenia troszkę niemedyczne są, ale i tak urealniają opowiadanie- świetnie to rozegrałaś! :)
Czekam na kolejny i to z taaaaaką niecierpliwością! <3
Rozdział jak zawsze świetny. Tekst do Harrego ten o nekrofilii był cudowny hahahaha:D
OdpowiedzUsuńUwielbiam twojego bloga, mam nadzieję, że szybko nie zakończysz go pisać:*
P.S. Zostałaś nominowana do Liebster Award :) Więcej informacji :
[http://visit-universe.blogspot.com/2013/08/liebster-award.html]
Pozdrawiam :)
Pisz dalej. Już! <3
OdpowiedzUsuńFajnie.. 18 sierpnia??
OdpowiedzUsuńTo powinno być już około 20 rozdziałów!!! :/
Flo.
kiedy bedzie nowy ? a i genialne nie moge sie doczekac kolejnego o ile bedzie kolejny licze na cb :* :* :) :p
OdpowiedzUsuń