sobota, 26 stycznia 2013

20 „Położyłam się na trawie z nadzieją, że już nigdy się nie obudzę.”

[muzyka Jason Walker - Echo] *włączcie ponownie jak się skończy xd*


W szkole ostatnio zrobili sobie chyba jakiś konkurs, którego tematem przewodnim było: „Kto wymyśli sposób aby zmusić Roxanne do płaczu”. No dosłownie prześcigają się z tymi pomysłami. Ciekawe czy wymyślili już jakąś punktacje, np. 3pkt gdy zaciskam pięści, 5 pkt za wyprowadzenie mnie z równowagi, 7 pkt gdy wychodzę trzaskając drzwiami, 10 pkt gdy nie wiem co odpowiedzieć i UWAGA! nagroda główna, 50 pkt za łzy w moich oczach.
Torba wywalona przez okno? Czemu nie?
Wyzwiska i popychanie to już rutyna. Ale teraz doszło do tego jeszcze plucie na mnie kulkami papieru. Ja się kurwa pytam „Co To do jasnej cholery ma być?”. Wczoraj po rozmowie z Harrym uspokoiłam się na tyle, że nic głupiego nie przyszło mi do głowy. On jest naprawdę świetny, samymi słowami potrafi sprawić, że zapominam o problemach.
Dzisiaj już czwartek. Jeszcze dwa dni i Londynie strzeż się. Już się nie mogę doczekać. Oderwę się od tych wszystkich trosk i zmartwień. Teraz wf.
 - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

Ja pierdolę! Nie! Nie! I jeszcze raz NIE! Do tej pory wf był jedyna lekcją na której mogłam od nich odpocząć ale wszystko się zmienia. Z powodu, że nie ćwiczę, siedziałam sobie spokojnie na ławce z słuchawkami na uszach. Nie zwracałam uwagi co dzieje się na boisku, gdzie reszta miała rozgrzewkę z piłkami. Nawet nie zauważyłam kiedy nauczyciel wyszedł, a ja dostałam w głowę. Piłką od kosza to naprawdę boli, szczególnie gdy ktoś rzuca świadomie i z pełna siłą. Aż zakręciło mi się w głowie. Myślałam, że ty tylko jednorazowe, ale się myliłam.
Cała klasa ustawiła się wokół mnie i gra się zaczęła.
- Co tam ćpunko?
- Dziś w pełni przytomna?
- Myślisz, że jesteś fajna, bo włączyłaś ten alarm przeciwpożarowy?
- Haha, chciałaś się nam podlizać?
- Taaa, kretynka. Myślisz, że dzięki temu zrezygnujemy z zabawy? Haha, otóż wyprowadzę cię z tego błędu: MY NIGDY NIE ODPUŚCIMY – Chris głośno i wyraźnie powiedział ostatnie zdanie, akcentując każde kolejne słowo.
- Weź najlepiej idź się pociąć, czy zapalić, a może idź po browara.
- Zamknijcie ryje! Nic o mnie nie wiecie! Gówno was powinno interesować moje życie ale widać, że nie macie nic ciekawszego do roboty od wtrącania się w prywatne sprawy! A co do alarmu to nie ja go włączyłam.
- Nie ty? Pyskujesz i do tego kłamiesz? Haha pożałujesz! – nie zauważyłam kiedy znów oberwałam z piłki. Po chwili podszedł do mnie Chris i powiedział z obleśnym uśmiechem:
- Na kolana i do pana suko.
- Chyba śnisz – odpowiedziałam i splunęłam prosto na jego twarz, którą miałam ochotę poozdabiać kilkoma ranami po pile mechanicznej. A on? Otarł twarz ręką i uderzył mnie w twarz.
- Doigrałaś się! – krzyknął i zaczął mnie bić. Najpierw okładał mnie pięściami po ramionach i brzuchu, starannie omijając twarz. Nie chciał zostawić śladów. Po jakiejś chwili nie byłam w stanie utrzymać się już na nogach. Czułam się bezsilna. Opadłam na ziemię, mocno uderzając o asfalt boiska, a on zaczął mnie kopać. Z ust poleciała mi krew gdy któryś raz z kolei dostałam w brzuch.
Nauczyciel przyszedł dopiero pięć minut później gdy leżałam na boisku bez sił. Na szczęście zobaczył Chrisa, który zadawał mi „ostatni cios” i zabrał go od razu do dyrektora.
- To wszystko przez ciebie suko! Pożałujesz! – usłyszałam z jego ust zanim zniknął za drzwiami do szkoły. Próbowałam wstać ale przy zawrotach głowy jakie miałam było mi bardzo ciężko. Plując krwią jakoś doczołgałam się do gabinetu pielęgniarki.  Przeraziła się gdy mnie zobaczyła, w sumie jej się nie dziwie. Stałam w drzwiach cała w kurzu, ziemi i krwi, z potarganymi włosami, spuchnięta twarzą, ogólnie wyglądałam strasznie.  Czułam się jak wrak człowieka, tylko tyle po mnie pozostało. Spędziłam u niej półtorej godziny, a  później niestety musiałam iść do dyrektora który chciał porozmawiać o „zaistniałej sytuacji”.
- Usiądź proszę – powiedział gdy przekroczyłam próg jego gabinetu i wskazał na krzesło na którym siedziałam wczoraj – Coś często się ostatnio widzimy – próbował chyba zażartować ale widząc moją minę szybko się zamknął.
 - Po co mnie pan wezwał? – zapytałam.
- Musimy sobie wyjaśnić kilka spraw.
- No więc słucham.
- Przed chwilą zakończyłem rozmowę z Chrisem – spojrzał na mnie pytając spojrzeniem, czy wiem o kogo chodzi, kontynuował dopiero gdy pokiwałam głową – No więc oczywiście nie ujdzie mu to na sucho ale… - zawiesił na chwile głos.
- Ale? – zapytałam. „Jakie kurwa on może mieć do tego ale?”
- Ale on stwierdził, że to ty go sprowokowałaś. Wiem, że takie zachowanie jest karygodne i zostanie on odpowiednio ukarany. Pytałem się kilku osób, które były na boisku w tym samym czasie i wszyscy potwierdzili jego wersje – „A to pierdolona męska dziwka” pomyślałam – Myślę, że tygodniowa pomoc w bibliotece będzie dla ciebie wystarczającą karą.
Zaraz, chwila, czy on właśnie mnie ukarał? Czy on właśnie powiedział, że mam siedzieć przez tydzień i segregować książki, których i tak nikt nie czyta? To są chyba jakieś jaja.
- No to myślę, że wszystko sobie wyjaśniliśmy. Możesz iść do domu, powinnaś chyba odpocząć. A szczegóły twojej pomocy w bibliotece omówimy kiedy indziej.
Wstałam z fotela i podeszłam do drzwi. Z trudem zwalczyłam ochotę aby trzasnąć nimi z całej siły. Jak on śmie mi to robić? To, że ojciec Chrisa ma wpływy w mieście nie znaczy, że temu skurwysynowi powinno wszystko uchodzić na sucho. Taka kurwa sprawiedliwość. Na początku miałam zamiar wrócić do domu, wziąć długą kąpiel i zastanowić się nad zemstą, ale zmieniłam zdanie. Udałam się nad jeziorko i z zarośli wyciągnęłam moja „przyjaciółkę”. Usiadłam nad wodą.

Zrobiłam pierwsze cięcie. Tym razem nie zastanawiałam się nad nim długo.

Drugie cięcie. Oni grają w jakąś chora grę, której zasad sami nie rozumieją.

Trzecie cięcie. Może chodzi o to, że chcą zobaczyć gdzie leży kres mojej wytrzymałości?

Czwarte cięcie. Dlaczego właśnie ja?

Piąte cięcie. Czy kiedykolwiek dadzą mi spokój i będę mogła przejść normalnie szkolnym korytarzem?

Szóste cięcie. Wiem, że mam dziwne marzenia ale chciałabym tak móc.

Siódme cięcie. A co jeżeli oni tyko chcą zobaczyć jak płaczę? Bo mimo tego wszystkiego co mi zrobili, nie uroniłam w ich obecności ani jednej łzy.
Teraz druga ręka.

Ósme cięcie. Może to ich wkurza? Nie potrafią zmusić mnie do płaczu. Nie mogą zobaczyć, że mnie złamali.

Dziewiąte cięcie. Mam tego po prostu dosyć. Już nie daję rady.

Dziesiąte cięcie. Harry powiedział, że zasługuję teraz tylko na szczęście. Gdzie się ono podziało? Obiecał, że nie pozwoli mi cierpieć!

Jedenaste cięcie.  Ta krew jest uspokajająca.

Dwunaste cięcie. Ała! Cholera! Chyba zbyt głęboko!

Siedziałam i patrzyłam na moje serce. „Co ja zrobiłam?” Krew spływała po moich nadgarstkach szybkim tempem. „Kurde, przecież miałam iść jutro z Corny na zakupy, a w takim stanie to będzie z lekka problemem” Czułam się słaba i zmęczona. Położyłam się na trawie z nadzieją, że już nigdy się nie obudzę.
- - - - - - - - -

Szłam przez ciemny las. Było zimno i padało. Otaczała mnie mgła.
- Harry gdzie jesteś?! – wołałam przyjaciela. Szukałam go w tym lesie. Tyko dlaczego? Przecież on jest w Londynie. Nie ma żadnej szansy, że mnie uratuje, że się tutaj pojawi – Harry! To nie jest zabawne! Wyłaź natychmiast!
To było dziwne. Wiem, że go tu nie ma, a jednak nadal wykrzykuję jego imię. Nagle usłyszałam za sobą szelest liści i kroki. Ciche, jakby ktoś się skradał. Zaczęłam uciekać. Liście i gałęzie smagały moja twarz gdy biegłam w nieznanym kierunku. Kroki cały czas były za mną. Jeszcze chwila i mnie złapią! Potknęłam się o wystający korzeń i upadłam. Nie zwracając uwagi na ból w kostce szybko wstałam i biegłam dalej. Chciałam jak najszybciej się stąd wydostać. Las mnie przerażał. Drzewa wyglądały jakby miały duszę i jakby kontrolowały wszystko wokół. Bałam się. Nadal słyszałam kroki podążające moim śladem, tylko teraz były wyraźne i głośne. Wybiegłam na polanę, na środku której stał mały, drewniany domek. „Uff, może ktoś tam będzie” Gdy chciałam wbiec na pierwszy schodek…
________________________________
Szkoda, że straciłam obserwatora ale dla tych co ze mną są i czytają moje wypociny:
KOCHAM WAS


niedziela, 20 stycznia 2013

19 „Może mnie kurwa jak bohatera narodowego zaczną jeszcze traktować?”




„Nowy dzień to nowa historia. Pytanie tylko dobra czy zła?”

Znów się czepiają. Powoli wykańcza mnie to psychicznie. Wiecie jak to jest? Codziennie ktoś cię obraża, wypomina ci jaka jesteś beznadziejna, nic nie watra. Na początku się temu sprzeciwiasz, bo wiesz, że to nieprawda ale po jakimś czasie zaczynasz zadawać sobie pytanie: „A może mają rację?”. Uwierzyć tym pieprzonym dupkom to chyba najgorsza rzecz jaką można zrobić. Ja właśnie znajduję się w takim punkcie. Jestem świadoma sytuacji wokół mnie ale nie mogę wyrzucić „tego” pytania z głowy. Wiem, że nie powinnam zwracać uwagi na ich słowa ale nie potrafię, to boli. To jest silniejsze ode mnie.  Zaczynam wierzyć, że jestem gruba, brzydka, beznadziejna, że jestem śmieciem. A wiecie co jest najgorsze? Że słyszę to od osób, które kiedyś były przy moim boku i mnie wspierały, to z nimi dzieliłam się tajemnicami i marzeniami. Byli moimi przyjaciółmi, przynajmniej tak sądziłam. Ufałam im. Znów dostałam kulką papieru we włosy. Niezbyt przyjemnie się je później wyplątuje.
- Przepraszam, mogę wyjść do toalety? – zapytałam się nauczyciela. Nie wytrzymam tu już dłużej, musze wyjść chociaż na chwilkę. Pan Backer pokiwał głową. Wzięłam ze sobą torbę, bo po pierwsze bałam się zostawić ją w klasie z tymi, tymi osobami, a po drugie miałam tu towar. Niby niebezpiecznie nosić go do szkoły bo w razie gdyby gliny z psami przyszły to bym wpadła. Uwierzcie mi, że czasem tu przyjeżdżają, bo szkoła nie należy do tych najlepszych i jest tu kilku kryminalistów, ale oni są dla mnie milsi niż „przyjaciele”. Weszłam do toalety i zablokowałam drzwi. Postawiłam torbę na ziemi i stanęłam przed lustrem. „Dlaczego ja?” - zapytałam sama siebie. „Czy naprawdę aż tak mnie nienawidzisz? Dlaczego mi to robisz? Przecież się staram.” – podniosłam oczy do góry i przez chwilę wpatrywałam się w sufit próbując znaleźć tak jakąś odpowiedź.  Wzięłam dwie tabletki, tak na dobry początek dnia, ale nie pomogły. Powinny działać od razu. Dziwne no ale cóż na szczęści mam jeszcze coś.  Dawno tego nie robiłam ale trudno. Z małej, dobrze ukrytej kieszonki wyciągnęłam skręta. „On mi pomoże się wyluzować” Zapaliłam i powoli się zaciągnęłam.  „Taaak, od razu lepiej”  Nigdzie mi się nie spieszyło. Gościu od maty na pewno zapomniał, że wyszłam. Haha, żal mi typa, jest tak nieogarnięty, że uczniowie wchodzą mu na głowę, a poza tym miałam dobrze opanowaną sztukę „bycia niewidzialną”. Sprawdzała się przynajmniej do czasu. Z każdym kolejnym buchem czułam się lepiej. Po 20 minutach wyszłam z wc. Gdy szłam do klasy włączył się alarm przeciwpożarowy. „FUCK!” zostawiła niedopałek na umywalce.  Szybko po niego pobiegłam i spuściłam w toalecie, następnie zbiegłam na dół do swojej klasy, która już stała przed szkołą.  Na schodach tłoczyło się pełno ludu przepychającego się w stronę wyjścia. Moja klasa krzywo na mnie patrzyła. Chyba myślą, że specjalnie uruchomiłam alarm. Na kilku twarzach dostrzegłam uśmiech. WOW! Uśmiechają się do mnie? Może mnie kurwa jak bohatera narodowego zaczną jeszcze traktować? Mnie ta sytuacja niezbyt odpowiada. Będę mieć przesrane jak dowiedzą się, że to moja wina. Oby nie bawili się z Holmes’a i tego nie wydedukowali. Mam nadzieję, że są na tyle głupi aby nie obejrzeć nagrań z kamer i nie powiązać mojej obecności w wc z alarmem. Błagam oszczędźcie mnie.  Po całej długiej i nudnej godzinie mogliśmy nareszcie wrócić do szkoły. Mieliśmy polski gdy zostałam zaprowadzona przez sekretarkę  do gabinetu Dyrka. A właściwie wyciągnięta siłą. Bałam się.
- Proszę siadaj – powiedział łagodnie dyrektor wskazując na niewygodne krzesło po drugiej stronie biurka, a sam usiadł na skórzanym fotelu. Przypominał wyglądem starszego miłego pana. Czubek głowy, u większości mężczyzn w jego wieku łysy, był pokryty gęstą siwizną. Na nosie miał duże kwadratowe okulary. Ubrany był w brązowe spodnie i oliwkowy sweter.
- O co chodzi? – zapytałam. Zawsze zastanawiało mnie, czemu po tej stronie biurka czuję się taka małoważna, winna, bezwartościowa, a gdy natomiast siedziałabym po drugiej stronie, byłabym panem sytuacji. Może po to właśnie wymyślili te przeklęte meble.
- No wiec, przejrzeliśmy kamery i na jednym z nagrań jesteś ty – powiedział, a ja mnie oblał zimny pot – Spędziłaś tam całe 20 minut. Co zajęło ci tak dużo czasu?
- No więc… Ja… um… - „szybciej Rox, wymyśl coś” poganiałam się w myślach. Naprawdę nie mogłam pozwolić aby dowiedzieli się że to moja wina, bo no cóż Pani Magda nie byłaby zadowolona. Miałam już niczego nie odwalać – No bo ja, miałam grubszą potrzebę – dokończyłam rumieniąc się. Lepszego kłamstwa na tą chwilę nie byłam w stanie wymyślić. Dyro czujnie zmierzył mnie wzrokiem po czym wybuchnął niepohamowanym śmiechem.
- Haha, naprawdę? Hahahahahaha D-d haha Dobre. Hahaha Pierwszy raz haha coś haha coś takiego słyszę hahahahahahaha.
Uspokoił się dopiero po jakiś długich 5 minutach.
- Ale, czy mógłby pan nikomu tego nie powtarzać? – zapytałam – To trochę, a nawet bardzo żenujące – skoro już i tak musiałam dalej pociągnąć to kłamstwo to lepiej, żeby nikt się o tym nie dowiedział.
- Ah tak, rozumiem – pokiwał współczująco głowa – Dobrze dziecko to zostanie miedzy nami.
- Uff, bardzo panu dziękuję – powiedziałam. Dziecko? Jakim prawem mówi on do mnie „dziecko”? Czy ja wyglądam jak dziecko? Zachowuję się jak ono? Kurde! Mam 17 lat, już prawie dorosła jestem!
- Dobrze, w takim razie nie będzie cie już dłużej przetrzymywał, możesz iść – powiedział wstając, po czym odprowadził mnie do drzwi.
Ok, udało się. Miałam ochotę skakać z radości, ze mi się upiekło ale zamiast tego grzecznie wróciłam do klasy., gdzie czekały na mnie ciekawskie spojrzenia.”Taaa… Popatrzcie sobie i podziwiajcie moja wspaniałą i skromną osobę” – pomyślałam z sarkazmem. Jak ja nienawidzę mojej klasy, szkoły. To jest po prostu jedna, wielka maskara. Patrzą się ukradkiem, a gdy podniosę wzrok odwracają głowy. Tchórze.

Po południu zadzwonił do mnie Harry:
- Hej – powiedział delikatnie. Jak ja kocham jego głos z ta lekką chrypką.
- Cześć, co tam? – zapytałam radośnie. Cieszyłam się ze do mnie zadzwonił. Nadal boję się, że znów mnie zrani.
- A nic nowego. Masz pozdrowienia od chłopaków.
- Aww, dzięki. Weź ich także pozdrów. Co robicie?
- Zaraz mamy wywiad ale chciałem jeszcze do ciebie zadzwonić, bo później nie będę miał pewnie czasu. A poza tym chce pogadać.
- Mam się bać? – zapytałam z udawanym przerażeniem.
- Czego? – ach ten nieogarnięty Hazza.
- No tej rozmowy. To tak poważnie zabrzmiało – próbowałam zażartować.
- Haha, nie. Co porabiasz?
- A siedzę sobie i rozmawiam z pewnym chłopakiem.
- Mam być zazdrosny?
- Mówię o tobie głupku – zaśmiałam się.
- A no tak, przecież wiedziałem. Jak w szkole? Coś ciekawego?
- O tak – powiedziałam z sarkazmem – Mieliśmy dzisiaj alarm przeciwpożarowy.
- Serio? Haha i jak było? Prawdziwy pożar czy komuś się nie chciało siedzieć na lekcji?
- Raczej to drugie.
- Wiesz już komu się nudziło?
______________________________________________
Witam i pozdrawiam. Mam nadzieję ze się podobało. :D
1. Mogę liczyć na 7 komentarzy?
2. Rozdział nawet mi się podoba ale czekam na wasze opinie.
3. Dedykacja dla  Mrs. Tomlinson oraz Madzi, którą informuje na twitterze.
4. Jak wam sie podoba to dodawajcie do obserwatorów, a tych, którzy chca byc powiadamiani o nowych rozdziałach zapraszam tu <klik>
5. Na wasze blogi wejdę i skomentuje ale dopiero od 08.02, bo wtedy zaczynam ferie. Spam się nie liczy.
Do za tydzień (jak mnie zmotywujecie to może nawet szybciej) ♥

aaaa ale się jaram tą akcją co była na twitterze #PolandNeedsTMHTour <3333

sobota, 12 stycznia 2013

18 „Chciałabym być taka beztroska”



Weekend zleciał mi na nauce. Mamy zapowiedzianych naprawdę wiele sprawdzianów, a ponieważ mam duże zaległości z materiałem to zajmuje mi naprawdę dużo czasu zanim coś zrozumiem. Pociesza mnie tylko to, że w piątek jadę do chłopaków, do Londynu. Już się nie mogę doczekać, bo będę mogła zobaczyć się też z Corny. Rozmowy przez telefon to nie to samo co twarzą w twarz. Dzisiaj w szkole było bardzo spokojnie. Część przerw spokojnie przesiedziałam w bibliotece i w toalecie. Wszyscy jeszcze zamulali po niedzielnych melanżach. Obyło się bez wyzwisk, zabierania rzeczy, popychania, a ja przetrwałam bez leków. Dzisiejszy dzień zaliczam do naprawdę udanych. Zobaczymy jednak co przyniesie jutro.
- - - - - - - - - - -  - - - - - -  - - -  - - - - -  - - - -  - - -  - -
Nie no! To już szczyt wszystkiego! Zrozumiem dokuczanie, wyzwiska, popychanie czy nawet plucie, bo do tego się już przyzwyczaiłam ale nie TO! Wywalili mi torbę przez okno, z 2 piętra! Chuj z tym, ze nauczyciel był w klasie i wszystko widział, a nic nie zrobił! Co za debile!  Podeszłam do Chrisa i wzięłam jak największy zamach, po czym zdzieliłam mu z liścia prosto w ten uśmiechnięty ryj. Aż zabolała mnie ręka. 
Następnie szybko zebrałam resztę rzeczy leżących na ławce i opuściłam klasę, głośno trzaskając drzwiami. Nie miałam ochoty siedzieć wśród skurwysynów. Sorki za słownictwo ale są sytuację w których zwykłe „kurwa” nie wystarcza. To co oni robią to.. ludzkie pojęcie przechodzi i jeszcze kurwa tupie. Dzisiaj naprawdę przegięli!  Jestem tak wkurwiona, ze za chwilę coś rozwalę. Najlepiej gdyby to był ryj tego idioty ale nie chcę wracać do szkoły.

Znów poszłam nad jezioro. Wzięłam do reki żyletkę i długo się w nią wpatrywałam zanim zrobiłam pierwsze cięcie. Zawsze ono jest dla mnie najgorsze. Zawsze zastanawiam się „czy na pewno?”. Dalsze to już rutyna. Krew spływała po moich nadgarstkach , barwiąc zieloną trawę na ciemny czerwony kolor. Piękny widok. Ta głęboka czerwień potrafi mnie uspokoić, tak samo jak pieczące nadgarstki i wyraźny puls jaki na nich odczuwam. Siedzę i myślę o moim życiu. O wszystkich błędach, które popełniłam, o wszystkich tych, których straciłam, o wszystkich, którzy życzyli mi śmierci. Ogarnęłam się dopiero po jakiś 4 godzinach.

Wróciłam do domu i położyłam się na podłodze. Curly chyba od razu wyczuł, że coś jest nie tak. Podbiegł i zaczął lizać mnie po twarzy, to zawsze mnie rozbawiało.
- Haha, przestań! - zaśmiałam się. Poczułam się lepiej. Nadal byłam zdenerwowana ale już trochę mniej. Poszłam zaparzyć sobie herbatę i gdy czekałam aż woda się zagotuje  streściłam labladorkowi cały dzień.
Usiadła przed telewizorem i zaczęłam oglądać „Wredne Dziewczyny”, znałam to już na pamięć ale fajnie jest pocieszyć się tym, że nie tylko ja jestem gnębiona. Zadzwonił telefon.
- Halo? – odebrałam.
- Hej co tam porabiasz? – usłyszałam wesoły głos Corny.
- Hej – przez chwilę zastanawiałam się co powiedzieć. Okłamać ja jak to robiłam do tej pory, czy streścić jej ten dzień. Zawahałam się na moment lecz wybrałam drugą opcję – U mnie ok. A ty jak się trzymasz?
- A wiesz – zaczęła – Wybieram się na randkę z Niallem! – jej wesoły głos zabrzmiał w słuchawce.
- O gratulację! – powiedziałam naprawdę szczęśliwa. Okazało się ze miałam racje. Haha od razu poprawił mi się humor gdy słyszałam jak o nim mówi i jak jara się tą randką. Uśmiechnęłam się do siebie. Chciałabym być taka beztroska.
- A tak w ogóle to kiedy będziesz w Londynie? – głos Corny przywrócił mnie do rzeczywistości.
- No mam zamiar przyjechać w piątek.
- A co powiesz na zakupy?
- Z Tobą? Bardzo chętnie. Muszę uzupełnić szafę. – powiedziałam. Naprawdę miałam tylko kilka pasujących na mnie ciuchów. Wszystkie inne były o wiele za duże. Spodnie musiałam mocno „ściągać” paskiem. Nie miałam za bardzo czasu ani ochoty aby chodzić samemu po sklepach.
- To super. Czyli jesteśmy umówione.
- No raczej. Idziemy od razu po moim przyjeździe?
- O ile nie będziesz zbyt zmęczona.
- Na zakupy? Nigdy. Tylko mam jedno pytanie.
- Tak?
- Będę mogła zostawić u Ciebie torbę? Bo nocuję u chłopaków, a jak tam wcześniej pójdę to pewnie mnie nie wypuszczą.
- Haha nie ma sprawy – powiedziała Corny. Rozmawiałyśmy jeszcze trochę aż w końcu Niall po nią przyszedł. Trzymam kciuki i życzę powodzenia.

W nocy miałam same koszmary. Tym razem szłam po schodach, w dół i w dół. Nie było widać końca. Wokół mnie panowały egipskie ciemności w których wydawało mi się, że widzę cienie przemykających ludzi i oczy spoglądające prosto na mnie. Słyszałam szmery ale nie potrafiłam zidentyfikować kierunku z którego dochodziły. W końcu stanęłam przed drzwiami. Duże, stalowe, wytrzymałe drzwi. Niepewnie nacisnęłam klamkę obawiając się tego co zobaczę. Spodziewałam się wszystkiego ale nie zombie. Zombie, z twarzami moich rodziców, Corny, babci, Harrego i chłopaków. Obok stał Chris, w normalnych ciuchach, z ludzką twarzą i uśmiechał się szyderczo. Obudziłam się z krzykiem, cała zapłakana. Ich twarze, ich oczy patrzyły się na mnie takim pustym wzrokiem.

Nowy dzień to nowa historia. Pytanie tylko dobra czy zła?

___________________________________________
Mam nadzieję, że nie będziecie bardzo złe za to, że znów Roxi przeze mnie cierpiała. Taka akcja będzie toczyć się do 22 rozdziału w którym... no właśnie przekonacie się za jakiś czas. 
Macie już ferie? moje zaczynają się dopiero 08.02 i do tego czasu rozdziały będą się pojawiać w soboty po południu. Dziekuję też za linki od komentarzami. Objecuję odwiedzić, przeczytać i szczerze skomentować wasze blogi ale dopiero gdy będę mieć ferie. Teraz nie mam czasu i prawie w ogóle nie ma mnie na necie. 
Liczę na wasze komentarze bo one naprawdę motywują <3
Rozdział dedykuje: Mrs.Styles i @avv_directioner <3

sobota, 5 stycznia 2013

17 „Mała nie martw się. Tym razem nic nas nie rozdzieli.”



Tydzień minął mi dosyć szybko. W szkole byłam wyśmiewana i hejtowana, a w domu komplementowana i rozbawiona. Chłopcy wprowadzili do mojego życia więcej śmiechu i radości i w tak krótkim czasie zdążyłam się do niech przywiązać. W szkole wredność ludzi z mojej klasy  wzniosła się na wyższy poziom. Przed lekcjami brałam silne leki uspokajające (co ja bym bez ciebie zrobiła, Nick? <3). Pomagały mi one przetrwać lekcje.  W domu chłopcy strasznie wariowali. Zachowywali się jak dzieci, ale można było się z nich przynajmniej pośmiać. Często nagrywaliśmy głupie filmiki. Nie zdążyłam się nimi nacieszyć, a już nadszedł czas wyjazdu. Oczywiście codziennie kontaktowałam się z Corny. Raz przyłapałam blondyna jak rozmawiał z nią na Skypie, sam. Chyba coś się między nimi kroi. Już się nie mogę doczekać w jakim kierunku rozwinie się ich znajomość.
No cóż, jak już wcześniej wspomniałam chłopcy dziś wracają do Londynu. Z jednej strony się cieszę, bo nie będę musiała już ich okłamywać, a z drugiej jest mi przykro, że nie będę miała do kogo wracać i w domu będzie cisza. Boja się także czy kontakt z Harrym znów się nie urwie. Na pewno będę starała się z całych sił aby do tego nie dopuścić.
Stoję właśnie przed domem Loczka, a chłopcy pakują swoje bagaże do auta. Nie wiem po co na tydzień zabrali ze sobą aż tyle walizek, dobrze że są busem, bo żaden bagażnik w autach osobowych nie pomieściłby aż 8 dużych walizek i 3 plecaków. Pod nogami plącze się Curly (piesek nie Harry xd) i głośno szczeka. Przynajmniej on jeden ze mną zostanie i będę miała się komu zwierzyć i nie będzie mnie osądzał. Harry sprawił mi naprawdę dobry prezent nawet o tym nie wiedząc. Chłopcy już skończyli „załadunek” i staliśmy w kompletnej ciszy patrząc na siebie nawzajem.
- Oj no chodź tu! – pierwszy przełamał się Louis i mocno mnie przytulił, a właściwie zaczął dusić.
- Tulimy! – wykrzyknął Niall i teraz dusili mnie całą piątką.
- Um… Chłopaki… Puszczajcie! – wykrzyknęłam bo zaczynało mi już brakować tlenu.
- Jak nie chcesz to nie, ale pamiętaj, że nie każdy ma zaszczyt zostać przytulonym przez zajebistego Malika – powiedział obrażony Zayn i odwrócił się tyłem – Foch forever.
- Ej, nie gniewaj się tak. Ja tylko chciałam żebyście przestali mnie dusić – podeszłam, przytuliłam mulata i powiedziałam – No już, odfochaj się.
- Haha, „odfochaj”? Serio? – zaczął się śmiać.
- No co? – powiedziałam, a wszyscy się na mnie patrzyli – Nigdy tak nie mówiliście?
- Ymm… Nie, ale podoba mi się – uśmiechnął się Harry.
- No, jedyny normalny – stwierdziłam.
Wyściskaliśmy się i chłopcy wsiedli do busa.
- Mała nie martw się. Tym razem nic nas nie rozłączy – powiedział Harry widząc moją smutną minę.
- Oby, bo się do Ciebie przejdę i skopę Ci ten sławny tyłeczek – odpowiedziałam.
- Zapomniałaś dodać „seksowny” – zaśmiał się Harry, a z fotela kierowcy rozległ się krzyk Louisa:
- Ejj! Jego tyłeczek należy do mnie!
Chwile później odjechali. Nie miałam ochoty na łzawe pożegnanie dlatego starałam się być silna. Teraz też nie pozwoliłam sobie na uronienie łez. Pocieszająca była wiadomość, że w następny weekend to ja jadę ich odwiedzić. Już się nie mogę doczekać. Zobaczę chłopców, Corny i Londyn! Gdy tylko przekroczyłam próg domu zadzwonił telefon.
- Halo? – odebrałam, po drugiej stronie natychmiast rozległy się wrzaski i śmiechy.
- No hej. Co tam? Już tęsknisz? – zaczął Harry – tylko nie płacz. Nie płacz! Następnym razem przywieziemy chusteczki – to był chyba Zayn – I marchewki! I jedzenie! To ja wezmę swojego żółwia! – wykrzykiwali kolejno Louis, Niall i Liam. Domyśliłam się tego bardziej po treści niż po głosach – Roxi jesteś tam? Boże! Roxi wiemy, że tęsknisz ale nie rób nic głupiego! Nie! Zejdź z tego mostu! Jesteś tam? – nadawali w takim tempie, że nawet nie próbowałam zrozumieć do kogo należy dany głos. - A ja to bym coś zjadł – podsumował wszystko Niall.
- Jestem, jestem. Ale nie krzyczcie tak, bo ogłuchnę – zaśmiałam się – A co do jedzenia…
- Jedzenieeeeee! – przerwał mi Horan.
- Tak Niallerku jedzenie – z nimi trzeba postępować jak z dziećmi – to jeżeli o nie chodzi, zostawiłeś tu swoje chipsy, 2 batony i żelki – powiedziałam.
- O NIE! Chłopaki zawracamy! Szybko! Bo jeszcze mi coś zje! – blondyn zaczął wykłócać się z Louisem żeby wracać do Holmes Chapel.
- Weź się ogarnij! – krzyknął na niego Liam – kupie ci nowe, świeżutkie, prosto z supermarketu.
- Ale ja chcę MOJE! – Horan nie dawał za wygraną.
- Jak dzieci. Dosłownie – powiedziałam.
- Roxi na razie jedzenie zostaje u Ciebie, ale masz go nie ruszać! Jak przyjedziemy następnym razem to je zjem! Calutkiee! – Niall się chyba rozmarzył. Widać Liam musiał mieć bardzo dobry argument żeby przekonać naszego miłośnika wszystkiego co jadalne do tego, aby mogli w spokoju wrócić do Londynu.
Rozmawialiśmy prawie godzinę ale w końcu musieliśmy się pożegnać. Chłopcy dojechali pod dom i pisk fanek wszystko zagłuszył.  Nie wiem jak oni to wytrzymują, ja już dawno straciłabym słuch. Postanowiłam wziąć długa, relaksującą kąpiel. Później zrobiłam sobie tosty i usiadłam przed telewizorem. Na kanapę władował mi się Curly. Pokochałam tego pieska. Teraz leżał obok mnie i razem oglądaliśmy jakąś operę mydlaną. Nie rozumiem jak w piątek wieczorem mogą puszczać akie badziewie. Chyba jasne, ze człowiek chciałby coś normalnego obejrzeć. Nawet nie wiem kiedy usnęłam.
 - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -  - - -
W nocy obudził mnie huk. Za oknami szalała burza. Wtuliłam się mocniej w pieska, który cały czas przy mnie leżał. Nigdy nie przepadałam za burzami, a już szczególnie gdy jestem sama w tak dużym domu. Cienie odbijają się od ścian i sprawiają wrażenie jakby w Twoim domu czaili się mordercy, a huk piorunów przyprawia ciało o dreszcze i gęsia skórkę. Do 3 siedziałam  i wsłuchiwałam się w melodię graną przez krople deszczu gdy uderzały o okna. Wpatrywałam się w ciemność, która od czasu do czasu rozświetlało światło błyskawicy.

*Oczami Liama*
Fajnie było u Roxi. Super z niej dziewczyna i świetnie się bawiłem przez te tydzień ale nie ma to jak powrót do tego co znasz najlepiej, do domu. Ten debil, Horan, wkurzał mnie przez cała drogę powrotną. Jak można tyle płakać po jakiś głupich chipsach? Nie mogę się doczekać spotkania z Danielle, bo strasznie tęskniłem.

*Oczami Zayna*
Ta blondynka jest niezła. Musze powiedzieć, że jest naprawdę piękna, no i charakter też ma fajny. Szkoda, że nie miałem szansy żeby poznać ją bliżej, nadrobię to w następny weekend gdy nas odwiedzi. Tak wgl to dobrze, ze wzięliśmy z chłopakami kamerę, nagraliśmy mnóstwo śmiesznych filmików.

*Oczami Louisa*
Nie no, może Roxi i jest fajna, ale za grosz dobrych manier. Jak mogła zapomnieć kupić mi marchewki? No jak, ja się pytam? To było bardzo poważne niedopatrzenie. Ale na szczęście już jestem w domciu, pośród moich kochanych warzyw. Nic i nikt nas nie rozdzieli, będę je zabierał ze sobą wszędzie.

*Oczami Nialla*
Juhu! Nareszcie w domu! Nie to, że u Roxi było źle czy coś ale mam dwa powody aby skakać z radości:
1. Lodówka znów jest cała moja!
2. Nie wiem, czy ten sekret powinienem zdradzać, ale chyba własnym myślom mogę xd No wiec wasz miszczu *tu fanfary* UMÓWIŁ SIĘ NA RANDKĘ Z CORNY! Tak teraz możecie składać gratulacje i bić pokłony. Ta dziewczyna od razu zwróciła moja uwagę. Jest śliczna, mądra, mam z nią wiele tematów do rozmów. Już się nie mogę doczekać. Spotykamy się za 2 dni czyli dokładniej 45 godzin = 27000minut (o ile się nie spóźni xd) :]

*Oczami Harrego*
Martwię się. Pomimo tej maski, która włożyła na czas naszych odwiedzin coś się z nią dzieje. Szkoda, że nic nie mówi, ja nie chcę za bardzo naciskać, ponieważ nie chce jej znów stracić.  Bardzo chciałbym jej pomóc ale nie umiem jeżeli nie wiem o co chodzi. :[
___________________________________________
To już 17 xd Jejku ale się ucieszyłam gdy zobaczyłam całe 7 komentarzy pod poprzednim rozdziałem. Dla was to pewnie jest mało ale ja mam zaciesz z każdego jednego.
Ten rozdział nawet mi się podoba. Jest taki wesoły, wiecie, raz chciałam zaszaleć :D Ale następne już takie nie będą. Zapowiadam wam, że wyjazd Roxi do Londynu odbędzie się w bardzo nieprzyjemnych okolicznościach.
Mam taki zapierdziel w szkole że rozdziały przez jakiś czas będą pojawiały się tylko w weekendy. Musicie mi wybaczyć ale same chyba rozumiecie, koniec semestru=najwięcej sprawdzianów. Jeszcze do tego czeka mnie spr z historii z całego półrocza (147 stron z książki). Ale obiecuje wam ze gdy tylko nadejdą ferie (zaczynam dopiero 11 lutego :/) to napisze rozdziały do przodu i będę częściej dodawać :D
Liczę na wasze komentarze <3
Dodawajcie się do obserwatorów i przypominam o zakładce Informowani jeżeli ktoś chce być powiadamiany o owych rozdziałów.
Życzę wam żebyście wszystko pięknie pozdawały i do napisania w przyszłym tygodniu :D
+możecie trzymać za mnie kciuki w środę z ta historią :D